Название | Tylko martwi nie kłamią |
---|---|
Автор произведения | Katarzyna Bonda |
Жанр | Классические детективы |
Серия | |
Издательство | Классические детективы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-287-0042-0 |
– Kochała go pani?
Elwira nabrała powietrza. Zanim odpowiedziała, wyjęła z torebki paczkę slimów i pytającym gestem wskazała na popielniczkę stojącą na sąsiednim stoliku. Meyer podał jej ogień. Kiedy zaciągała się papierosem, zauważył, że na jej twarzy zagościł rumieniec.
– Już mówiłam pana kolegom – odpowiedziała po długim namyśle. – Nie byliśmy kochankami.
– Nie o to pytałem, choć… – zawahał się profiler. – Miłość fizyczna to jedno, ale istnieje też wiele innych jej odmian. Na przykład platoniczna. A jest jeszcze fascynacja, pożądanie, porozumienie dusz. To pani jest ekspertem od miłości.
Elwira milczała. Meyer czekał cierpliwie. Też zapalił. Miał wrażenie, że się trochę rozluźniła, wciąż jednak nerwowo poprawiała i wygładzała zapinaną na guziki sukienkę, która dzięki temu nie rozchylała się ani na milimetr.
– Zapewniam panią raz jeszcze, to, co pani teraz powie, nigdy nie znajdzie się w aktach – zachęcił ją.
Po czym wstał i wziął ze stolika obok staroświecki kryształ, który zawieruszył się w komendzie prawdopodobnie jeszcze w latach siedemdziesiątych. Kiedy wracał, spotkał jej spojrzenie. Oceniała jego sylwetkę, niemal wieczorowy strój. Jej wzrok zatrzymał się na przykurzonych już lakierkach. Uśmiechnęła się chytrze.
– Czy taką umowę można zawrzeć z policjantem? Nawet tak przystojnym…
Meyer się skrzywił. Najwyraźniej próbowała go kokietować.
– Tylko prawda może nam pomóc w znalezieniu jego zabójców – odparł najchłodniej, jak potrafił. – Jeśli byliście kochankami, i tak się tego dowiem.
Lekarka pochyliła głowę, zdjęła okulary. Wyglądała, jakby za chwilę miała się rozpłakać. Zaskoczyła go. Nie spodziewał się takiej reakcji. Czy grała?
– Kiedy go dziś zobaczyłam, świat pękł mi na pół. Do tej pory nie mogę w to uwierzyć. To jak zły sen. Wcześniej wiele razy próbowałam uwolnić się od uczuć do tego człowieka. Nie wiem, czy to była miłość. Pierwszego męża kochałam miłością nabożną, poddańczą, Michała kochałam każdym fragmentem swojego ciała. Z Johannem… to był inny rodzaj więzi. To było coś wyjątkowego, jakbyśmy się znali z innego życia. To był rodzaj obsesji. Dziś jestem tego pewna. Coś strasznego i pięknego jednocześnie.
Meyer przez chwilę nie wiedział, jak ma zareagować. Zastanawiał się, czy i po co ta kobieta próbuje wzbudzić w nim litość.
– Każdy z nas był kiedyś zakochany – stwierdził.
– Tak, byłam w nim zakochana. Ale chyba… bez wzajemności. Choć bardzo jej pragnęłam. Jeszcze w piątek rano, przed swoim wyjazdem, powiedziałabym, że go kocham. Niech mi pan wierzy. Gdyby wtedy kiwnął palcem i obiecał mi związek, spakowałabym walizkę, zostawiła męża, dziecko… Byłam gotowa zaryzykować dla tej fascynacji swoją pozycję zawodową i po prostu pójść za nim. Tylko że on mnie nie chciał. Był jak nieokiełznany tajfun, który niszczy. Nie znosił sprzeciwu. Nie poddawał się żadnym normom. Był człowiekiem, któremu trzeba ofiarować własne życie, iść z nim, a raczej próbować go dogonić, co nigdy się nie udaje, jeśli on sam tego nie chce. Nie można go do niczego zmusić, bo jak pan powstrzyma burzę albo lawinę, jak pan się im przeciwstawi? To mnie w nim fascynowało. Tak, byłam odurzona jego siłą, wiedzą, charyzmą. I choć jestem ekspertem i zdawałam sobie sprawę, że wpadłam w pułapkę własnych emocji, nie mogłam tego powstrzymać. Cierpiałam, kiedy nie dzwonił. Płakałam, kiedy mówił, że jesteśmy jedynie przyjaciółmi i nie zamierza tej relacji zmieniać. Wystarczyło jednak, by skinął palcem, a już leciałam jak małolata. Zdawałam sobie sprawę z tragizmu tej sytuacji, ale nie mogłam, a może nie chciałam tego zakończyć. Bałam się potwornej pustki, która pojawiłaby się z pewnością, a ja nie wiedziałabym, jak i czym ją wypełnić.
Meyera poruszyła jej opowieść, nie mógł jednak oprzeć się wrażeniu, że pani doktor, inteligentny niewątpliwie przeciwnik, odgrywa przed nim jedną ze swoich ról. Tak jak wcześniej grała zranioną mimozę, tak teraz próbuje wzbudzić litość, opowiadając o swoich miłosnych porażkach. Tylko że te łzawe opowieści nijak nie pasowały mu do tej chłodnej, kontrolującej się i – profiler nie miał złudzeń – wyrachowanej kobiety. Nie była typem romantyczki, o nie. Jaki jest cel tej spowiedzi?
– Przecież pani ma męża. Nie kocha go pani?
– Co za pytanie!
– Pani wybaczy, ale nie rozumiem.
– Mój mąż był dla mnie bardzo dobry… – zawahała się. – Był wspaniałym ojcem dla naszego syna. Odpowiedzialnym, oddanym człowiekiem. Pomagał mi w codziennych obowiązkach. Niech pan znajdzie mężczyznę, dla którego zmywanie, sprzątanie i gotowanie nie jest obelgą.
„Zależy, co z tego ma. Jaka jest gratyfikacja” – chciał powiedzieć Meyer, ale się powstrzymał.
– Przecież on żyje, jesteście razem – mruknął, nie przestając się zastanawiać, dlaczego lekarka, mówiąc o mężu, używa czasu przeszłego.
Elwira Poniatowska-Douglas udała, że nie dostrzega ironii w jego głosie.
– Zgadza się. No i jest bardzo przystojny. Wszystkie koleżanki mi go zazdrościły – zaśmiała się sztucznie.
Profiler stwierdził z niesmakiem, że ta kobieta nawet śmiech ma wypracowany. Czekał, aż lekarka wystrzela się z laurkowych wyjaśnień i zacznie go przekonywać, powtarzać się albo zaprzeczać temu, co powiedziała wcześniej. Wtedy zada kluczowe pytania.
– Tyle że łączył nas jedynie seks. Kiedyś… – podkreśliła Elwira. – Bo ostatnio i tego zabrakło – dodała nieoczekiwanie.
Choć jej twarz była napięta, kąciki ust opadały w dół. Psycholog milczał, Elwira zaczęła szukać wygodniejszej pozycji na krześle. W końcu usiadła bokiem i założyła nogę na nogę. Sukienka rozchyliła się na moment i Meyer dostrzegł na jej udzie siniak wielkości jabłka. To odkrycie było szokujące, zupełnie nie pasowało do nieskazitelnego wizerunku kobiety. Zmrużył oczy w oczekiwaniu na dalszy ciąg jej wyjaśnień i wzmógł czujność. Przypatrywał się teraz apaszce i przyszło mu do głowy, że lekarce musi być w niej gorąco, a jednak nie decyduje się, by ją rozwiązać i zdjąć.
– To Johann przypomniał mi, że w związku liczą się inne sprawy. Na przykład przyjaźń – powiedziała Elwira, nie wytrzymując ciszy, która zapanowała w pokoju przesłuchań. – Potrafiliśmy rozmawiać godzinami. W naszym związku było wszystko, oprócz seksu.
– To faktycznie ciekawe – mruknął znów Meyer. – Z mężem łączył panią seks, ale go pani nie szanuje, a z Johannem seksu nie było, a mówi pani, że kochała go nad życie. I jak to się stało, że w kimś takim zakochała się pani, ekspert od seksu?
– To, pan wybaczy, kwestia indywidualnej diagnozy i sytuacji rodzinnej. – Elwira przybrała pozę pani doktor. Wydęła usta i zaczęła mówić przez nos.
Meyer wiedział, że nadchodzi sposobność, by ją przycisnąć. Jest na krawędzi kontrolowania własnych emocji. Za chwilę sama mu wszystko objaśni.
– Nie