Ukochany wróg. Diana Palmer

Читать онлайн.
Название Ukochany wróg
Автор произведения Diana Palmer
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-276-0777-5



Скачать книгу

Gór Skalistych, niedaleko Calgary. Dom utrzymany w stylu francuskiego château, był obszerny i rozłożysty. Prowadził do niego długi, kolisty podjazd, po którego obu stronach rosły dorodne jodły. Łąki z obficie kwitnącymi polnymi kwiatami kontrastowały z majestatycznymi górami o szczytach pokrytych śniegiem. Na terenie posiadłości znajdował się kort tenisowy, basen z podgrzewaną wodą, a także wypielęgnowany ogród, przedmiot dumy starego ogrodnika.

      Kingston posadził samolot na prywatnym pasie do lądowania w pobliżu hangaru, obok którego stał zaparkowany biały mercedes. Drobna siwowłosa kobieta w modnym szarym spodnium zaczęła machać do nich ręką, gdy tylko pojawili się w drzwiach samolotu.

      – Mama! – wykrzyknęła Jenna i puściła się pędem, aby jak najszybciej się znaleźć w szeroko rozłożonych ramionach, zostawiając za sobą brata i przyjaciółkę.

      – Pomyślałby ktoś, że nie było jej dwa lata, a tymczasem minęły tylko dwa miesiące – zauważył zgryźliwie Kingston.

      – Miło mieć matkę, do której można się przytulić – powiedziała Teddi, która niezmiennie odczuwała brak rodziców. W jej głosie zabrzmiała nuta żalu.

      Niespodziewanie Kingston położył jej delikatnie dłoń na karku.

      – Niewiele zaznałaś miłości w swoim życiu, prawda? – spytał łagodnie. – Jennie jej nie zabrakło, oboje z matką postaraliśmy się o to.

      – To widać – zgodziła się, myśląc o ciepłym, szczerym uśmiechu przyjaciółki. – Jest bardzo otwartą osobą.

      – Moje przeciwieństwo – orzekł Kingston, zwężonymi oczami spoglądając przed siebie. – Nie obchodzą mnie ludzie.

      – Zwłaszcza ja – mruknęła pod nosem Teddi.

      – Nie wkładaj mi w usta słów, których nie wypowiedziałem. Na dobrą sprawę wcale mnie nie znasz. Nie zbliżyłaś się na tyle, aby mieć tę możliwość.

      – Raz podjęłam próbę – przypomniała mu z goryczą.

      – Tak – przyznał, spoglądając na zwróconą do niego profilem Teddi. – Zostawiło blizny, co?

      Wzruszyła ramionami, żałując, że jej się to wymknęło.

      – Każdy ma prawo czasem się wygłupić.

      – Wiele razy od tamtego czasu zastanawiałem się, co by się wydarzyło, gdybym wtedy się nie wycofał – wyjawił cicho, zwalniając kroku, bo zbliżyli się do Jenny i pani Devereaux.

      Serce Teddi zabiło trwożnie.

      – Walczyłabym z tobą – oznajmiła z prowokującym spokojem.

      Na ustach Kingstona pojawił się krzywy uśmieszek.

      – Zdobyłaś wystarczające doświadczenie, by wiedzieć, co dzieje się z mężczyzną, gdy opiera mu się kobieta, której pożąda, prawda?

      – Czy nie dawałeś mi do zrozumienia, że spałam z połową mężczyzn w Nowym Jorku? – odgryzła się. – Może jednak ty mi powiedz, co takiego się dzieje.

      – Doprawdy nie wiem, co o tobie myśleć – przyznał. – Kiedy sądzę, że cię rozszyfrowałem, dajesz mi do rozwiązania kolejną zagadkę. Powinienem ci się uważniej przyjrzeć, misiaczku.

      Spojrzała na niego z gniewem.

      – Nie nazywaj mnie tak.

      – Nie podoba ci się? Jesteś milutka jak dziecięca przytulanka – zauważył ironicznie.

      Zaczerwieniła się jak nastolatka i zezłościła na samą siebie, że reaguje na jego kpiny i złośliwości, okazując bezradność. Jak zazwyczaj dążył do tego, aby ją upokorzyć i onieśmielić. Podczas tego pobytu nie pozwoli mu na to, nie tym razem, obiecała sobie w duchu.

      – Nie łudź się, że mnie kiedykolwiek przytulisz – odpaliła.

      – Na twoim miejscu nie byłbym tego taki pewien. – Wyciągnął papierosa i zapalił go, nie spuszczając z niej wzroku. – Błagałaś mnie o to tamtego ranka w stajni.

      Zżymając się, że znowu przypomina jej o chwili słabości, zamknęła na moment oczy.

      – Jesteś doświadczony w tych sprawach…

      – A czego się spodziewałaś? Potrafię obchodzić się z kobietami, mała Teddi, i byłaś bardzo bliska, żeby się o tym przekonać. Mogę stracić głowę, gdy kobieta mnie kusi. O mało do tego nie doprowadziłaś, wiemy to oboje. Te prowokacyjne spojrzenia, głębokie dekolty, obcisłe ciuszki mówiące: jestem gotowa.

      – Nie umiem powiedzieć, jak bardzo mi przykro z powodu tego, co się wydarzyło – oznajmiła Teddi. – Czy moglibyśmy o tym zapomnieć? Nic ci z mojej strony nie grozi. Nie będę z tobą flirtować.

      – Szkoda – stwierdził sucho. – Pomyśleć, że żyję w ciągłym strachu, czy któraś z was, bezwzględnych miejskich dziewcząt, mnie nie uwiedzie.

      Czy on ze mną flirtuje? – zadała sobie w duchu pytanie Teddi. Nie zdążyła się tego dowiedzieć, ponieważ zbyt blisko podeszli do Jenny i jej matki, wyraźnie szczęśliwej z widoku córki.

      – Koniec świata musi być bliski – zauważyła ze śmiechem Mary Devereaux – skoro wygląda na to, że wy dwoje po raz pierwszy się nie kłócicie. – Przyjrzała się bystro synowi. – Naprawdę widziałam, jak się do niej uśmiechałeś?

      Kingston zrobił ponurą minę.

      – To był skurcz mięśni – odparł.

      – Oczywiście. – Mary roześmiała się i uściskała z czułością Teddi. – Cieszę się, że tu jesteś. Kingston poza domem przez większość czasu, Jenna nieoczekiwanie zainteresowana prowadzeniem rancza. – Pani Devereaux rzuciła córce wymowne spojrzenie. – Już się bałam, że spędzę to lato samotnie. Mam nadzieję, moja droga, że nie odkryjesz w sobie żyłki ranczera?

      – Och, nie zanosi się na to – odrzekła ze śmiechem Teddi.

      – Bogu dzięki – odparła z westchnieniem Mary. – Pojedziemy? Mam ochotę na filiżankę kawy. Kingston, poprowadzisz?

      – A kiedy ostatnio ty mnie gdzieś zawiozłaś? – zapytał, przekomarzając się z matką.

      – Niech się zastanowię. – Mary ściągnęła brwi. – Miałeś sześć lat i musiałam zabrać cię do dentysty, bo wdałeś się w bójkę z małym Sammym Blainem.

      Teddi skryła uśmiech i objęła przyjaciółkę, podchodząc do tylnych drzwi samochodu. Przyjemnie było czuć się częścią rodziny, nawet przez złudną chwilę.

      ROZDZIAŁ TRZECI

      Pokój zajmowany przez Teddi podczas pobytu w Gray Stag był utrzymany w niebiesko-białej kolorystyce i stylu charakterystycznym dla całej rezydencji. Szerokie łóżko z kolumienkami miało baldachim, a zasłony były przemyślnie udrapowane. Z okna roztaczał się wspaniały widok na góry. To był jej przytulny azyl na czas gościny w posiadłości rodziny Devereaux.

      Wiedziała, że jeden z przodków Kingstona i Jenny, budowniczy rezydencji, wzniósł ją na wzór osiemnastowiecznego château, należącego we francuskiej Burgundii do rodziny jego żony, aby złagodzić jej tęsknotę za ojczystym krajem. Ta kanadyjska replika miała zaledwie sto lat, ale była nie mniej urokliwa.

      Teddi otworzyła okno, z rozkoszą wdychając zapach kwiatów, unoszący się w krystalicznym porannym powietrzu, i zachwycając się widokiem. Przyjemnie było tu się znaleźć, mimo że wiązało się to z przebywaniem w obecności nieprzychylnie do niej nastawionego brata przyjaciółki. Zresztą Mary