Hayden War. Tom 2. Narodziny Walkirii. Evan Currie

Читать онлайн.
Название Hayden War. Tom 2. Narodziny Walkirii
Автор произведения Evan Currie
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-64030-86-4



Скачать книгу

międzygwiezdną, jest niewielki. Prawdopodobnie szybki zwiadowca”.

      Spojrzał na trajektorie i uśmiechnął się lekko.

      „Nieważne”.

      – Gdybyśmy się odwrócili, nie złapalibyśmy go. Proszę wysłać impuls do floty głównej i pozostać na kursie.

      – Tak, mistrzu.

      „Wydaje mi się, że mam prawo przypuszczać, iż przeciwnik został właśnie ostrzeżony o naszym przybyciu” – westchnął Parath w duchu.

      Sprawy przybiorą bardziej krwawy obrót.

      West Point, NY

      – Pani porucznik?

      Sorilla spojrzała w bok i kiwnęła głową do kadeta, który pojawił się w drzwiach sali wykładowej. Była w trakcie wykładu na temat ksenopsychologii, a większość miejsc zajmowali pułkownicy oraz kilku generałów i admirałów.

      – O co chodzi?

      – Wiadomość z DOS, ma’am.

      Sorilla przywołała kadeta. Dostarczona osobiście wiadomość mogła oznaczać tylko jedno i wszyscy obecni doskonale o tym wiedzieli. Przyjęła kartę, ale nie zawracała sobie głowy jej otwieraniem. Przeciągnęła ją tylko wzdłuż ramienia, a implanty zeskanowały wiadomość i przesłały na jej HUD.

      do: podporucznik Sorilla Aida, Dowództwo Operacji Specjalnych

      od: admirał Nadine Brookes, Task Force Pięć, dowódca

      temat: Misja bojowa / Nowy przydział

      Pani porucznik, gratuluję awansu. Cieszę się, że tak dobrze wykorzystała Pani nadarzającą się okazję. DO nakazało jednak TF5 przegrupowanie. Załogi wkrótce wzywane będą z urlopów. Została Pani przydzielona do TF5, z możliwością akceptacji lub odmowy. To całkowicie Pani decyzja i nakazano mi poinformować wyraźnie, że w razie odmowy ma Pani zagwarantowany etat jako wykładowca. Jeśli jednak wolałaby Pani wrócić na pierwszą linię, mam stanowisko w moim kontyngencie specjalnym.

      podpisano: admirał Floty Nadine Brookes

      Sorilla zgasiła wiadomość, zastanawiając się jedynie sekundę, po czym zwróciła się do słuchaczy.

      – No cóż, panie i panowie – powiedziała – wygląda na to, że to mój ostatni wykład na jakiś czas. Wykorzystajmy zatem ten czas jak najlepiej.

      Uśmiechnęła się, kiedy admirałowie, generałowie i pułkownicy natychmiast skupili na niej uwagę.

      – To powinno zainteresować szczególnie tych, którzy dowodzić będą siłami lądowymi – powiedziała. – Zaobserwowaliśmy bardzo wyraźnie, że Charlie są lepiej wyszkoleni i bardziej zdyscyplinowani.

      Na ekranie pojawiła się sylwetka muskularnego, szarego obcego, w tym przypadku martwego.

      – Jednak jeśli chodzi o siłę ognia, prym zdecydowanie wiodą Alfy. – W tym momencie pojawił się obraz osobnika przypominającego obcego z Roswell. – Pojedynczo te dwa typy są do pokonania, ale bardzo przestrzegam przed niedocenianiem Charlie. To sprytny gnojek i mam przeczucie, że przyjemność sprawia mu walka, kiedy przewaga jest po stronie przeciwnika.

      Kilku ze starszych oficerów Wojsk Lądowych skrzywiło się, ale kiwnęli głowami. Oficerowie Sił Powietrznych i Marynarki zgodzili się bez grymasu.

      – Ale o Alfach także nie zapominajcie – powiedziała z kamienną twarzą Sorilla. – Jak do tej pory, byli oni zdumiewająco przewidywalni, biorąc pod uwagę przewagę technologiczną, jaką dysponują, ale jeśli prawdą okażą się nasze spekulacje, że na razie mamy do czynienia tylko z korporacją przemysłową i jej ochroną, a nie z regularnym wojskiem... może okazać się, że Alfy są największymi i najgorszymi draniami w okolicy.

      USS „Barry Sadler”

      Adler westchnął, patrząc na ostatnie skany floty przeciwnika, które zapętlone przewijały się na ekranie. Grupa była co najmniej trzykrotnie liczniejsza od typowej Task Force i liczyła ponad czterdzieści pięć jednostek bojowych. A może nawet więcej, jeśli niektóre z okrętów, które uznał za jednostki wsparcia, także były maszynami bojowymi.

      „To jednak nie wydaje się prawdopodobne. Żadna grupa tych rozmiarów nie leci przecież bez wsparcia”.

      Taką przynajmniej miał nadzieję.

      Floty ludzkie zdołały nieco ograniczyć konieczność wsparcia, jako że nie istniała już konieczność tankowania okrętów. Nawet jego mały zwiadowca mógł generować swoją własną antymaterię, przynajmniej na misję kilkukrotnie dłuższą niż te, w które do tej pory wysyłany był „Sadler”. Nadal jednak konieczne było zaopatrzenie w amunicję, zaawansowane wsparcie medyczne, uzupełnienia osobowe...

      O ile spodziewał się, że kultura na tyle zaawansowana, by manipulować czasoprzestrzenią w stopniu, do którego zdolni byli Alfa, mogła zredukować potrzeby zabezpieczenia logistycznego jeszcze bardziej, Adler miał nadzieję, że przynajmniej część z okrętów stanowiły jednostki wsparcia. Jeśli się mylił, stosunek sił wynosił ponad trzy do jednego na niekorzyść Task Force Siedem i nie był to dobry prognostyk.

      – Ile sond zostało w punkcie Beta? – spytał, spoglądając w stronę Bittego.

      – Dwie, po ostatnim sygnale wysłanym... osiemnaście minut temu.

      – W porządku, załadujmy kolejne uzupełnienie.

      – Te ptaszki kosztują fortunę, poruczniku.

      – Kiedy pojawi się ta flota, nikt nie będzie o tym zbyt długo rozmyślał.

      – Też racja.

      – Wyślijmy jeszcze raz cały pakiet, razem z tym, co nagraliśmy od ostatniej przesyłki – zdecydował Adler. – Nie zaszkodzi.

      – Pan mówi, ja wykonuję.

      Bitte przygotowywał kolejną przesyłkę, kiedy uruchomił się alarm, powodując, że Adler obrócił się w miejscu.

      – Co jest? Alarm zbliżeniowy?

      – Nie, sir. To pułapka grawitacyjna.

      – O kurwa. – Adler zbladł, przywołując natychmiast obraz ze skanerów.

      „Sadler” znajdował się teraz na wprost punktu skoku i tylko trzy rzeczy mogły wywołać taki alarm.

      Żadna z nich nie była dobra dla okrętu.

      – O mój Boże – szepnął zaszokowany porucznik. „Sadler” dostał się w falę grawitacyjną nadlatujących okrętów.

      Na pokładzie nie czuło się tego – podczas swobodnego dryfu nagła zmiana pola grawitacyjnego oddziaływała z tą samą siłą zarówno na okręt, jak i na wszystko, co znajdowało się w jego wnętrzu. Ale instrumenty zarejestrowały wzrost przyspieszenia i przemieszczenie o tysiące kilometrów. To jednak stanowiło mniejszy problem dla Adlera wpatrującego się we flotę okrętów cztery razy większą od tej, która minęła ich kilkanaście minut wcześniej.

      – To była tylko awangarda... – szepnął.

      – Co? – spytał Bitte, patrząc na niego.

      – Pierwsze siły to była tylko awangarda! Zgrywaj, co mamy, i wysyłaj! Wysyłaj!

      – Nadal odbieramy dane!

      – Wysyłaj natychmiast!

      Bitte zaklął, wykonując jednak polecenie, kiedy rozległy się kolejne alarmy.

      – Co jest, do cholery?!

      Adler nie odpowiedział. Zamknął oczy, by nie patrzeć na ogromny okręt Alfa zmierzający w ich kierunku. Wycia kolejnych