Название | Józef Balsamo, t. 5 |
---|---|
Автор произведения | Aleksander Dumas |
Жанр | Поэзия |
Серия | |
Издательство | Поэзия |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-270-0296-9 |
Aleksander Dumas
Józef Balsamo t. 5
Wydane w formacie ePUB przez Imprint Sp. z o.o. - 2010 rok.
Aleksander Dumas (ojciec)
JÓZEF BALSAMO
Tom V
tłum. Leon Rogalski
ROZDZIAŁ CXXIV SZKATUŁKA
ROZDZIAŁ CXXIV
SZKATUŁKA
Pan de Sartines oglądał szkatułkę ze wszystkich stron, jak człowiek doceniający ważne odkrycie.
Podniósł klucze, które upuściła Lorenza i próbował otworzyć szkatułkę, żaden jednak nie pasował. Tak samo daremne były próby otwarcia szkatułki przy pomocy innych kluczy, wydobytych przez ministra ze schowków w biurku.
Wówczas pan de Sartines wyjął dłuto i młotek. Ostrożnie podważył wieczko szkatułki, ale zamiast maszyny piekielnej lub trucizny, której sam zapachy mógł pozbawić Francję jak najbardziej potrzebnego i pożytecznego urzędnika, wewnątrz znajdował się tylko plik papierów.
Zaraz na wierzchu minister zauważył kartkę, zapisaną foremnym charakterem pisma. Pierwsze zdanie brzmiało: „Wielki już czas porzucić nazwisko Balsamo! L.P.D”. — Hm... — mruknął pan de Sartines. — Chociaż nie znam pisma, nazwisko wydaje mi się znajome. Poszukajmy pod literą B.
Otworzył jedną z dwudziestu czterech szuflad i wydobył mały rejestr, obejmujący przeszło czterysta nazwisk według alfabetu.
— Ho, ho! Jest co czytać o tym panu Balsamo! — ucieszył się czytając.
Następnie zaczął szperać w szkatułce i przeczytawszy kilka papierów zdawał się być poruszony. Najciekawszy wydał mu się papier zapisany dokładnie nazwiskami i cyframi, nawet na marginesach. Pan de Sartines zadzwonił na służącego i kazał mu wezwać adiunkta z kancelarii.
W dwie minuty urzędnik zjawił się. Miał w ręku duży regestr. Minister popatrzył nań w lustrze i podał przez ramię papier.
— Odszyfruj mi to — nakazał. — Tak jest, panie — odparł urzędnik.
Był to człowieczek chudy, blady, z ostrym podbródkiem i odchylonym do tyłu czołem, pod którym lśniły głęboko wpadłe i dziwnie martwe oczy. De Sartines nazywał go Kuną.
Adiunkt siadł skromnie na taborecie i z obojętnym wyrazem twarzy zaczął czytać, wertując trzymany na kolanach słownik szyfrów lub posługując się pamięcią.
W ciągu pięciu minut odczytał i zapisał w punktach:
§ „Rozkaz o zgromadzeniu w Paryżu trzech tysięcy zaprzysiężonych”.
§ „Rozkaz o wytypowaniu trzech okręgów i sześciu świątyń”.
§ „Rozkaz o ustanowieniu straży wielkich tajemnic egipskich i przygotowaniu dla głównego przewodniczącego czterech lokali, w tym jednego w pałacu królewskim”.
§ „Rozkaz o wręczeniu przewodniczącemu pięciuset tysięcy franków na wyposażenie jego policji”.
§ „Rozkaz o zwerbowaniu do pierwszego okręgu paryskiego I głównych przedstawicieli literatury i filozofii”.
§ „Rozkaz o przekupieniu władz sądowych i wykonawczych oraz o inwigilowaniu ministra policji, który w razie wypadku ma być porwany siłą, za pomocą przekupstwa lub podstępem”.
Adiunkt skończył stronę i pan de Sartines wyrwał mu z niecierpliwością papier. Zaczął szybko czytać i gdy doszedł do ostatniego paragrafu, twarz jego pokryła się bladością.
Zatrzymał papier i podał urzędnikowi nowy arkusz, ten zaś zabrał się znowu do roboty. Pan de Sartines nie czekał, aż skończy i czytał przez ramię:
— „W Paryżu zmienić nazwisko Balsamo, które zaczyna być głośne i przybrać nazwisko hrabiego de Foe..”. Głos dzwonka przerwał ministrowi czytanie. Wszedł lokaj i zameldował:
— Hrabia de Foenix.
De Sartines odesłał czym prędzej adiunkta bocznym wyjściem i kazał lokajowi poprosić hrabiego.
W chwilę polem minister ujrzał w lustrze regularnie zarysowany profil hrabiego, którego zresztą już raz widział w dniu prezentacji hrabiny Dubarry. Balsamo wszedł śmiało, bez wahania.
Minister wstał, ukłonił się chłodno i od razu odgadł przyczynę i cel wizyty, widząc, że oczy hrabiego utkwione są w otwartą i na pół opróżnioną szkatułkę.
— Czemu mam przypisać odwiedziny pana hrabiego? — zapytał de Sartines.
— Miałem zaszczyt przedstawić się wszystkim monarchom europejskim, ministrom i posłom — odpowiedział Balsamo — ale nie znalazłem nikogo, kto by mnie przedstawił panu. Przychodzę więc sam się przedstawić.
— W porę pan przychodzi — powiedział strażnik porządku. — Gdyby pan nie przybył, miałbym zaszczyt prosić pana do siebie.
— A zatem rad jestem, że uprzedziłem pańskie życzenie. Minister skłonił się w odpowiedzi z szyderczym uśmiechem.
— Czy będę miał szczęście być w czymkolwiek panu użyteczny? — zapytał Balsamo. Powiedział to tak naturalnie, bez cienia niepokoju i z uśmiechem, że de Sartines z trudem ukrył zdziwienie.
— Pan wiele podróżował, czy tak? — zagadnął.
— Bardzo dużo. A może panu potrzebne jakie wyjaśnienia geograficzne? Człowiek z pańskimi horyzontami nie ogranicza się zapewne do Francji, ale ogarnia Europę i cały świat...
— Potrzeba mi wyjaśnień nie geograficznych, ale natury policyjnej, hrabio.
— Zawsze jestem gotowy na usługi.
— A więc szukam człowieka bardzo niebezpiecznego i szkodliwego dla społeczeństwa.
— Doprawdy?
— Człowieka spiskującego i fałszującego pieniądze.
— Ho, ho!
— Krzywoprzysiężcę, zdrajcę, czarnoksiężnika, szarlatana, przywódcę podejrzanej sekty. Jego historia znajduje się w tej oto szkatułce.
— Rozumiem — rzekł Balsamo — zna pan jego historię, ale nie może go pan odnaleźć, co jest oczywiście ważniejsze.
— Bez wątpienia, ale zobaczy pan, że zaraz go schwytamy. Pewny jestem, że nawet Proteusz nie zmieniał tak często kształtów, Jowisz nazwisk, jak ten tajemniczy podróżny. W Egipcie nazywał się Acharat, we Włoszech Balsamo, na Sardynii Somini, na Malcie margrabia d'Anna, na Korsyce margrabia Pellegrini, na koniec hrabia de...
— Hrabia de...? — zapytał Balsamo.
— Nazwiska tego nie mogłem właśnie odczytać, ale pewny jestem, że mi pan pomoże. Na pewno go pan spotkał w licznych podróżach.
— Niech mi pan udzieli jakichś objaśnień — zaproponował spokojnie Balsamo.
— Dobrze, podam panu jego rysopis — odparł de Sartines spoglądając na hrabiego wzrokiem inkwizytorskim. — Otóż jest on pańskiego wieku, ma pana wzrost i pana budowę. Niekiedy bywa wielkim panem i sypie złotem, niekiedy zaś jest szarlatanem, tropiącym tajemnice przyrodzenia. Czasami także dyryguje jakimś tajemniczym sprzysiężeniem, które ma wywołać straszliwe wstrząsy, bunty i inne okropności.
— Niezbyt precyzyjnie — rzekł Balsamo. — Spotykałem wielu podobnych i dlatego potrzebniejszy mi wizerunek bardziej dokładny. Przede wszystkim czy pan wie, gdzie on zwykle przebywa?
— Wszędzie, a teraz we Francji.
— I co robi we Francji?
— Kieruje wielkim spiskiem przeciwko ludzkości.
— A, to co innego. Teraz go będzie łatwiej odnaleźć. Ale jeżeli