Królewsko obdarowany. Emma Chase

Читать онлайн.
Название Królewsko obdarowany
Автор произведения Emma Chase
Жанр Эротика, Секс
Серия
Издательство Эротика, Секс
Год выпуска 0
isbn 978-83-8075-630-4



Скачать книгу

iskra w wielkich niebieskich oczach dziewczyny… przygasa.

      – Śpi. Nie jedzie.

      Marty chrząka, posyła mi pełne niezadowolenia spojrzenie, ale milczy. Wszyscy wychodzimy do samochodu.

      Podchodzę do bagażnika, pospiesznie naprawiam but Ellie, po czym podaję go jej przez szybę w drzwiach.

      – Tommy cię zawiezie, a ja was dogonię. – Kawiarnia jest dziś zamknięta. – Ponownie tu wszystko posprawdzam, by się upewnić, że pozamykaliśmy.

      Ellie wkłada na nos okulary przeciwsłoneczne w kształcie serc.

      – Dobrze, ale się nie spóźnij. Jesteście jedyną sekcją dopingującą, jaką mam. Spodziewam się głośnego wiwatowania.

      Kiwam głową.

      – Końmi by mnie nie powstrzymano.

***

      – Niech pan wstanie.

      Eric Hammond leży na plecach, wciąż ubrany we wczorajszy szary podkoszulek i te same spodnie, a jego rzeczy śmierdzą jak podłoga w pubie. Nie rusza się, gdy ponownie go wołam, a nie mam ani czasu, ani cierpliwości, by obchodzić się z nim jak z jajkiem.

      – Hej! – Klepię go w twarz, powstrzymując się, by nie przywalić mu z pięści, ponieważ znokautowanie go do nieprzytomności w niczym by nie pomogło. – Hej! Idziemy. Pan wstaje.

      – Co? – Oddycha, prychając, i powoli skupia na mnie wzrok. – Co ty tu, do cholery, robisz?

      Podchodzę do jego szafy i przesuwam wieszaki, szukając garnituru.

      – Pańska córka ma dziś zakończenie roku. Upewniam się, że pan na nie dotrze.

      – Ellie? – pyta, zdezorientowany.

      – O, to jest pan świadomy, że ma pan córkę? Nie byłem do końca pewien.

      – To dziś? – docieka, pocierając twarz.

      Znajduję grafitowy garnitur, białą koszulę, która wciąż zapakowana jest w folię, a całość wygląda, jakby była w jego rozmiarze.

      – Tak, dziś. Wygłasza pożegnalną mowę, bo ukończyła liceum z najlepszym wynikiem.

      Drapie się po szpakowatym zaroście i zwiesza głowę.

      – Szlag. Szlag by to trafił. – Unosi ją, patrzy mi w oczy i pyta głosem chropowatym jak papier ścierny – Logan, tak?

      Przytakuję.

      – Musisz mieć mnie za prawdziwego gnoja.

      Zaciskam usta.

      – Moje poglądy nie mają znaczenia.

      – Nie rozumiesz. – Otwiera szufladę w stoliku nocnym i wyciąga z niej oprawioną fotografię. Patrząc na nią, mówi bardziej do niej niż do mnie.

      Spoglądam na Erica Hammonda i widzę mężczyznę, jakim niegdyś był. Silnego i prawego, a nawet szlachetnego. Nim przygniotło go życie, nim zmieniło go w żałosny worek kości.

      – Myli się pan – mówię cicho. – Rozumiem. – Mój głos przybiera jednak na sile. – Ale mnie nie zależy. Nie na panu. – Wskazuję drzwi. – Przez sześć minionych tygodni przyglądałem się, jak łamał pan tej biedaczce serce, ale mam tego dosyć. – Mam dbać o bezpieczeństwo Ellie. Interesuje mnie całość. Zarówno jej ciało, jak i słodka duszyczka. I jestem cholernie dobry w swojej robocie, ale, co ważniejsze, chcę jej strzec, ponieważ jest bystra, wspaniała i… cholera… ktoś musi o nią dbać. – Wstanie pan więc z łóżka, umyje się i przez następne kilka godzin będzie pan udawał, że panu na niej zależy.

      Kiwa głową, a kiedy stawia zdjęcie na stoliku, jestem w stanie dostrzec, co na nim jest. To portret rodzinny, na którym znajduje się mała Olivia z brakami w uzębieniu i burzą włosów, stojący obok niej ojciec, który jest trzeźwy i szczęśliwy i trzyma na rękach młodszą córkę o pulchnych policzkach i jasnych włosach. To jak cios, gdy dostrzegam stojącą obok niego kobietę, która spogląda na niego z uśmiechem. Kobietę z krótkimi blond włosami… i piękną twarzą Ellie. Dorosła córka jest bardzo podobna do matki.

      – Zależy mi na niej – szepcze Eric Hammond, przesuwając kciukiem po obrazie niedawnego życia.

***

      Przed budynkiem czeka kilku reporterów. Nie jest ich wielu – zaledwie trzech. Prowadzę pana Hammonda do drzwi sali gimnastycznej, w których wolontariusze czekają, by wymienić nasze zaproszenia na programy.

      Dziennikarze pytają:

      – Panie Hammond, czy książę Nicholas przybędzie na ceremonię?

      – Jak się pan czuje w związku z ciążą Olivii? Czy dziecko jest księcia?

      – Panie Hammond, kiedy ślub?

      Eric zachowuje się poprawnie. Nie reaguje, nie odwraca nawet głowy. A kiedy prowadzę go na miejsce, pyta szybko:

      – Olivia nie jest w ciąży, co?

      – Nie.

      – Zawsze tak jest? Z tymi dziennikarzami?

      Unosi się jeden kącik moich ust.

      – Zazwyczaj sto razy gorzej.

***

      Podczas ceremonii stoję z tyłu, rozglądam się po zgromadzonych, wypatruję spóźnialskich i tych, którzy wychodzą wcześniej. Kiedy Ellie przemawia, widzę, że zauważa tatę, który siedzi zaraz obok Marty’ego. Dziewczyna milknie na chwilę, na jej twarzy widać przebłysk niedowierzania, ale zaraz się uśmiecha. Jest szczęśliwa.

      I mimo że znajdujemy się w budynku, czujemy, jak dzień staje się nagle bardziej słoneczny.

***

      Marty oznajmia, że wróci do domu na piechotę. Żegna się przed szkołą, ale gdy Tommy idzie do samochodu, tata Ellie stwierdza, że też woli iść, bo chce skorzystać z ładnej pogody. Piszę więc do Tommy’ego, by spotkał się z nami na obiedzie, i idę za Ellie i panem Hammondem w stosownej odległości, by dać im nieco prywatności, ale na tyle blisko, bym mógł zareagować w razie potrzeby.

      Ellie zdjęła togę, niesie ją na ręce, machając dyplomem i biretem trzymanymi w drugiej. W połowie drogi do domu chodnik robi się pusty, więc słyszę, jak ojciec mówi do córki poważnym tonem:

      – Wyglądałaś dziś pięknie, kochanie.

      Ellie śmieje się krótko.

      – Dzięki, tato.

      Mężczyzna patrzy nieco dłużej na Ellie, jego spojrzenie jest trzeźwe, oczy stają się wilgotne.

      – Każdego dnia pięknie wyglądasz. Zupełnie jak mama.

      Dziewczyna zwiesza głowę.

      – Przykro mi. Wiem, że cię to smuci.

      Wydaje się, że jej słowa martwią go jeszcze bardziej. Pan Hammond przystaje w niewielkim parku – na skrawku zieleni z kilkoma ławkami i ścieżką dobiegającą do następnej ulicy. Prowadzi Ellie, by mogli usiąść, słyszę, jak mówi, że jest coś, co musi jej powiedzieć.

      Nie słucham. Skupiam się na otoczeniu. Widzę mężczyznę z córką, ale nie przysłuchuję się ich rozmowie, ponieważ to również część mojej pracy. Muszę dawać ochranianym pewną strefę prywatności, by nie zwariowali. Bez względu na to, jak blisko się znajdujemy, niektóre rzeczy nie są przeznaczone dla naszych uszu.

      Po chwili Ellie wstaje, gdy pan Hammond nadal siedzi.

      – Straciłem ją, twoją siostrę. Nie chcę stracić i ciebie – wyznaje córce z żalem.

      Z oczu Ellie płyną łzy, gdy go ściska i prosi:

      – Nie płacz,