.

Читать онлайн.
Название
Автор произведения
Жанр
Серия
Издательство
Год выпуска
isbn



Скачать книгу

świat artystycznej Warszawy.

      Był rok 1933, gdy osiemnastoletni Lewin stanął przed drzwiami mieszkania przy Wspólnej. Odkąd pojawił się w Warszawie, trochę kradł, trochę pracował, ale nie wiodło mu się tak, jak to sobie wymarzył. Wciąż między nim a przyrodnim bratem i prawdziwym ojcem była przepaść. Chwilowo był bez grosza, bo trafił do pudła za kradzież w sklepie, i w związku z tym postanowił odnaleźć siostrę, której nie widział, odkąd oboje opuścili Chełmice.

      Zadzwonił do drzwi o poranku, mając nadzieję, że nie obudzi przyzwyczajonej do nocnego życia Heleny. Otworzyła mu, co prawda, zupełnie rozbudzona, ale jeszcze w długim, ciemnym peniuarze, wykończonym króliczym futrem.

      – Słucham? – zapytała, zdziwiona.

      – Nazywam się Emil Lewin. Szukam siostry. Wiem, że pani jej pomagała, i liczę, że zna pani jej adres – powiedział grzecznie, miętosząc w dłoniach sfatygowany beret.

      – Przyjechał pan z Chełmic? – zapytała.

      – Tak… – bąknął niedbale, nie chcąc zdradzać szczegółów swojego życiorysu.

      – To chyba pan zmęczony. Proszę wejść, spróbuję panu pomóc, a tymczasem napije się pan jakiejś herbaty albo zje pan śniadanie. Zaraz poproszę swoją gosposię, to coś panu przygotuje, a ja tymczasem się przebiorę – powiedziała życzliwie.

      Lewin wszedł do środka i poczuł, że kiedyś sam będzie mieszkał podobnie. Wszędzie stały eleganckie dębowe meble i kwieciste kanapy, a z sufitów zwisały ozdobne żyrandole. Na ścianach panoszyły się olejne obrazy, a mięsiste dywany pokrywały połyskliwy parkiet.

      – Nie musi się pani przebierać, wygląda pani bardzo pięknie – powiedział hardo.

      – Mały dżentelmen – roześmiała się Helena i zmierzwiła włosy Emila.

      Nie przebrała się jednak, tylko usiadła przy stole, tuż obok Lewina, i założyła nogę na nogę, odsłaniając mlecznobiałe, ponętne uda. Ten gówniarz zrobił na niej wrażenie i zaczęła tęsknić za młodym, silnym ciałem, którym jej starzy kochankowie nie mogli się, niestety, pochwalić. Helena jednak nie była już wybredna, ponieważ czasy jej młodości i urody minęły bezpowrotnie.

      – Co pana sprowadza do Warszawy, panie Lewin? – zapytała gardłowym głosem i nalała z dzbanka herbatę do delikatnej porcelanowej filiżanki, niby niechcący odsłaniając już lekko przywiędły duży biust.

      Emil miał usta pełne chleba z szynką i mieszał herbatę, obstukując bezlitośnie porcelanę pani Ducret. Położyła rękę na jego dłoni i powiedziała cicho:

      – Proszę najpierw przełknąć, a potem coś panu pokażę.

      Przełknął kęs, nieco zawstydzony zwróceniem uwagi przez taką damę jak Helena. Ta wyjęła delikatnie łyżeczkę z jego dłoni i zaczęła bezgłośnie mieszać herbatę w jego filiżance.

      – Widzi pan, panie Emilu, nie trzeba wcale głośno i mocno. Można tak delikatnie poruszać łyżeczką… – Mówiąc to, patrzyła głęboko w jego stalowe oczy.

      – Przepraszam – bąknął.

      – Nie przepraszaj, Emilu. – Zmniejszyła dystans między nimi, zwracając się do niego po imieniu. – Gdzie się miałeś tego nauczyć? Ale ja mogę pokazać ci, jak zachować się w towarzystwie.

      – Dlaczego? – zapytał niepewnie.

      Zaczęła znowu mierzwić jego gęste, jasne włosy.

      – Bo myślę, że jesteś bardzo miłym, przystojnym mężczyzną – niemal wycharczała.

      – A ja? Jak bym mógł się pani odwdzięczyć za te lekcje? – Zaczęło do niego docierać, czego oczekiwała od niego pani Ducret.

      – Ha… No na przykład mógłbyś zamieszać we mnie, jak tą łyżeczką. – Zaśmiała się.

      – Zamieszać jak ja czy jak pani? – zapytał uwodzicielsko.

      – Szybko się uczysz, Emilu Lewinie – mruknęła.

      Spotkanie Heleny Ducret było kamieniem milowym w osiągnięciu sukcesu na salonach Warszawy. Nauczył się manier i szarmanckiego zachowania wobec kobiet. Wiedział, jak emanować pewnością siebie i jak trzymać cygaro bądź papierosa, aby brano go za światowca i nie podejrzewano, że jest goły jak święty turecki. Dostał od Heleny eleganckie ubrania i słuchał plotek o ważnych osobach tego miasta. Nie przeszkadzało mu, że jest utrzymankiem i musi sypiać z Heleną. Tymczasem pani Ducret kompletnie straciła głowę dla młodego kochanka. Z innych natomiast zrezygnowała, a jej oszczędności zaczęły topnieć. Miała świadomość, że jurny Emil niebawem ją opuści, i nie mogła się z tym pogodzić.

      Dopóki młody Lewin był zwykłym wiejskim chłopakiem, spała spokojnie. Wiedziała, że bez niej na powrót skończy jako drobny złodziejaszek, by ponownie trafić do więzienia. U niej miał wygodne lokum, kieszonkowe na drobne wydatki i trzy wykwintne posiłki dziennie. W zamian każdej nocy ofiarowywał Helenie swoje młode ciało, mocne ramiona i nieposkromioną wręcz żądzę. Lewinowi to odpowiadało. Pani Ducret mimo dojrzałego wieku była apetyczna, zadbana i zawsze chętna. A kiedy nadchodził dzień, z pasją chłonął jej nauki o tym, jak powinien się zachowywać, aby ludzie brali go za człowieka, który swoje maniery wyssał niemal z mlekiem matki. Z czasem jednak, gdy poczuł, że Helena stworzyła mu złotą klatkę, zaczął się dusić. Chciał spróbować czegoś więcej, imponowało mu, że budzi zainteresowanie dam i szacunek innych mężczyzn. Pragnął wolności.

      Do dramatycznego w skutkach wydarzenia doszło na jednym z przyjęć, na którym Helena pojawiła się, jak zwykle, ze swoim młodym protegowanym. Lekko wstawiona szampanem, z rozmazanym makijażem podeszła do ubranego we frak Emila i powiedziała zimno:

      – Ta Cukierska cię ewidentnie uwodzi, Emilu.

      – Jesteś pijana, Heleno. A ja nie jestem twoim psem, żebyś trzymała mnie na smyczy – odburknął.

      – Ale to mnie zawdzięczasz to, gdzie jesteś – wybełkotała.

      Emil Lewin nie był już jednak tym samym zahukanym chłopcem, który dwa lata wcześniej stanął w jej drzwiach w przyciasnym płaszczu, otrzymanym z kościelnej organizacji wspierającej byłych więźniów.

      – Przypominasz mi o tym nader często – powiedział stanowczo.

      – Bo jest o czym. – Helena nie dawała za wygraną.

      – Odpłacałem ci gorącymi nocami, chyba nie myślisz, że robiłem to dla przyjemności – warknął.

      – Ty niewdzięczny gnoju – wysyczała i chlusnęła mu szampanem w twarz.

      Zgromadzeni goście momentalnie odwrócili się w ich stronę. Emil spokojnie wyciągnął chusteczkę z butonierki i wytarł nią twarz.

      – Państwo wybaczą, pani przesadziła z szampanem – powiedział, po czym opuścił lokal.

      Wrócił na Wspólną, spakował swoje rzeczy i opuścił piękne gniazdo pani Heleny Ducret. Wynajął podłą stancję na Powiślu i rozpoczął swoją działalność szantażysty. Mały pokój znajdował się w skromnym mieszkaniu wdowy po pracowniku kolei, która po jego śmierci została bez środków życia. Była to jednak osoba o gołębim sercu i gdy Lewina nie było stać na opłacenie komornego, pozwalała mu w zamian wyręczać ją w pracach domowych, które dotychczas wykonywał jej mąż. Przynosił węgiel, palił w piecach i przeprowadzał drobne naprawy. Ona dzieliła się z nim chlebem i cienką zupą, najczęściej kartoflanką.

      – Ty, Emilek,