W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2. Remigiusz Mróz

Читать онлайн.
Название W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2
Автор произведения Remigiusz Mróz
Жанр Триллеры
Серия W kręgach władzy
Издательство Триллеры
Год выпуска 0
isbn 978-83-8075-368-6



Скачать книгу

się do niego i spojrzała mu prosto w oczy, krzyżując ręce na piersi. Nie miała zamiaru pozwolić, by to starcie odbywało się na jego warunkach.

      – Zachowajmy minimum pozorów, panie premierze – zaproponowała.

      – Bo?

      Ściągnęła gniewnie brwi.

      – Słucham?

      – Bo w przeciwnym wypadku co zrobisz? – rozwinął Chronowski. – Nagrasz rozmowę, poślesz ją do mediów? Pokażesz, jak prostacko wyraża się szef rządu, jak traktuje głowę państwa? Co?

      Odpowiedziała milczeniem.

      – A może ujawnisz, że ucieka się nawet do gróźb wobec niej? – dodał z satysfakcją. – Że stawia jej ultimatum: albo zrobisz, co mówię, albo ujawnię to, co na ciebie mam?

      Zbliżyła się o krok, wyraźnie wyczuwając woń alkoholu. W jakiś sposób pasowała do mocnych, ostrych perfum, których używał. Adam też się zbliżył, jakby nie był gotów oddać jej inicjatywy nawet w tak błahej kwestii jak zmniejszenie dystansu między nimi.

      – Zrób tak – poradził. – Będzie ciekawie. Dla wszystkich oprócz ciebie, Zuli i Krzyśka.

      Pokręciła głową, jakby miała do czynienia z niesfornym dzieckiem. W rzeczywistości jednak mierzyła się nie z infantylnymi przechwałkami, ale realną groźbą.

      – Zachowaj chociaż odrobinę klasy – powiedziała.

      – Mam jej nadto. Ale nie muszę tego udowadniać akurat tobie.

      Przeszło jej przez myśl, że mogłaby odpuścić. To, jak się do niej zwracał, nie miało żadnego praktycznego znaczenia. Zresztą w historii wielu było prezydentów, których współpracownicy tytułowali per Lechu, Kwachu et cetera. Jej relacja z premierem pod tym względem nie odbiegała od normy.

      Tyle że nie miała zamiaru dawać mu satysfakcji. Choćby w tak prozaicznej kwestii.

      – Albo okażesz minimum kultury, albo wynoś się stąd – powiedziała, wskazując mu gmach.

      – Kultury? To nie czas na kulturę, Seyda.

      Nie miała zamiaru tego słuchać. Skinęła lekko głową, a potem powoli ruszyła w kierunku pałacu. Spodziewała się, że Chronowski chwyci ją za rękę, tym samym alarmując stojącą kawałek dalej Kitlińską, ale premier ani drgnął.

      – Mamy przesrane – odezwał się. – Oboje.

      Nie zwolniła nawet.

      – Jedziemy na tym samym wózku, Seyda.

      Usłyszała, że ruszył za nią. Właściwie żałowała, że nie zdecydował się zatrzymać jej siłą. Z chęcią pozwoliłaby Kitlińskiej

      zrobić z nim porządek. Spojrzała przed siebie, szukając wzrokiem Huberta, i dostrzegła go w oknie gabinetu szefa kancelarii na pierwszym piętrze. Pomyślała, że powinna była włączyć go do rozmowy. Mógłby wystąpić w charakterze rozjemcy, bo mimo że znajdował się w jej obozie, Chronowski zdawał się z jakiegoś powodu go cenić.

      – Posłuchaj mnie, do cholery…

      Seyda wciąż nie odpowiadała. Minęła Kitlińską, a ta kontrolnie zerknęła na premiera, po czym ruszyła za głową państwa.

      – Pani prezydent – syknął w końcu Adam.

      Seyda się zatrzymała i pozwoliła sobie na uśmiech. Odwróciła się już jednak z kamiennym wyrazem twarzy, po czym zbliżyła się do Chronowskiego. Odeszli kawałek, nie zamieniając słowa. Dopiero kiedy znaleźli się w bezpiecznej odległości od funkcjonariuszki BOR-u, Chronowski znacząco odchrząknął.

      – Nie rozumiem, co te pozory zmienią, ale jak chcesz.

      Spojrzała na niego wymownie.

      – Ale jak pani chce, pani prezydent – poprawił się wyraźnie prześmiewczym tonem, a potem westchnął. – W zamian za to posłucha pani przez chwilę, co mam do powiedzenia.

      Wymuszenie użycia odpowiedniej tytulatury nie było zbyt znaczące, ale wiązało się z przyjemnym poczuciem niewielkiego zwycięstwa.

      – Mamy cholernie duży problem – kontynuował Adam. – Swoboda zebrała w sejmie większość do konstruktywnego wotum nieufności wobec mnie.

      Daria zmarszczyła czoło.

      – Nie wygląda pani na zaskoczoną.

      – Bo może nie jestem.

      – W takim razie…

      – Wiem o wotum – przerwała mu. – I nie mam zamiaru robić niczego w tej kwestii.

      – Jest pani tego pewna?

      – Absolutnie.

      – W takim razie to zamknięty temat.

      Gdyby nawet nie usłyszała szyderstwa w jego głosie, doskonale zdawałaby sobie sprawę z tego, że to bzdura. Jeszcze przed końcem tego spotkania Chronowski z pewnością wróci do tego wątku.

      A to oznaczało, że miał coś, czym zamierzał ją przekonać do współpracy. Coś więcej niż dotychczas.

      – Do rzeczy, panie premierze – odezwała się. – Nie mam całego dnia, czekają na mnie naglące sprawy.

      Popatrzył w stronę pałacu.

      – Są nowe informacje w sprawie zagrożenia?

      – Może – przyznała Seyda. – Ale nic panu do tego.

      – Nic? Jestem szefem rządu, odpowiadam zarówno za politykę wewnętrzną, jak i…

      – Odpowiada pan za wszystko, co najgorsze w tym kraju – przerwała. – Tylko tyle i aż tyle. I nic ponadto.

      Zacisnął usta, przez moment zmagając się z tym, co w całej karierze stanowiło jego najgroźniejszego przeciwnika – własnym ego. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby po raz kolejny dał temu wyraz. Obróciłaby się na pięcie, rozmowę uznając za zakończoną.

      – Niech pani nie będzie tego taka pewna – odparł jednak dość spokojnie. – Wciąż wiele ode mnie zależy.

      – Nie sądzę.

      – W takim razie przegapiła pani wszystkie te znaczące spojrzenia, które podczas posiedzenia Rady posyłali mi członkowie rządu.

      Trudno było ich nie zauważyć, ale Daria zachowała tę uwagę dla siebie.

      – Cóż… może miała pani myśli zajęte czymś innym.

      – Czymś innym?

      Niedbałym ruchem ręki Adam wskazał gmach przy Krakowskim Przedmieściu.

      – W domu wszystko w porządku? – spytał. – Z Krzyśkiem układa się trochę lepiej?

      Daria potoczyła wzrokiem po drzewach. Uśmiechnęła się, przypominając sobie uwagę Hauera na temat tego, jak opisała potencjalnego kandydata na partnera.

      – Zaaklimatyzował się już? – ciągnął Chronowski. – Nie brakuje mu Kielc? Ani nikogo, kto…

      – Wystarczy.

      – Wystarczy czego?

      – Tej werbalnej sraczki, na którą pan cierpi, panie premierze.

      Adam uniósł brwi, nie spodziewając się najwyraźniej takiej bezpośredniości.

      – Czego pan chce? – dodała Seyda.

      – Najnowszych doniesień.

      – W takim razie proszę przejrzeć sobie tvn24.pl albo wiadomości na „Gazecie”.

      – Nie piszą tam o rzeczach,