Soulless. T. M. Frazier

Читать онлайн.
Название Soulless
Автор произведения T. M. Frazier
Жанр Эротика, Секс
Серия
Издательство Эротика, Секс
Год выпуска 0
isbn 978-83-66134-48-5



Скачать книгу

rozmarzona.

      – Mozart był wizjonerem. Widział świat inaczej. – Uniosła niewidzialną batutę, jakby była dyrygentem stojącym przed orkiestrą. – I ja także taka jestem.

      King przewrócił oczami.

      Rage opuściła ramiona i postukała butem o podłogę, mocno przyciskając torbę do piersi.

      – Nie znam cię, ale niestety jeśli zostaniemy tu jeszcze chwilę dłużej, wysadzę ten pieprzony motel w powietrze, a ty pewnie przez przypadek zostaniesz ranna, a bardzo podobają mi się twoje włosy, więc to byłaby strata, skoro polecono mi zadbać o twoje bezpieczeństwo.

      – To ona ma mnie chronić? – zapytałam Kinga, nie dbając o to, że Rage też mnie słyszy.

      King zaciskał pięści tak mocno, że knykcie mu pobielały, i wyglądał, jakby z całych sił próbował nie postawić dziewczyny do pionu po tym, jak go obraziła.

      – Jasna cholera! – krzyknęła Rage. – Grzyb na ścianie chyba się przesunął. Jedźmy, zanim stwierdzę, że niańczenie tej laski jest cholernie złym pomysłem.

      King otworzył drzwi i wyszliśmy na zewnątrz.

      – Ale będzie zabawa! – oznajmiła sarkastycznie, gdy dotarła do furgonetki i rzuciła Kingowi swoją torbę, a on wrzucił ją na tył pojazdu. Usiadła pośrodku, a ja zajęłam miejsce obok niej i ruszyliśmy w stronę Jessep.

      Bear był w więzieniu przeze mnie. Jeśli chciał, bym pojechała do domu w towarzystwie Barbarzyńskiej Barbie, to tak postąpię.

      Rage zrobiła balon z gumy do żucia tuż przy moim uchu, a ja zagryzłam wargę niemal do krwi.

      – Pachnie tu potem – narzekała. Nakierowała na siebie wszystkie wywietrzniki klimatyzacji.

      Zaufaj mu, przypomniałam sobie.

      W końcu to nie potrwa długo.

      Bear na pewno niedługo wyjdzie z więzienia i wszystko będzie dobrze.

      Powtarzałam to sobie w głowie raz po raz. Gdy w końcu dotarliśmy do Jessep, brzmiało to niemal wiarygodnie.

      Niemal.

      ROZDZIAL 9

      Thia

      Miałam wrażenie, że ostatni raz byłam w Jessep w innym życiu, chociaż w rzeczywistości wcale nie minęło tak dużo czasu.

      Jednak smród zgniłych pomarańczy był jeszcze silniejszy, niż zapamiętałam, tak silny, że Rage też musiała zakryć usta, gdy mijaliśmy znak: „WITAMY W JESSEP”. Jeśli to w ogóle możliwe, żwirowymi ścieżkami jechało się jeszcze trudniej, a furgonetka kołysała się z boku na bok, gdy próbowałam – bez skutku – ominąć dziury wielkości krateru i duże kamienie.

      Dom.

      Czy to miejsce wciąż nim było?

      Chyba nie.

      Minęliśmy nieduży krzyż znajdujący się na poboczu w miejscu, gdzie Kevin Little przewrócił swój traktor i został uwięziony w płytkim kanale wodnym. Nie znałam Kevina, ale jego rodzinę tak. Ten krzyż znajdował się tam, odkąd pamiętam. Wokół ktoś położył bukiety dzikich kwiatów, teraz już więdnące. Balony, z których uszło powietrze, plątały się ze sobą, a ich sznurki były chyba jedynym, co trzymało razem spróchniałe drewno.

      Ten krzyż kiedyś był pierwszym znakiem tego, że zbliżam się do domu. Za każdym razem, gdy zjeżdżałam z głównej drogi i wjeżdżałam na piaszczystą ścieżkę prowadzącą do Jessep, czułam na jego widok ciepłe, znajome uczucie w sercu.

      Tym razem powrót był inny.

      To miejsce wydawało się znajome, ale już nie czułam się tutaj jak w domu.

      Nie wiem, kiedy zaszła ta zmiana. Czy wtedy, gdy moi rodzice zmarli, a ja uciekłam z miasta? A może już wcześniej, tylko tego nie zauważyłam?

      W Jessep dzieci rolników albo same stawały się rolnikami, albo poślubiały rolników. Od początku wiedziałam, że przejmę sad Andrewsów. Nie chodziło o to, że mi się ten pomysł nie podobał. Tak naprawdę nigdy nie myślałam o tym, czy mi się podoba, czy nie. To nie był wybór, tylko coś, co kiedyś miało się na pewno wydarzyć. Nie planowałam studiować. Najbliższe studiowaniu byłoby uczęszczanie na kilka wieczornych zajęć z biznesu i wzięcie udziału w certyfikowanych kursach, które odbywały się co kilka miesięcy w stołówce podstawówki połączonej ze szkołą średnią.

      Ale potem moi rodzice przestali pracować na pełen etat i sama musiałam zarządzać sadem, zanim w ogóle miałam szansę zapisać się na te kursy. Starałam się ocalić sad, opierając się na wiedzy, którą zdobyłam w trakcie dorastania, ale wszystko szybko się popsuło i w okamgnieniu skończyło.

      Poległam.

***

      – Nie chcę tam wchodzić – powiedziałam, patrząc na ganek.

      – Zadbałem o to, by znowu włączyli tu prąd – powiedział King, nie rozumiejąc, dlaczego nie chciałam wejść do środka, do domu z mojej strasznej przeszłości.

      Rage natomiast wbiegła po schodkach, kopnięciem otworzyła drzwi, a potem weszła do środka.

      – Śmierdzi tu – krzyknęła i wydała z siebie głośny dźwięk, jakby chciała zwymiotować.

      – Czy ona naprawdę jest osobą, która ma mnie pilnować? – zapytałam Kinga. – To znaczy słyszałam, jak mówiłeś, że wysadziła w powietrze budynek, ale czy jesteś pewny, że nie chciała go przypadkiem wywietrzyć? Mam wrażenie, że bardzo jej przeszkadzają wszelkie zapachy.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

iVBORw0KGgoAAAANSUhEUgAAAoAAAAPMCAIAAABdQp/XAAAAAXNSR0IArs4c6QAAAARnQU1BAACxjwv8YQUAAAAJcEhZcwAADsMAAA7DAcdvqGQAAABHdEVYdENvbW1lbnQASlBFRyBFbmNvZGVyIENvcHlyaWdodCAxOTk4LCBKYW1lcyBSLiBXZWVrcyBhbmQgQmlvRWxlY3Ryb01lY2guQWaB9AAA1UtJREFUeF7svQecZMtZnq+IJIRkZAUwMpKNDcgCy+ZPEGBJIAQGjAlGEsJYYIOMIkJIRqAsIRRA6eYr3bQ557t3c84555xzTrPxzu7/OfWeU326p2d2pmdma8L7/Z7f2eo6daq+qvqq3nN6e7qfc+f2HWOMMcbcYyzAxhhjTAIswMYYY0wCLMDGGGNMAizAxhhjTAIswMYYY0wCnnPHZrPZbDbbPTcLsM1ms9lsCcwCbLPZbDZbArMA22w2m82WwPwhLGOMMSYBFmBjjDEmARZgY4wxJgEWYGOMMSYBFmBjjDEmARZgY4wxJgEWYGOMMSYBFmBjjDEmARZgY4wxJgEWYGOMMSYBFmBjjDEmARZgY4wxJgH+MQabzWaz2RKYBdhms9lstgRmAbbZbDabLYFZgG02m81mS2D+EJYxxhiTAAuwMcYYkwALsDHGGJMAC7AxxhiTAAuwMcYYkwALsDHGGJMAC7AxxhiTAAuwMcYYkwALsDHGGJMAC7AxxhiTAAuwMcYYkwALsDHGGJMA/xiDzWaz2WwJzAJss9lsNlsCswDbbDabzZbALMA2m81msyUwfwjLGGOMSYAF2BhjjEmABdgYY4xJgAXYGGOMSYAF2BhjjEmABdgYY4xJgAXYGGOMSYAF2BhjjEmABdgYY4xJgAXYGGOMSYAF2BhjjEmABdgYY4xJgH+MwWaz2Wy2BGYBttlsNpstgVmAbTabzWZLYBZgm81ms9kSmD+EZYwxxiTAAmyMMcYkwAJsjDHGJMACbIwxxiTAAmyMMcYkwAJsjDHGJMACbIwxxiTAAmyMMcYkwAJsjDHGJMACbIwxxiTAAmyMMcYkwAJsjDHGJMA/xmCz2Ww2WwKzANtsNpvNlsAswDabzWazJTALsM1ms9lsCcwfwjLGGGMSYAE2xhhjEmABNsYYYxJgATbGGGMSYAE2xhhjEmABNsYYYxJgATbGGGMSYAE2xhhjEmABNsYYYxJgATbGGGMSYAE2