Hayden War. Tom 2. Narodziny Walkirii. Evan Currie

Читать онлайн.
Название Hayden War. Tom 2. Narodziny Walkirii
Автор произведения Evan Currie
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-64030-86-4



Скачать книгу

został stworzony, jeszcze bardziej. Gdy jednostka zawija do jakiegokolwiek portu Sojuszu, dane z tego pakietu są pobierane i przesyłane do światów centralnych.

      Parathowi prawie zakręciło się w głowie. Sojusz posiadał dziesiątki, a może nawet setki tysięcy okrętów i statków. Dane z samych okrętów musiały być niewyobrażalnie rozległe, nie mówiąc już o cywilnych jednostkach.

      – To... to prawie nie do uwierzenia – wykrztusił w końcu.

      – Wiara nie jest wymagana – warknął Demescene. – Pakiety z pana okrętów zanotowały coś, czego nie widzieliśmy od ostatniej wojny z Ross Ell, a co każe nam wierzyć, że Sojusz jest na krawędzi kolejnej wojny z nimi.

      Przez plecy Paratha przebiegł zimny dreszcz. Ross nie byli typową rasą wojowników, jednak przyciśnięci do muru, nie znali umiaru. To w połączeniu z wiedzą o czasoprzestrzeni, niedostępną żadnemu innemu gatunkowi, tworzyło z nich śmiertelnie niebezpiecznych przeciwników.

      – Czemu pan tak sądzi? – spytał w końcu.

      – Ze względu na te dane. – Demescene podsunął przenośny wyświetlacz.

      Informacje znajdujące się na ekranie miały niewielki sens dla Paratha, jednak zauważył linię czasową.

      – Te sygnały wykryte zostały podczas naszej ostatniej misji rozpoznawczej.

      – Zgadza się – potwierdził starszy Pari. – To był dla nas pierwszy sygnał, że Ross coś ukrywają.

      Mistrz flot westchnął.

      – Podczas ostatniej wojny Ross mieli kilka instalacji głęboko na swoim terytorium. Były to centra naukowe, jak uważamy, niezbędne dla ich technologii manipulacji czasoprzestrzenią. Wykryliśmy je dlatego, że jest niemożliwe, by ukryć powstające w ich okolicach monstrualne zawirowania czasoprzestrzeni. Można je zlokalizować z odległości wielu lat świetlnych, prawie w czasie rzeczywistym.

      Parath wypuścił ze świstem powietrze. Zawirowania, które dały się wykryć w czasie rzeczywistym, to nie były małe osobliwości.

      – Co robiły te instalacje?

      – Nigdy się nie dowiedzieliśmy – przyznał Demescene. – Sojusz posiadał dane, że są one niezbędne Ross Ell do prowadzenia wojny, tak więc dowództwo wysłało Strażników.

      Parath ze zrozumieniem skinął głową. Jeśli ktoś chciał, aby coś z pewnością zostało zniszczone, wzywał Lucjan. Cieszyli się niepodważalną reputacją wspaniałych wojowników i faktycznie w walce byli wcielonymi diabłami. I co najważniejsze, Lucjanina nie dawało się powstrzymać, jedynie zabić.

      – Żaden z nich nie wrócił – kontynuował Demescene, wywołując kolejne westchnienie Paratha. – Jednak systemy, w których wykryliśmy zawirowania... już nie istnieją.

      Parath wypuścił z rąk wyświetlacz, rozszerzając wewnętrzne powieki i całkowicie ukazując oczy.

      – Przepraszam?

      Musiał się przesłyszeć. Systemy gwiezdne nie znikają. Nie niszczy się ich. To było szaleństwo. Nawet Ross Ell w czasie wojny nie zniszczyli nigdy gwiazdy.

      – Nie wiemy, co się stało – przyznał Demescene. – To były wszystko bardzo gęsto zaludnione systemy Ross... A teraz są skrajnie niebezpiecznymi osobliwościami punktowymi. Wkrótce potem Ross rozpoczęli negocjacje pokojowe i starania, aby w pełni przyłączyć się do Sojuszu. Ten zaś zawsze uważał, że lepiej mieć ich pod ręką i wiedzieć, co robią, niż zostawić samych z ich zabawkami.

      Z tego Parath zdawał sobie sprawę. Ross nigdy nie byli najbardziej godnymi zaufania członkami Sojuszu, ale wiadomo było jednocześnie, że są zbyt potężni, by ich odsuwać, pomijając oczywiście ogromne problemy komunikacyjne, jakie wywoływali.

      Jak wielu oficerów, Parath dość dokładnie studiował historię Ross Ell. Było niemalże obowiązkiem każdego kandydata na oficera napisać pracę o Ross i o tym, ile wnieśli do Sojuszu.

      Panowała przy tym powszechna opinia, że Ross po prostu nie postrzegają wszechświata w taki sposób, jak czyniła to większość gatunków. Jasne było, że posiadali jakieś sensoryczne połączenie z czasoprzestrzenią, które wykraczało poza normalne zmysły. Wielu uważało, że mogli widzieć lub w jakiś inny sposób odczuwać samą grawitację.

      I zdaniem Paratha, dostrzegali niewiele więcej. Ślepota Ross Ell w interakcjach z jakimkolwiek innym gatunkiem była przysłowiowa.

      – Czy wierzy pan, że te istoty są w jakiś sposób na poziomie porównywalnym z Ross? – zapytał w końcu, sam sceptycznie odnosząc się do tej myśli.

      – Nie – zaprzeczył mistrz flot. – Wierzymy jednak, że Ross posiadali zapasowe instalacje i jedna z nich ukryta była w tej ciemnej części Galaktyki. Albo stracili z nią kontakt po wojnie, albo celowo go zerwali, abyśmy jej nie wykryli. To ponad sto jednostek gwiezdnych. To imperium zaś rozszerzyło się, wchłaniając część dawnego terytorium Ross, i teraz ma tę instalację pod kontrolą, najprawdopodobniej nawet o tym nie wiedząc.

      – A więc mają coś, ukryte gdzieś w pobliżu jednego z ich światów, w dodatku coś, co jest w stanie zamienić system w osobliwość, i nie mają o tym pojęcia? Znając Ross, to zapewne jest atrakcyjny system. Mają szczególny pociąg do pewnego rodzaju form życia.

      – Najprawdopodobniej – przyznał Demescene. – Naszym problemem jest jednak zabezpieczenie tego urządzenia, a w najgorszym wypadku zniszczenie go. Ross nie powinni mieć przeświadczenia, że znów mogą sobie pozwolić na wojnę z Sojuszem. Byłoby to zbyt destrukcyjne.

      Parath zgodził się z tym.

      – To będzie trudne. Szczególnie jeśli przyjdzie nam walczyć z tym imperium, ukrywając nasze zamiary przed Ross.

      – Tak, widziałem te nowe dane – powiedział Demescene. – Kolosalnie zwiększyli potencjał przyspieszeń w swoich jednostkach. Zbliżyli się tym do Ross, prześcigając niektóre z naszych okrętów.

      – Nie okrętów liniowych, ale to prawda – pokiwał głową Parath. – Co mnie jednak najbardziej niepokoi, to fakt, że dokonali skoku od wartości około dwudziestu ośmiu wielokrotności przyspieszenia parithaliańskiego do około pięciuset w ciągu kilku lat. A to wskazywałoby, że nauczyli się operować czasoprzestrzenią na poziomie Sojuszu, choć nie dorównują Ross.

      – Niech wróżbiarz uchroni – zarzekł się Demescene. – Mamy wystarczająco dużo kłopotów z jednym gatunkiem.

      – Biorąc to jednak pod uwagę – powiedział Parath – nie powinniśmy ich lekceważyć. Kontrolują węzeł, który jest bramą do prawie całego ramienia Galaktyki. Możemy znaleźć obejście, ale to potrwa całe interwały...

      – Nie, przejmiemy ich węzeł – oświadczył mistrz flot. – Świat, którego chcą Ross Ell, jest punktem kluczowym. Musimy go kontrolować, jeśli chcemy znaleźć urządzenie, zanim zrobią to Ross.

      – Oni raz już zaciekle walczyli, by odzyskać planetę – ostrzegł Parath. – I jeszcze zacieklej, by ją utrzymać. Wydaje mi się, że zdają sobie sprawę z tego, iż to węzeł, inaczej już by się wycofali.

      – To nie nasz problem. Potrzebujemy tego systemu, więc zmobilizowaliśmy flotę – poważnie odparł Demescene. – Flotę, która byłaby w stanie zatrzymać nawet Ross, i to w szczytowym okresie wojny.

      Parath pokiwał głową. Nie widział całej armady, a jedynie jej część podczas swojego przelotu. Nie ulegało wątpliwości, że Sojusz poważnie myśli o przejęciu systemu, bez względu na to, jak kłopotliwi byli jego obecni okupanci.

      „To będzie krótki konflikt” – pomyślał. „Wydaje mi się jednak, że nie okaże się taki sterylny, jak wierzy