Название | W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2 |
---|---|
Автор произведения | Remigiusz Mróz |
Жанр | Триллеры |
Серия | W kręgach władzy |
Издательство | Триллеры |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-8075-368-6 |
Żona Hauera otworzyła usta, ale się nie odezwała.
– Nie ma cię na pierwszym planie, pozostajesz w cieniu – ciągnęła Daria, zbliżając się jeszcze trochę. Kątem oka dostrzegła, że Kitlińska poruszyła się niepewnie. – Pociągasz za sznurki z tylnego siedzenia. I wydaje ci się, że to powód do chwały? Że masz się czym szczycić? Że powiedzenie, iż „za każdym odnoszącym sukcesy mężczyzną w polityce stoi jakaś kobieta”, jest dla nas powodem do dumy? Nie jest.
– W takim razie jesteśmy innego zdania.
– To afront wobec nas wszystkich – dodała Seyda. – Bo sugeruje, że musimy działać zakulisowo, że tam jest nasze miejsce. A to zupełnie nie tak. Powinnyśmy być na pierwszym planie.
Prezydent odniosła wrażenie, że to jeden z niewielu momentów, kiedy Milena nie wiedziała, co powiedzieć. Być może rzeczywiście czerpała satysfakcję z tego, że udawało jej się w taki czy inny sposób pokierować mężem. Ale dla Seydy takie układy stanowiły jedynie smutne potwierdzenie, że polska polityka nie jest gotowa na kobiety.
A może nie – może należałoby użyć czasu przeszłego. Teraz wszystko stopniowo się zmieniało. Także za jej sprawą.
– Mam nadzieję, że kiedyś wyjdziesz z cienia – rzuciła jeszcze na odchodnym, a potem skierowała się ku sali Patryka.
Przypuszczała, że Milena zrobi wszystko, by to do niej należało ostatnie zdanie, ale ta się nie odezwała.
Kitlińska szybko ruszyła za Darią. Nie skomentowała wymiany zdań – może dlatego, że dostarczyła jej nieco satysfakcji,
a może wręcz przeciwnie i chorąży uznała, że głowa państwa musi być wyjątkowo zestresowana.
Chyba rzeczywiście tak było. Przez wszystko, co się działo, Seyda miała skołatane nerwy. W przeciwnym wypadku być może nie naskoczyłaby tak na Milenę.
Ale tylko może.
Weszła do sali i stanęła jak rażona piorunem, widząc Hauera w łóżku. Wyglądał jak nie on. Był wychudzony, nie miał tradycyjnie ułożonej fryzury, a brak marynarki, koszuli i krawata wiązał się z wręcz upiornym wrażeniem. Patrzyła na widmowy obraz człowieka, którego znała.
– Dzień dobry, pani prezydent.
Daria skinęła do niego głową.
– Trochę pani blada.
– Chyba nie widziałeś siebie.
Potrzebowała trochę czasu, by przyzwyczaić się, że ludzie, z którymi dotychczas była na ty, zwracali się do niej tak formalnie. Ostatecznie jednak przestała przykładać do tego wagę.
Miała też świadomość, że za jej plecami z pewnością określano ją ze znacznie większą swawolą. I być może kreatywnością. W kuluarach sejmowych Patryk Hauer częstokroć funkcjonował jako „Rutger”, co doprowadzało go do szewskiej pasji. Nie dawał tego po sobie poznać, by nie lać wody na młyn, ale stanowiło to jedną z wielu sejmowych tajemnic poliszynela.
– Chcąc nie chcąc, miałem okazję na siebie zerknąć – odparł. – Zanim Mil nałożyła filtry na instagramowe zdjęcie, rozważałem zakończenie kariery. Nie tyle politycznej, ile życiowej.
– To zrozumiałe.
– Dziękuję – mruknął. – I doceniam wsparcie ze strony głowy państwa, szczególnie biorąc pod uwagę, jak długie włosy na swojej wyhodowałem przez ostatni miesiąc.
– Za czasów dynastii Merowingów mógłbyś być z siebie dumny.
– Tak pani sądzi?
– Królewska władza była wtedy oceniana na podstawie długości włosów. Dziedziczył ten, kto mógł pochwalić się najdłuższymi.
– Brzmi jak proszenie się o nieustanną walkę o tron.
– Żebyś wiedział – odparła Seyda, przesuwając dłonią po włosach. – Nierzadko dochodziło do tego, że nieprzyjaciele golili władcom głowy, tym samym pozbawiając ich władzy.
– Szkoda, że dziś nie jest to takie proste.
Daria skwitowała to uśmiechem, po czym poleciła Kitlińskiej poczekać na korytarzu. Stanęła przy łóżku i spojrzała na Patryka z góry. Nie była z nim w na tyle zażyłych relacjach, by przysiąść obok. Nie na miejscu wydawało jej się też przysunięcie sobie krzesła. Ostatecznie więc skrzyżowała ręce za plecami i pochyliła się lekko.
– Jak się czujesz?
– Parszywie.
– Mówisz tak tylko po to, żeby sprawić mi przyjemność?
– Tak – odparł automatycznie. – Muszę jakoś okazać wdzięczność za to, że się pani tu pofatygowała.
Dotychczas oboje odzywali się z wyraźnym luzem, jakby byli spotykającymi się po latach dobrymi znajomymi. Teraz jednak Seyda wyczuła nutę powagi.
– Ale nie mogę nie zapytać… – dodał Hauer. – Po co tak naprawdę ta wizyta?
– Uznałam, że powinnam się zjawić.
– Bo?
– Prawie zostałeś szefem rządu, Patryk. Wypada sprawdzić, jak się czujesz.
Przypuszczała, że jeszcze tylko przez moment pozwoli jej stwarzać pozory, a potem zrobi wszystko, żeby przeszli do rzeczy. Hauer patrzył jednak na nią bez słowa.
– Spotkałam po drodze Milenę.
– Mam nadzieję, że nie było okazji do rozmowy.
– Była.
– I obie strony przeżyły? Winszuję. O ile dobrze się orientuję, kobiety niełatwo zapominają osobom ujawniającym, że ich faceci mają romans.
A jednak przechodzili do rzeczy.
– Sarkazm to objaw bankructwa umysłu, Patryk.
– Nie sądzę – odparł pewnie. – I właściwie zgadzają się ze mną naukowcy z Harvardu. Dowiedli, że to przejaw rozwiniętego intelektu, prowadzący do znacznego wzrostu kreatywności.
– Z pewnością.
– Mówię poważnie. Według nich sarkastyczne podejście aktywuje te partie mózgu, które odpowiadają za myślenie abstrakcyjne.
– Świetnie, ale…
– Swoją drogą, co u pierwszego dżentelmena? Nadal utrzymuje kontakty z Urszulą?
Rozmowa zaczęła schodzić na tor, na który Seyda bynajmniej nie miała ochoty. Spodziewała się, że konserwatywne wychowanie sprawi, iż Hauer będzie stronił od osobistych przytyków, ale najwyraźniej szacunek do prezydentury kończył się tam, gdzie zaczynała się linia podziału politycznego.
– Milczenie jest w tym wypadku dobrą odpowiedzią – ocenił.
– Nie przyszłam tutaj, żeby milczeć, Patryk. Ani żeby rozmawiać o bzdurach.
– Tak czy inaczej, powinna się pani rozejrzeć za nowym kandydatem na męża.
Najwyraźniej nie miała wyboru. Musiała podjąć rękawicę, przynajmniej na moment.
– To jakaś propozycja? – spytała.
– Zależy, jaki typ mężczyzn pani lubi.
– Trudno powiedzieć. Z pewnością zwróciłabym uwagę na kogoś wysokiego, silnego,