Zemsta i przebaczenie Tom 1 Narodziny gniewu. Joanna Jax

Читать онлайн.
Название Zemsta i przebaczenie Tom 1 Narodziny gniewu
Автор произведения Joanna Jax
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-7835-553-3



Скачать книгу

do wniosku, że jej starsza koleżanka po fachu ma rację. Musi nauczyć się wykorzystywać swoją młodość i urodę, żeby zabezpieczyć sobie przyszłość, która w tym zawodzie była wyjątkowo niepewna. Przez te kilka lat nabrała ogłady, umiała się zachować, podszlifowała języki z obcokrajowcami. I tak miała więcej szczęścia niż inne dziewczęta. A najważniejsze, że poznała ten świat, w którym nie było miejsca dla dziewcząt słabych i marzących o księciu z bajki. Były takie, którym się udało, ale stanowiły nikły odsetek wśród dziewcząt z prowincji przybywających do wielkiego miasta w poszukiwaniu lepszego życia.

      Od tego wieczoru, kiedy tylko próba do nowego spektaklu Nocne motyle nie była zbyt wyczerpująca, umawiała się z młodymi, przystojnymi mężczyznami i nie były to spotkania tak niewinne, jak do tej pory. Byli też inni: zamożniejsi, stateczniejsi i, niestety, mniej przystojni. Nadeszła także noc, gdy upojona szampanem w Adrii, postanowiła oddać swój wianek księgowemu z dużej drukarni. Nie był ani bogaty, ani specjalnie nie kipiał wdziękiem, ale Alicja wyczuła, że naprawdę się w niej zakochał. O świcie, gdy bąbelki szampana wyparowały, stwierdziła, że nie było ani tak źle, jak straszyły niektóre mężatki, ani tak dobrze, jak rozprawiały o tym bardziej rozwiązłe dziewczyny. Po miesiącu zostawiła spokojnego księgowego i rzuciła się w wir kolejnych romansów, po których z czułością spoglądała na kasetkę z biżuterią i rosnący stosik banknotów.

***

      Julian Chełmicki przybył do Chełmic niespodziewanie. Otrzymał przepustkę za zdobycie największej liczby punktów w konkurencji jazdy konnej i strzelania do celu. Ubrany w mundur galowy, w porze kolacji stanął w drzwiach salonu. Tym razem gości było niewielu, jedynie von Lossowie z synem Walterem zaszczycili Chełmice swoją obecnością. Do kolacji podano zimną wódkę, a gdy zastawa zniknęła ze stołu, Julian, Walter oraz stary Chełmicki i von Lossow rozpoczęli partyjkę brydża. Rodzinie Waltera nie wiodło się ostatnio najlepiej, ponieważ stary Lossow zaczął publicznie krytykować Hitlera i jego reżim. Poza tym robił interesy z Żydami, a ostatnimi laty już nie miał za bardzo z którymi. Każdy zamożny Żyd wyjeżdżał jak najdalej od Rzeszy i w chwili ucieczki najczęściej już nie bywał zamożny. Von Lossow próbował różnych sztuk, by zmienić orientację swojego biznesu, ale brak przynależności do NSDAP zamykał mu wiele drzwi.

      – A ja tam chyba wstąpię do SS – mruknął lekko wstawiony Walter. – Nie muszę wierzyć w te idee, ale przynajmniej będę miał święty spokój. A teraz mnie wszyscy wyśmiewają, że jedzie ode mnie czosnkiem i cebulą, bo się z Żydami zadawaliśmy.

      – Rób, co chcesz, synu, ale mnie żaden polityk nie będzie rozkazywał. Za stary jestem, żeby mnie przymuszano do wielbienia czegoś, co moim zdaniem źle się dla Rzeszy skończy – odpowiedział mu ojciec.

      – Tato, mówiłeś to samo, jak wybrali Hitlera na kanclerza, a on, jak widać, świetnie sobie radzi – uśmiechnął się Walter.

      – Dyktaturą i tyranią – bąknął pod nosem stary von Lossow.

      – Przesadzasz. – Walter nie dawał za wygraną. – Naród go czci, niczym Boga.

      – Naród, który czci jednego człowieka niczym Boga, jest narodem głupim i skazanym na zagładę. Żydzi mają zmysł do interesów, są pracowici i bogobojni. Co mu oni przeszkadzali? – odpowiedział mu ojciec.

      – Ale sam przyznasz, Martinie, że Żydzi za bardzo się panoszą. W Polsce również. Już jedna trzecia mieszkańców stolicy to pejsaki. Gdzie się nie obejrzysz, tam są oni. Nawet w Chełmicach opanowali niemal cały handel i usługi, zabierając chleb Polakom – wtrącił się Antoni Chełmicki.

      – A kto broni Polakom handlować? Moim zdaniem, kto lepszy i sprytniejszy, ten ma. A niech on nawet będzie Papuasem. Wszyscy chcieliby na gotowe przyjść, żeby było łatwo i bez problemów. I jeden drugiego w łyżce wody by utopił. Oni trzymają się razem, nie wydają pieniędzy na zbytki i stąd ich sukces w robieniu pieniądza. Powinniśmy się od nich uczyć, zamiast patrzyć na nich wilkiem. Idą jak taran, kto broni innym podobnie postępować? – obruszył się nieco von Lossow.

      – Ja także uważam, że Żydzi za bardzo czują się jak u siebie. Między sobą to może i dobrze żyją, ale Polaków nie lubią i jak tylko mają okazję, żeby ich okpić, robią to bez wahania – dołożył swoje trzy gorsze Julian.

      – Ale czy wiesz, młody człowieku, co robią z Żydami w Rzeszy? Przecież to nieludzkie – spokojnie powiedział von Lossow.

      – Zatem niech wyjadą, jeśli nie są mile widziani. Poza tym wielu z nich hołduje bolszewizmowi, a sam pan przyzna, że to barbarzyński system – upierał się Julian.

      – Bolszewizm to w istocie zaraza ludzkości, ale nie demonizowałbym Żydów. W każdym narodzie znajdą się czarne owce, bolszewicy, mordercy i złodzieje. My tymczasem uważamy, że jeśli jeden czy drugi Żyd jest bolszewikiem, to i cała reszta. Jeśli zatem w Polsce zdarzają się morderstwa, to czy cały naród można okrzyknąć mordercami? Twój przyjaciel, Igor Łyszkin, to też komunista, a jednak nie zdyskwalifikowałeś go. – Von Lossow wciąż bronił swoich racji.

      – Tato, a gdybyś nie wzbogacił się dzięki interesom z Żydami i nie poniósł kilku finansowych klęsk z powodu ich emigracji, czy dzisiaj broniłbyś ich równie zaciekle? Niejednokrotnie mówiłeś, że trzeba na nich uważać, bo straszni z nich kanciarze – roześmiał się Walter.

      – Nigdy nie twierdziłem, że ich lubię albo że są łatwymi partnerami w interesach, mówię tylko, że rasizm i ksenofobia nie powinny cechować nowoczesnego państwa. – Stary von Lossow był uparty.

      – W takim wypadku oni rządziliby nami, w naszym kraju, a nie my nimi. I uwierz, Martinie, oni nas by nie oszczędzali. Dlatego czasami należy im utrzeć nosa, a jak potrzeba, to i skórę przetrzepać. Oni są gośćmi, więc niech zachowują się jak goście. – Antoni Chełmicki poklepał swojego przyjaciela po ramieniu, chcąc zakończyć rozmowę, która stawała się coraz bardziej burzliwa.

      Mężczyźni skończyli grę późno w nocy. Wszyscy byli na lekkim rauszu i dlatego Julian zdecydował się nieco przewietrzyć. Walter postanowił mu towarzyszyć.

      – Nie szła ci coś dzisiaj karta, Julianie – roześmiał się przyjaciel.

      – W istocie, nie było dzisiaj najlepiej, ale bądź pewien, że jutro, jak mi wyparuje wódka z głowy, to się odegram – odpowiedział Julian.

      – A ja to mam ochotę pójść na dziwki. Do takiego prawdziwego burdelu, gdzie wybieram sobie dziewczynę i nie muszę się cały wieczór umizgiwać, tylko robię swoje i wychodzę rozluźniony. Albo do lokalu, gdzie są same chętne dziewczyny – westchnął Walter.

      – W Warszawie burdeli są dziesiątki. Moi koledzy często tam chadzają, ale ja się boję francę złapać – odpowiedział z lekkim żalem Julian.

      – W porządnym burdelu nie złapiesz francy, dziewczyny są czyste. – Walter poklepał Juliana po ramieniu.

      – Kochany przyjacielu, nie ma czegoś takiego jak czysta prostytutka. Ale wiesz co, mnie też już męczy ten celibat. Możemy wyjechać nieco wcześniej i się zabawić. Znam kilka adresów godnych polecenia.

      – I za to cię lubię, Julianie. – Walter wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.

      – Podobno w Warszawie jest Igor. Może zabierzemy i jego? – zapytał Julian.

      – Pewnie, zabierzmy Łyszkina komunistę i zróbmy sobie kawalerski wieczór – wybełkotał Walter.

***

      Premiera Nocnych motyli odbyła się przy pełnej sali. Było to zrozumiałe,