Na szczycie. K.N. Haner

Читать онлайн.
Название Na szczycie
Автор произведения K.N. Haner
Жанр Любовно-фантастические романы
Серия
Издательство Любовно-фантастические романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-7942-511-2



Скачать книгу

– zadarłam głowę, by spojrzeć na drugie piętro.

      – Zapraszam – pokazał gestem na szklane wejściowe drzwi w złotej ramie.

      – Mieszkasz tu sam?

      – Od dwóch dni.

      – Naprawdę miałeś się wczoraj ożenić? – zapytałam z ciekawości.

      – Naprawdę.

      – I co? Tak nic cię to nie rusza? Nie masz wyrzutów sumienia ani nic? – cholerny szampan! Po co ja pytam o takie rzeczy?

      – A dlaczego mam mieć? Uratowałem nas oboje od nieszczęśliwego życia.

      – Ona nie ma pretensji?

      – Ma, ale przejdzie jej i kiedyś zrozumie.

      – No tak, facet zawsze wie lepiej – skrzywiłam się.

      – Nie znasz nas, więc nie oceniaj – rzucił zimno.

      – Nie oceniam. Po prostu nie rozumiem, ale to nie moja sprawa – ruszyłam w głąb domu przecinając olbrzymi hol. Wszystko jest takie duże i jasne. Czy on ma jakiś kompleks? Zaczęłam chichotać sama do siebie.

      – Powiedz mi, co cię tak bawi, Reb? – zapytał, gdy weszliśmy do ogromnej kuchni. Większej w życiu nie widziałam. Ciemne drewniane szafki fajnie kontrastują z jasną piaskową podłogą.

      – Wybacz, to przez tego szampana – próbowałam się opanować. Pomyśli, że jestem kompletną idiotką.

      – Masz ochotę na więcej?

      – Chyba tak – wiem, że nie powinnam, ale co mi tam. Jeśli mam stracić dziewictwo, to dlaczego nie z tym pięknym i bogatym facetem? Sedrickiem Millsem.

      – Powinienem mieć jeszcze butelkę. Poczekaj, zaraz wrócę – zniknął gdzieś za drewnianymi masywnymi drzwiami obok ogromnej lodówki. Po co jednemu człowiekowi tyle miejsca? W sumie do wczoraj miał to być dom dla dwojga, ale to i tak za dużo. Ma pewnie z tysiąc metrów. Przeszłam dalej i zobaczyłam ogromny taras, a zaraz za nim basen. O rany! Basen. Nie wiem, co mnie naszło, ale wyszłam na taras, zsunęłam buty, pończochy i zanurzyłam stopy w wodzie. Och, jak przyjemnie. Usiadłam na brzegu basenu i zanurzyłam nogi do kolan. To musi być życie. Rozejrzałam się po ogrodzie. Cholera! Obok basenu jest jacuzzi, niedaleko altanka na grilla i imprezy pod dachem, w oddali widzę chyba kort tenisowy. Jezu! Ile coś takiego musi kosztować?

      – Myślałem, że uciekłaś – usłyszałam zza pleców głos Seda.

      – Wybacz, nie mogłam się powstrzymać – uśmiechnęłam się i pomachałam nogami w przyjemnie chłodnej wodzie.

      – Nie krępuj się, jeśli masz ochotę – pokazał gestem na basen.

      – Nie mam stroju.

      – Możesz wskoczyć nago.

      – Oczywiście – roześmiałam się.

      – Zresztą nie pamiętam, kiedy ostatnio się w nim ktokolwiek kąpał.

      – Nie korzystasz z niego? – uniosłam brew.

      – Nie mam czasu.

      – A twoja narzeczona? Nie korzystała?

      Spojrzał na mnie, jakbym powiedziała coś złego.

      – Nie.

      – Nie chcesz o niej rozmawiać? – Rany Reb! To oczywiste, że nie chce!

      – A po co?

      – No nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Pomyślałam, że może potrzebujesz się komuś wygadać albo coś… – dodałam, a on się uśmiechnął.

      – Dzięki, ale naprawdę nie mam doła z tego powodu. Dziś rano, pierwszy raz od trzech lat obudziłem się i stwierdziłem, że jestem szczęśliwy.

      – Czemu od trzech lat?

      – Tyle byłem z Karą.

      – To przykre, że byłeś z nią trzy lata i cały czas byłeś nieszczęśliwy. Czemu wcześniej tego nie zakończyłeś? Wiesz, zostawić dziewczynę przed ołtarzem to dość… okrutne.

      – Wiem, ale nie cofnę czasu – otworzył szampana i rozlał do dwóch kieliszków, po czym podał mi jeden z nich.

      – Dzięki. Jakby mnie facet zostawił przed ołtarzem, to chyba bym go zabiła – podrapałam się po głowie.

      – Taka z ciebie psychopatka? – zaśmiał się.

      – Nawet nie wiesz jaka – puściłam oczko i upiłam łyk. Mmm… pyszny. – Kochałeś ją chociaż? – wypaliłam nagle, a Sed prawie udławił się szampanem. Zerwałam się z basenu, by poklepać go po plecach. – Przepraszam, nie powinnam pytać.

      – Nie szkodzi. Tak, kochałem ją na swój sposób, ale to nie kobieta dla mnie – Sed jakby zamyślił się na chwilę, więc miałam okazję mu się przyjrzeć. W luźnym wydaniu wygląda seksownie. Sama nie wiem, czy bardziej podoba mi się w garniturze, czy na luzie? Cholera, jest naprawdę boski. Wydatne usta, prosty nos, choć widać, że kiedyś był złamany, idealne kości policzkowe, no i te oczy. Szmaragdowe. Gdy spojrzał na mnie, przestałam oddychać. – A ty? – zapytał.

      – Co ja?

      – Kochałaś kiedyś kogoś?

      – Nie.

      – To też przykre.

      – Możliwe. Mam Treya, on jest dla mnie najważniejszy i jego kocham, ale to inny rodzaj miłości.

      – Nie masz rodzeństwa?

      – Nie.

      – A rodzice?

      – Moja matka to alkoholiczka, ojca nie znam.

      – Przykro mi – powiedział szczerze.

      – A mnie nie, zostawił ją, gdy dowiedział się o ciąży. Dał jej pieniądze na usunięcie ciąży, ale tego nie zrobiła, zresztą wypomina mi to do dnia dzisiejszego.

      Sed zrobił wielkie oczy.

      – Trey mówił, że do niego dzwoniła pożalić się na ciebie – powiedział.

      – Jak zawsze, ona ode mnie chce tylko pieniędzy. Wysyłałam jej przez ostatnie dwa lata kasę kilka razy w miesiącu. Gdyby nie to, już dawno miałabym własne mieszkanie i samochód.

      – Dlaczego jej pomagasz?

      – Bo to moja matka, Sed, co mam zrobić? Pozwolić, żeby umarła na ulicy albo w jakiejś melinie?

      – Ile ty właściwie masz lat, Reb?

      – Dwadzieścia jeden.

      Uśmiechnął się dziwnie.

      – Pracowałaś zamiast się uczyć?

      – Nie miałam wyjścia. Gdy postanowiliśmy z Treyem o przyjeździe do LA, musiałam znaleźć pracę, aby się utrzymać. Trey miał stypendium, razem daliśmy sobie radę.

      – Ale on studiuje, a ty nie.

      – Bo nie jestem taka mądra jak on.

      Zmierzył mnie wzrokiem.

      – Nie próbowałaś nawet, więc nie wiesz.

      – Próbowałam, byłam przez jeden semestr na… – urwałam w pół zdania, gryząc się w język.

      – Na?

      – Nieważne.

      – Powiedz. Co studiowałaś?

      – Nie. Daj spokój, i tak ci nie powiem.

      – Wstydzisz się?

      Zmarszczyłam