Jesteś moja dzikusko. Agnieszka Lingas-Łoniewska

Читать онлайн.
Название Jesteś moja dzikusko
Автор произведения Agnieszka Lingas-Łoniewska
Жанр Любовно-фантастические романы
Серия
Издательство Любовно-фантастические романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-8083-102-5



Скачать книгу

dobry obiad, mój kumpel poznał nową laskę swojego starego, która okazała się być niewiele od nas starsza. I obydwoje z Radem daliśmy jej sygnaturę C/3 w naszej sześcioliterowej skali oceniania dziewczyn. To oznaczało, że jest całkiem niezła i że wytrzyma ze starym Rada max trzy miesiące. Zresztą, za sposób w jaki zerkała na mnie, mógłbym jej dać nawet B/1. Nie żebym był jakiś supermanem czy coś, no ale sto osiemdziesiąt osiem centymetrów wzrostu, gęste brązowe włosy, niebieskie oczy i niezłe mięśnie, zbudowane dzięki treningom pływackim, robiły niezłe wrażenie na dziewczynach. Generalnie nie narzekałbym na brak powodzenia, gdyby nie zaborcze działania Marty, które mnie bawiły, oraz gdyby nie totalne olewanie przeze mnie tego tematu. Laski bały się mnie, gdyż zawsze miałem jakąś złośliwą uwagę w zanadrzu, która niejedną pannę doprowadziła do rozmazanego tuszem płaczu. Zresztą wspomniana Marta też niejednokrotnie kończyła w taki sposób nasze dyskusje, ale wracała jak bumerang, i może ta jej nieustępliwość powodowała, że ją jeszcze tolerowałem. A poza tym dostarczała mi innych rozrywek, jakby to ująć… dostawałem to, co chciałem, bez szczególnych zabiegów z mojej strony, a nawet, z reguły, przy jej olbrzymich staraniach.

      Nie było to fair, ale kto powiedział, że życie jest łatwe?

      Do tej pory nie spotkałem żadnej dziewczyny, która wzbudziłaby we mnie jakieś inne uczucia niż pogarda, złość bądź rozbawienie. Jedyna osoba, która potrafiła się ze mną naprawdę pokłócić, to Nata, ale ona była poza wszelkimi ramami. Poza tym obiecałem sobie, że już jej nie sprawię przykrości, zarówno ze względu na nią, jak i na moją matkę.

      Z Poznania wróciliśmy około dwudziestej trzeciej, zawiozłem Rada do domu i pojechałem do siebie.

      Mama jeszcze nie spała, widziałem palące się u niej światło. Rozmawiała przez telefon, najpewniej z ojcem. Poszedłem na górę. U Naty było ciemno, wszedłem od razu do łazienki i wziąłem szybki prysznic. Owinąłem się ręcznikiem i wyszedłem. W jej pokoju paliła się lampka, dostrzegłem, że po cichu otwierają się drzwi. Nata wyszła z zaczerwienioną twarzą, w koszulce z wizerunkiem prosiaczka. Strasznie rozczulił mnie ten widok.

      – Co się dzieje? – spytałem cicho.

      – Nnic, myślałam, że już poszedłeś do siebie. – Pociągnęła nosem.

      No tak, płakała, ewidentnie płakała. Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć.

      – Właśnie idę, jutro trzeba rano wstać. Słuchaj, jeśli chcesz o czymś pogadać, coś mi powiedzieć, po prostu to zrób – zaproponowałem, chociaż nie byłem pewien, jak mam się zachować, gdy ona na przykład nagle wybuchnie płaczem albo zacznie mi się zwierzać.

      – Nie, wszystko gra, tylko wiesz, ten wielki dom, ciocia, to znaczy twoja mama, wróciła późno i nawet się z nią nie widziałam. Byłam sama i poczułam, że gdyby nie wy, to naprawdę mogłabym zostać sama. I ciebie też nie było… Pomyślałam o mojej mamie, że jej życie mogłoby całkiem inaczej wyglądać… no i jakoś tak mnie złapało. – Uśmiechnęła się blado. – Ale jest już okej, nie przejmuj się mną, idź spać. – Znowu pociągnęła nosem.

      O kurczę, wyglądała jak zgnębiona ofiara prześladowań. Podszedłem do niej i niezdarnie ją przytuliłem. Poczułem, że zesztywniała w moich ramionach.

      – Nie wiem, czy cię dobrze rozumiem, ale wiem, że moja mama zrobi wszystko, żebyś była szczęśliwa, bo bardzo kochała twoją mamę, i wiem, że kocha też ciebie. Wszystko się ułoży, zobaczysz. – Pogłaskałem ją po włosach, wtulając w nie twarz. Wreszcie… Tak jak chciałem.

      Odsunęła się gwałtownie i ze zmienioną twarzą wyszeptała:

      – Już ze mną dobrze, dziękuję, ale wolałabym, żeby nasze stosunki pozostały bratersko-siostrzane.

      Zaskoczyła mnie i momentalnie poczułem, że ogarnia mnie złość.

      – Aha, widzę, że masz większy problem, niż myślałem! Jeśli chcesz wiedzieć, to stawiając ciebie i mnie obok siebie, możesz być pewna, że ŻADNE stosunki nie będą wchodziły w grę! Jutro dwadzieścia po siódmej w garażu, dobranoc i życzę owocnego płakania! – warknąłem, zatrzaskując drzwi od mojego pokoju.

      Cholera jasna! Co ona sobie myślała? Że na nią lecę czy co? Było mi jej naprawdę żal, wiem, że zareagowałem niefajnie w świetle moich poprzednich obietnic, ale co to miało znaczyć? Te jej słowa? Nic nie rozumiałem, czułem się głupio, byłem zły na nią, a wściekły na siebie, rzuciłem się tak, jak stałem, w ręczniku na łóżko i długo się kręciłem, zanim udało mi się zasnąć.

      ROZDZIAŁ 3

      Nazajutrz obudziło mnie pukanie do drzwi. Natalia delikatnie je uchyliła i powiedziała cicho:

      – Już siódma.

      Po czym zamknęła je równie delikatnie.

      Zerwałem się jak oparzony. Nie nastawiłem budzika w komórce, a przez to, że wróciłem późno i jeszcze po tej akcji przed łazienką nie mogłem zasnąć. Tak więc teraz wyglądałem, jakbym wczoraj imprezował w Mantrze co najmniej do trzeciej nad ranem. Wziąłem szybki prysznic, włożyłem dżinsy i koszulkę i zbiegłem na dół. Była siódma piętnaście.

      – Dzień dobry, synku, w kuchni masz śniadanie. Ja już lecę, bo muszę być z samego rana w biurze. Powodzenia, dzieci! – krzyknęła mama i już jej nie było.

      Zajmowała się w firmie Tolland Corporation sprawami związanymi z PR, a także była dyrektorem generalnym na Europę Wschodnią.

      Wpadłem do kuchni, Honorata rzuciła mi słodkiego rogalika, bo wiedziała, że na nic innego nie mam już czasu, założyłem kurtkę i buty, złapałem plecak i wbiegłem do garażu.

      Natalia stała oparta o moje auto, włosy miała jak zwykle zaplecione w warkocz, dżinsy, bluza, kurtka, wysokie kozaki, zero makijażu. Nie przypominała żadnej z dziewczyn, które znałem, ale muszę przyznać, że była naprawdę ładna. Nie, to mało powiedziane, była oryginalna, tak, oryginalna i efektowna. A gdyby nad sobą popracowała, mogłaby być naprawdę niezłą… wiadomo.

      – Wskakuj – rzuciłem. – Już i tak jesteśmy spóźnieni.

      – No wiesz, ja tu byłam o siódmej dwadzieścia – odparła i uśmiechnęła się złośliwie.

      – No wiesz, ja też bym był, gdybym w nocy nie musiał ratować zagubionych dusz i jeszcze zbierać za to cięgów. – Uśmiechnąłem się równie złośliwie, wyjeżdżając na drogę.

      – Gdybyś nie uznał za pewnik, że ta zagubiona dusza ulegnie twojemu niewątpliwemu czarowi, to może poszedłbyś spać o normalnej porze.

      – Dosyć! Kobieto, czy ty musisz mieć zawsze ostatnie zdanie?! – Sam nie wiedziałem, czy jestem wkurzony, czy też bawi mnie ta słowna gra.

      – Staram się, zresztą wiesz, przebywając z tobą, mam zamiar dojść do perfekcji – powiedziała ze śmiechem.

      – No dobra, rozbawiłaś mnie, masz szczęście – mruknąłem. – Zaraz będziemy w szkole. Pokażę ci, gdzie jest sekretariat, pani Alfons zaprowadzi cię do twojej klasy. Takie są zasady.

      – Pani Alfons? To jej imię? – zapytała z niedowierzaniem.

      – Nie, na imię ma Stanisława, ale ma chyba z siedemdziesiąt lat i z dumą nosi wąsy, mówimy na nią pani Wąs-Alfons. Ale jest fajną babką, wszystko można u niej załatwić. Aha, będziesz w klasie z Martą – dodałem, gdy wjeżdżaliśmy już na parking.

      – No, ta wiadomość jest super, już mam zacząć być niewidzialna? – zapytała z przekąsem.

      – Wyluzuj,