Hayden War. Tom 3. Walkiria w ogniu. Evan Currie

Читать онлайн.
Название Hayden War. Tom 3. Walkiria w ogniu
Автор произведения Evan Currie
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-64030-89-5



Скачать книгу

Ghuli, przejście było zbyt niskie, by być wygodnym dla człowieka, ale dla Sorilli nie stanowiło to aż tak wielkiego problemu. Musiała się tylko nieco schylić, by wejść w korytarz.

      – Sekundę, Top – odparł Jardiens, przyciskając do ściany wnętrze lewej dłoni.

      Ultraszerokopasmowy sKayner wysłał impuls, który odbijając się od ścian, stworzył trójwymiarowy obraz wnętrza. Inne sensory porównały go z obrazem ze skanowania pasywnego i termicznego. Po trzech sekundach mapa pomieszczeń wraz z miejscami, w których przebywali jeńcy i strażnicy, wyświetliła się na HUD-zie sierżant.

      Sorilla odsunęła się od ściany i potężnie kopnęła w drzwi, wyrywając je z mocowań. Obniżyła broń i dwukrotnie wystrzeliła do znajdującego się za nimi strażnika. Następnie przełączyła broń w tryb HALO i weszła dalej.

      – Na ziemię, natychmiast! – ryknęła, podczas gdy komputer jej pancerza przeszukiwał pomieszczenie, oczekując odpowiedzi od implantów wojskowych. Kiedy nadchodziła, wokół osoby, która go posiadała, pojawiał się niebieski napis HALO, oznajmiający, że to jeden ze swoich. Na wyświetlaczu Sorilli pojawiło się kilkanaście takich napisów. Sierżant omiatała bronią pomieszczenie. Za każdym razem, kiedy karabin na linii ognia wykrywał postać nieoznaczoną powitalnym napisem, automatycznie pluł ogniem.

      Poddźwiękowe pociski poszatkowały trzech znajdujących się w pokoju Ghuli, zanim ci zdążyli się odwrócić w kierunku niebezpieczeństwa. Po podłodze płynęła ciemnoszara ciecz, będąca najprawdopodobniej odpowiednikiem krwi. Sorilla odsunęła się nieco na bok i Jardiens wcisnął się do pomieszczenia.

      – Czysto – zakomunikowała mechanicznie, patrząc na umundurowanych strażników na podłodze.

      – Czysto – potwierdził Kanadyjczyk, ruszając naprzód. – Następny pokój.

      Wsunęła się mu za plecy po zamianie ról „prowadzący – zamykający” i w przelocie spojrzała na znajdujących się na ziemi ludzi.

      – Leżcie tutaj – powiedziała. – Wrócimy po was.

      * * *

      Crow dopadł do ściany budynku tuż za Kormanem i lekko klepnął Izraelczyka w ramię, wskazując najbliższy właz. To musiał być bunkier dowodzenia. Korman potwierdził skinieniem głowy i z karabinem przy ramieniu szybko podszedł wzdłuż okrągłej ściany, żeby sprawdzić właz.

      – Zamknięte, sir – oznajmił.

      Były SEAL dał komandosowi znak, by się odsunął.

      Ten obrócił się, przepuszczając porucznika. W czasie zwrotu, ujrzawszy sondę zwiadowczą wyłaniającą się zza budynku, uniósł broń. Poddźwiękowe pociski z broni szturmowej łatwo przebiły lekkie opancerzenie, rozrywając urządzenie na strzępy.

      Poszczególne części nadal drżały na ziemi, kiedy Izraelczyk ruszył do przodu w poszukiwaniu kolejnych celów. W oddali pojawiły się atomowe grzyby jak szare cienie na prawie czarnym niebie. Korman przez chwilę zastanawiał się, czy Mackenzie i Able zdołali się wystarczająco oddalić, ale po chwili skupił się wyłącznie na własnym zadaniu.

      – Uwaga, wybuch! – ostrzegł Crow, zmuszając Kormana, by ten odwrócił się i odczekał kilka sekund.

      Eksplozja była łagodna, prawie cicha. Plastyczny ładunek przeciął pancerz włazu. Drzwi wyraźnie się wydęły, a potem gwałtownie otworzyły, napędzone siłą gazów działających jak silnik odrzutowy. Dym nie zaczął nawet jeszcze opadać, kiedy Korman przecisnął się przez właz, wciąż z bronią przy ramieniu.

      Crow podążał za nim zadymionym korytarzem, zauważając szare smugi na ścianach i cztery ciała Ghuli leżące na podłodze.

      – Tędy, sir – cicho powiedział Korman. – Silny sygnał elektromagnetyczny z końca korytarza. Prawdopodobnie centrum kierowania.

      – Prowadź, kapralu – odparł Crow, przechodząc nad szarym ciałem. – Jestem tuż za tobą.

      Izraelski komandos kiwnął głową, poprawił chwyt na broni i ruszył korytarzem. Nie musiał tego robić. Połączenie cyfrowe pomiędzy pancerzem i karabinem pozwalało na prowadzenie celnego ognia w każdej praktycznie pozycji, nawet strzał z broni przewieszonej przez ramię mógł być celny przy współpracy systemu HALO na broni z HUD-em pancerza. Jednak dla większości żołnierzy, szczególnie tych, którzy intensywnie szkolili się w jednostkach specjalnych, prawidłowe trzymanie broni było nawykiem, niezależnie od tego, jakim dysponowali wyposażeniem.

      Wszyscy znaleźli się choć raz w sytuacji, kiedy sieć taktyczna była przeciążona, zakłócona czy niedostępna z jakiegokolwiek innego powodu. Prawidłowe nawyki, nawet wtedy, gdy nie były konieczne, powodowały, że operatorzy Wojsk Specjalnych utrzymywali się przy życiu także w chwilach, kiedy ich zaawansowana technika zawodziła.

      Zanim dotarli do źródła sygnału EM, Crow i Korman musieli pokonać jeszcze cztery włazy, co stanowiło pewien problem. Wykonywanie zadania w strefie wojennej bez odpowiedniego wsparcia wymusiło na poruczniku sposób działania, tak więc po otwarciu każdego z włazów wrzucał do kolejnego pomieszczenia granat, zamykał właz i dopiero po wybuchu otwierał, by para operatorów mogła posuwać się dalej.

      Nacinane korpusy granatów czyściły pokoje dokładnie i nieodwracalnie.

      Kiedy Crow zamykał czwarty właz, otworzył się ostatni i wysunęła się zza niego szara kończyna, dokładnie w momencie, kiedy porucznik miał rzucać granat. Obcy wydał z siebie syk – żaden z operatorów nie miał pojęcia, w jaki sposób, skoro nie posiadał ust. Crow pchnął uchylone drzwi, zaś Korman wystrzelił trzypociskową serię z dwunastomilimetrowego karabinu. Ciche pociski trafiły w korpus Ghula, wrzucając go ponownie do pomieszczenia, z którego wychodził. Korman podążył za nim, wyszukując cele za pomocą kamery zamontowanej na broni.

      Crow słyszał tylko ciche pyknięcia karabinu ustawionego na prędkość poddźwiękową. Zszedł poniżej linii strzału kaprala i zaczął wyszukiwać własne cele w dużym pokoju, w którym się znaleźli.

      Ghule mogli być szatanami w kosmosie, ich okręty, nawet kiedy było ich znacznie mniej, mogły rozrywać Flotę na strzępy, nie ponosząc przy tym strat. Ale na twardym gruncie planety nie stanowili dla ludzi żadnego wyzwania.

      Atak przeprowadzony przez operatorów WS całkowicie zaskoczył bazę. Jej systemy obronne skierowane były na zewnątrz, w kierunku nieistniejącej armii, a teraz centrum sterowania znalazło się w rękach porucznika Crowa.

      – Sprawdź status zaworów! – rzucił do Kormana, kiedy obaj byli już w dużym, okrągłym pomieszczeniu.

      Na pulpitach kontrolnych leżały ciała Ghuli, ich szara krew wsiąkała w wielkie fotele. Crow zabezpieczył pomieszczenie, zamykając je i barykadując od środka, a Izraelczyk zsunął jedno z ciał z fotela i sam na nim usiadł.

      – Wygląda jak centrum kierowania flotą – powiedział komandos znad konsoli. – Niektóre wskaźniki pracują w ultrafiolecie, tak jak na ich okrętach. Trochę tu jednak brakuje, jeśli się nie mylę.

      – Dasz sobie z tym radę?

      – To jak układanie puzzli, w których brakuje około dziesięciu procent kawałków – odparł, pracując, Korman. – Możemy nie zobaczyć szczegółów, ale ogólny obraz jak najbardziej.

      – Bardzo dobrze – rzucił Crow, zmieniając kanał. – Top, słyszysz mnie?

      * * *

      Sorilla zatrzymała się na chwilę, kiedy na kanale taktycznym usłyszała głos porucznika, a potem pobiegła dalej po rampie wiodącej na kolejne kondygnacje budynku.

      – Roger, poruczniku. OPK zabezpieczeni, ale Ghule zaczynają szaleć na dziedzińcu.

      Spojrzała