Название | (Nie)pamięć |
---|---|
Автор произведения | Марк Леви |
Жанр | Поэзия |
Серия | |
Издательство | Поэзия |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-8110-803-4 |
Podniosła głowę – nadal siedział pochylony nad mikroskopem.
– Czy można by wykorzystać zimno jako technikę walki z komórkami rakowymi? – odezwała się. – Załóżmy na przykład, że przed podaniem chemii obniży się temperaturę ciała. Zgodnie z wszelką logiką złośliwe komórki powinny zostać uśpione, a zatem unieszkodliwione.
– Ale zdrowe komórki też – odparł Luke. – Wspomnij o tym jutro na wykładzie, zobaczymy, co ci powie profesor.
– Nic z tego. Jeżeli wpadłam na genialny pomysł, wolę najpierw sama rozpracować ten temat.
– Twój geniusz polega na tym, że nikomu przedtem nie przyszło to do głowy – stwierdził obojętnym tonem Luke. – Jeżeli przed następnym genialnym odkryciem zadasz sobie trochę trudu i poszukasz na wydziałowych serwerach, dowiesz się, że od wielu lat przykłada się kriosondy do małych guzów, aby obniżyć ich temperaturę do minus czterdziestu stopni. Wewnątrz złośliwych komórek tworzą się kryształki lodu, a po podgrzaniu komórki pękają. To niesamowite, jakie medycyna robi postępy, kiedy ty mi zawracasz głowę.
– Nie musiałeś być opryskliwy. Chciałam tylko podyskutować.
– Nie, próbujesz się dowiedzieć, co robię, a ja nie mam dla ciebie żadnej odpowiedzi. Prowadzę doświadczenia.
– Jakiego typu doświadczenia?
– W rodzaju tych, przez które mogę wylecieć ze studiów. Właśnie dlatego pracuję w nocy i wolę już nic więcej nie mówić. Teraz rozumiesz?
– Rozumiem tylko tyle, że moja ciekawość wzrosła dwukrotnie. Najwyraźniej naprawdę mnie nie znasz. Dobra, puścisz parę z ust czy dupa blada?
Luke wstał i zajął miejsce obok niej. Położył jej ręce na ramionach i przysunął twarz do jej twarzy.
– Będziesz się musiała dobrze zastanowić, bo jeżeli zdradzę ci tę tajemnicę, zostaniesz moją wspólniczką, czy tego chcesz czy nie.
– Już się zastanowiłam!
Luke wrócił jednak na swoje krzesło, Hope zaś pojęła, że na razie nic z niego więcej nie wyciągnie. Zebrała swoje rzeczy i opuściła laboratorium. Przecinając korytarz, w ogóle nie czuła strachu – była na to zbyt podekscytowana.
Wróciwszy do pokoju, wyciągnęła się na łóżku i otworzyła komórkę, by napisać e-mail. Przeczytała tekst i po krótkim wahaniu go wysłała.
2
Rozległ się dzwonek budzika. Josh otworzył jedno oko, przeciągnął się i zwlókł z łóżka. Natarł policzki zimną wodą, przyjrzał się swej zmaltretowanej twarzy w lustrze nad umywalką i postanowił, że ogoli się pod prysznicem. Każdy sposób był dobry, byleby wyrwał go z odrętwienia.
Świeżo ogolony osuszył się ręcznikiem, zerknął na zegarek, po czym ubierając się, zwiększył tempo. Czekały go kolokwia, zapowiadał się długi dzień.
Sprawdził, czy ma wszystko co potrzebne do zajęć, upewnił się, że telefon jest naładowany, a klucze leżą w kieszeni, i zatrzasnął drzwi mieszkania.
Po drodze wyjął ze skrzynki na prasę darmową gazetę studencką i podreptał do kafeterii.
Kiedy zasiadł do śniadania, przejrzał e-maile na komórce i zatrzymał się przy jedynym, który powinien zostać odczytany na czczo.
Drogi Joshu,
najlepiej nie owijać w bawełnę: jedna część mojej kory mózgowej każe mi powiedzieć: „Nie gniewam się za wczoraj”, a druga nie ma pojęcia, dlaczego wysyłam Ci tę wiadomość.
Zaniepokoiło go, że nie potrafi sklecić odpowiedzi, która skłoniłaby ją do uśmiechu. Nadal zastanawiał się nad tym w czasie zajęć.
Na pytanie Luke’a, dlaczego od godziny gapi się w sufit, mamrocząc pod nosem, Josh odparł:
– Zdaje się, że wczoraj wieczorem zrobiłem z siebie idiotę w oczach Hope.
Luke nie wspomniał o chwili, którą spędzili wspólnie w laboratorium.
– Mówiłeś jej coś o naszych pracach? – ciągnął Luke.
– Nie, to nie ma z tym nic wspólnego. Odprowadziłem ją do akademika, odbyliśmy dziwną rozmowę i pomyślałem, że zaprosi mnie do pokoju. Sam już nie wiem, na czym stoję.
– Jak wśród tylu podbojów mógłbyś wiedzieć, na czym stoisz?
– Hope jest inna, a poza tym skończmy z tą legendą, nie miewam znów aż tylu przygód. Podrywam, ale nie idę do łóżka.
– Kwestia punktu widzenia. Tak czy inaczej, to mnie wypłakują się w rękaw laski, które porzucasz.
– Właśnie dlatego, że je porzucam. Tylko mi nie mów, że to nie jest ci na rękę! A tak w ogóle mogę wiedzieć, gdzie wczoraj spałeś?
– Spędziłem noc w laboratorium. Przynajmniej jeden z nas powinien posuwać nasz projekt naprzód. Przyznaj się, zamierzasz dopuścić ją do tajemnicy? – zapytał Luke.
Josh udał, że rozważa tę ewentualność. Gdyby to zależało wyłącznie od niego, już dawno przekonałby Hope, żeby się do nich przyłączyła; jej wkład mógłby się okazać cenny… Jednak znając Luke’a, uznał, że sprytniej będzie pozwolić jemu o tym zdecydować.
– Dlaczego nie? Jest bystra, ma wyobraźnię, wszystko ją ciekawi i…
– Moim zdaniem dokładnie wiesz, na czym stoisz, jeśli o nią chodzi, ale ostrzegam: jeżeli wprowadzimy ją w nasze sprawy, będziesz musiał zapomnieć o własnych uczuciach. Mowy nie ma, żeby z powodu zawodu miłosnego zrezygnowała w połowie drogi. Jeżeli się zgodzi, będzie musiała się zaangażować bezwarunkowo.
Hope nie zajrzała do laboratorium przez cały tydzień. Każdą wolną chwilę wykorzystywała na obkuwanie się z krioniki. Miała instynkt współzawodnictwa: kiedy Luke w końcu puści parę z ust, chciała być tak samo obryta jak on.
Z kolei Josh zastanawiał się nad warunkiem, jaki Luke postawił przed przyjęciem jej do zespołu. Upatrywał w nim doskonały powód, by nie zmieniać swego stylu życia, a zarazem, o dziwo, nie dostrzegał niczego, co by go w równym stopniu satysfakcjonowało.
W sobotę, po zainkasowaniu zapłaty za korepetycje, poprosił Luke’a, żeby pożyczył mu samochód.
– Dokąd chcesz jechać?
– Czy to wpłynie na twoją decyzję?
– Nie, pytam z czystej ciekawości.
– Muszę odetchnąć świeżym powietrzem, zrobię wypad na wieś, wrócę wieczorem.
– Wybierzmy się razem jutro. Mnie też przydałaby się chwila oddechu.
– Mam ochotę pobyć sam.
– Wypad na wieś w czystej koszuli i marynarce… Mogę wiedzieć, jak jej na imię?
– Dasz mi te kluczyki?
Luke zanurzył dłoń w kieszeni spodni i rzucił