Na szczycie. K.N. Haner

Читать онлайн.
Название Na szczycie
Автор произведения K.N. Haner
Жанр Любовно-фантастические романы
Серия
Издательство Любовно-фантастические романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-7942-511-2



Скачать книгу

Jak wszyscy wiedzą? Tylko Trey wie. O nie! Zabiję go! Kurwa, zabiję!

      – To też tylko plotki. – W sumie racja. Nie jestem już dziewicą.

      – Jasne. Więc dlaczego jeszcze mnie nie rozebrałaś?

      Roześmiałam się.

      – Bo nie mam ochoty? – spojrzałam ironicznie.

      – Bo się boisz, ale nie martw się, będę delikatny, skarbie.

      Czy on jest, kurwa, głuchy? Pchnął mnie na sofę i położył, próbując pocałować.

      – Jack, nie! Nie! – Odwróciłam głowę i chciałam go odepchnąć.

      – Zawsze tak mnie zwodzisz. Znudziła mi się już ta zabawa. – Chwycił moją twarz w dłoń i tym razem pocałował.

      – Nie! – Walnęłam go w klatkę piersiową, ale nie na tyle mocno, by to coś dało.

      – Och tak! Wiem, że tak! – Drugą ręką unieruchomił mi obie dłonie i uniósł nad głowę. Sparaliżował mnie strach, zabrakło mi tchu, gdy wepchnął mi język do ust. Próbowałam się wyrwać, ale był silniejszy. Poczułam jego twardniejący członek między nogami i zrobiło mi się niedobrze.

      – Jack… – Odwróciłam głowę i w końcu przerwałam pocałunek.

      – Ale jesteś słodka. – Sięgnął do rozporka i wyciągnął penisa. O nie! Fuj! – Obciągnij mi! Wiem, że to lubisz! – Podsunął się, jakby chciał mi go wsadzić do ust. O kurwa, czy on jest poważny?

      – Spieprzaj! – Odepchnęłam go za biodro i upadłam na dywan, na czworaka ruszyłam do łazienki z planem, by się tam zamknąć i poczekać, aż wytrzeźwieje.

      – Nie wstydź się, skarbie, nie musisz połykać, jeśli nie chcesz… – Chwycił mnie za kostkę i zatrzymał na puszystym dywanie.

      – Zostaw mnie! – Kopnęłam go, aż zajęczał.

      – Ty mała suko! – krzyknął i gwałtownie mnie pod siebie wciągnął, chwytając za kostkę. Pisnęłam przerażona i zakryłam oczy dłońmi. – Nie będziemy się tak bawić, Reb! – Chwycił za moje szorty i prawie je ze mnie zdarł. Dobrze, że nie były dżinsowe.

      – Jack, przestań!

      – Mam dość takiego zwodzenia, czekania! – Chwycił mój nadgarstek i uniósł nad głowę, napierając swoim penisem na moje majtki. Cholera!

      – Niedobrze mi! – ostrzegłam.

      – Zaraz ci będzie bardzo dobrze! – Odsunął mi majtki na bok i otarł się główką o moją cipkę, a ja w tym momencie zwymiotowałam. Porzygałam się prosto na niego, na dywan i na siebie.

      – Ja pierdolę, Reb! – Zeskoczył ze mnie z obrzydzeniem i popędził do łazienki. Przewróciłam się na bok i zwymiotowałam znowu, i jeszcze raz. W głowie mi się kręci, a ja czuję, że idzie kolejna fala. Ledwo to wytrzymałam i zostałam już tak na tym dywanie do rana.

      ***

      O mój Boże, gdzie ja jestem? Obudziłam się, gdy na dworze było już jasno. Głowa mnie boli i chyba jestem jeszcze pijana. Spojrzałam na swoją zarzyganą koszulkę, dywan i podłogę i kompletnie nie mogłam sobie przypomnieć, co się stało. Dlaczego nie mam spodni? Rozejrzałam się wkoło i zobaczyłam, że to mieszkanie Jacka. O kurwa! Zerwałam się z dywanu i wciągnęłam na tyłek swoje lekko naderwane szorty. Cholera! Cholera! Cholera! Przespałam się z nim? Dotknęłam się w kroku jakby to miało mi coś powiedzieć. Nic mnie nie boli, więc może nic się nie wydarzyło?

      – Jack! Jack! – Wpadłam do jego sypialni.

      – Co? – zapytał półprzytomny i nawet nie otworzył oczu.

      – Co ja tu robię? Dlaczego nie miałam spodni? – Usiadłam na brzegu łóżka.

      – Nic nie pamiętasz? – spojrzał na mnie dziwnie. Był zaspany i okropnie skacowany.

      – No, kurwa, jakoś nie! Nie mów, że my…

      – Pytasz, czy się pieprzyliśmy? – wygiął usta w ironicznym uśmiechu, a mnie żołądek podszedł do gardła.

      – Sed mnie zabije! – Walnęłam się w czoło.

      – Kto to jest Sed?

      – Mój narzeczony – odruchowo spojrzałam na dłoń, na której powinien być pierścionek. Zgubiłam go? Kurwa!

      – Mówiłaś, że nie masz narzeczonego! – oburzył się i usiadł.

      – Tak mówiłam?

      – Tak! Że to tylko plotki i sama zapytałaś, czy chcę się pieprzyć!

      – Ja pierdolę!

      – Więc Serdick Mills to twój facet?!

      – Jeśli się dowie o tym, co zrobiłam, na pewno się wkurwi i kopnie mnie w dupę – westchnęłam głęboko, a do oczu napłynęły mi łzy.

      – Jak ty go w ogóle poznałaś?

      Na pytania mu się zebrało?

      – W klubie. Daj mi jakąś swoją koszulkę… – Wstałam i rozejrzałam się za jakimś czystym ubraniem.

      – Chcesz na pamiątkę? – uśmiechnął się głupio.

      – Pamiątkę po czym?

      – Po upojnej nocy…

      – Gdybym coś jeszcze pamiętała – wywróciłam oczami, chwyciłam czarny t-shirt.

      – Uciekasz tak? Bez śniadania? – Wstał za mną w samych bokserkach.

      – Jack, wybacz, ale to była kompletna pomyłka. Ta noc to… to nie powinno się wydarzyć…

      – Teraz o tym myślisz?

      – Wczoraj najwidoczniej nie myślałam, a ty to wykorzystałeś.

      – Szkoda, że nic nie pamiętasz, było naprawdę miło.

      Kurwa, jakoś ciężko mi to sobie wyobrazić.

      – Żegnaj, Jack. – Wyszłam z sypialni prosto do drzwi.

      – Zadzwoń, jak cię jeszcze kiedyś najdzie ochota! – krzyknął zadowolony i pomachał. Ta, jasne! Na pewno zadzwonię. Zbiegłam po schodach zamiast skorzystać z windy, bo mnie mdliło. Kac zżerał mnie od środka. Ten fizyczny i ten moralny. Wyrzuciłam swoją koszulkę do kosza i założyłam tę, którą zabrałam Jackowi, zawiązałam ją sobie na brzuchu, bo była o wiele za duża. Idąc wzdłuż ulicy, przypomniałam sobie, że przyjechałam tutaj wczoraj mustangiem Seda. Kurwa! Kluczyki też zgubiłam! Czy może być gorzej?

      ***

      Tak, może. Gdy dotarłam na parking, zobaczyłam za wycieraczką mandat za złe parkowanie i blokadę na kole. I tak bym nigdzie nie odjechała, bo nie mam kluczyków, durna policjo! Nie mam przy sobie dokumentów, pieniędzy ani telefonu. Wskoczyłam do auta, przez zamknięte drzwi i przeszukałam schowek. Na szczęście była w nim jeszcze gotówka, więc starczy mi na taksówkę. Rozmieniłam pieniądze i zadzwoniłam po samochód.

      – Która jest godzina? – zapytałam taksówkarza, gdy wsiadałam do auta.

      – Dziesiąta rano, panienko – odpowiedział sympatyczny starszy pan. – Gdzie jedziemy?

      – Do Hollywood. – Podałam mu sto dolarów, a on ruszył. Całą drogę bolał mnie brzuch i strasznie mnie mdliło. Wyobrażałam sobie awanturę, jaka za chwile wybuchnie. Sed mnie zabije za zdradę, a Trey udusi, że tak zniknęłam