Gorąca antologia. Strefa Autora

Читать онлайн.
Название Gorąca antologia
Автор произведения Strefa Autora
Жанр Эссе
Серия
Издательство Эссе
Год выпуска 0
isbn 978-83-7859-092-7



Скачать книгу

teraz jestem małym projektem? Działalnością dodatkową. Może eksperymentem naukowym? Sądziłem zaś, że jestem wszystkim. Panno Steele, rani mnie pani.

      – Skąd wiesz, że chodzi o ciebie?

      – Strzelam.

      – To prawda, że jesteś jedynym popieprzonym, zmiennym, zbzikowanym na punkcie kontroli facetem, z którym łączą mnie relacje intymne.

      – Sądziłem, że jestem jedyną osobą, z którą cię łączą takie relacje. – Unosi brew.

      Policzki mi różowieją.

      – Tak. To także.

      – Doszłaś już do jakichś wniosków?

      Odwracam się i patrzę na niego. Leży obok mnie, opierając się na łokciu, a na jego twarzy maluje się rozbawienie.

      – Uważam, że potrzebna ci intensywna terapia.

      Delikatnie zakłada mi pasmo włosów za ucho.

      – A ja uważam, że potrzebna mi jesteś ty. Proszę. – Wręcza mi szminkę.

      Marszczę zaskoczona brwi. To krwista czerwień, zupełnie nie w moim stylu.

      – Chcesz, żebym pomalowała nią usta? – pytam piskliwie.

      Śmieje się.

      – Nie, Anastasio, chyba że masz na to ochotę. To chyba nie jest twój kolor – dodaje cierpko.

      Siada po turecku i przez głowę ściąga koszulę.

      – Podoba mi się twój pomysł sporządzenia mapy.

      Patrzę na niego pytająco. Mapa?

      – Miejsca zakazane – mówi tytułem wyjaśnienia.

      – Och. Żartowałam sobie.

      – A ja nie.

      – Chcesz, żebym cię pomalowała szminką?

      – Zmywa się. Po jakimś czasie.

      To oznacza, że mogłabym go dotykać. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech.

      – A może coś bardziej trwałego, na przykład marker?

      – Mógłbym dać sobie zrobić tatuaż. – W jego oczach tańczą wesołe chochliki.

      Christian Grey z tatuażem? Znaczący swoje piękne ciało, choć i tak jest już naznaczone? Nie ma mowy!

      – Nie zgadzam się na tatuaż! – Śmieję się, aby ukryć przestrach.

      – W takim razie szminka.

      Zamykam Maca i przesuwam go na bok. Może być całkiem fajnie.

      – Chodź. – Wyciąga do mnie ręce. – Siądź na mnie.

      Siadam na łóżku, a potem przysuwam się do niego. Christian leży na plecach, ale nogi ma zgięte w kolanach.

      – Oprzyj mi się o uda.

      Siadam na nim tak, jak mi polecił. W jego oczach czai się ostrożność. Ale także wesołość.

      – Wydajesz się nastawiona do tego dość entuzjastycznie – stwierdza sucho.

      – Zawsze chętnie się uczę czegoś nowego, panie Grey. I w końcu się zrelaksujesz, ponieważ ja będę wiedzieć, gdzie leżą granice.

      Kręci głową, jakby nie do końca mógł uwierzyć w to, że zaraz zacznę malować po jego ciele.

      – Otwórz szminkę – nakazuje.

      Och, jest w nastroju überapodyktycznym, ale ja się tym nie przejmuję.

      – Daj mi rękę.

      Podaję mu drugą.

      – Tę ze szminką. – Przewraca oczami.

      – Czy ty właśnie przewróciłeś oczami?

      – Aha.

      – To bardzo niegrzeczne, panie Grey. Znam ludzi, którzy na widok czegoś takiego robią się agresywni.

      – Czyżby? – Ton głosu ma ironiczny.

      Podaję mu dłoń ze szminką, a on nagle się podnosi, tak że siedzimy twarzą w twarz.

      – Gotowa? – mruczy cicho, a we mnie wszystko się słodko spina. Och, rety.

      – Tak – odpowiadam szeptem. Jego bliskość jest kusząca, wyrzeźbione ciało niemal styka się z moim, aż Christianowy zapach miesza się z moim żelem pod prysznic. Kieruje moją dłoń do góry, do łuku, który tworzy bark na złączeniu z ramieniem.

      – Dociśnij – mówi bez tchu, a mnie zasycha w ustach, gdy prowadzi moją dłoń w dół, od barku, wokół stawu, a potem po boku klatki piersiowej. Szminka zostawia szeroką, jaskrawoczerwoną linię. Christian zatrzymuje się przy dolnych żebrach, a potem prowadzi mi dłoń przez brzuch. Pozornie obojętnie patrzy mi w oczy, ale pod tą całą obojętnością dostrzegam jego napięcie.

      W połowie brzucha mruczy:

      – I tak samo po drugiej stronie.

      Puszcza moją dłoń, a ja wypełniam jego polecenie. Zaufanie, którym mnie obdarzył, sprawia, że kręci mi się w głowie, ale na ziemię sprowadza mnie fakt, że mogę policzyć dokładnie jego ból. Na jego klatce piersiowej widnieje siedem małych, okrągłych białych blizn i patrzenie na te paskudne okaleczenia pięknego ciała to prawdziwa męczarnia. Kto mógł zrobić coś takiego małemu dziecku?

      – Gotowe – szepczę, tłumiąc w sobie emocje.

      – Jeszcze nie – odpowiada i długim palcem wskazującym rysuje linię pod szyją. Przejeżdżam po niej szminką. Skończywszy, zaglądam w szare głębie jego oczu.

      – Teraz plecy. – Gestem mi pokazuje, abym z niego zeszła, następnie odwraca się na łóżku i siada po turecku plecami do mnie. – Narysuj linię od klatki piersiowej przez całe plecy aż na drugą stronę. – Głos ma niski i schrypnięty.

      Tak robię i teraz szkarłatna linia biegnie przez środek jego pleców. Jednocześnie liczę kolejne blizny na jego ciele. Razem dziewięć.

      O kurwa. Muszę walczyć ze sobą, aby nie pocałować każdej z nich. Powstrzymuję napływające do oczu łzy. Jakim bydlakiem trzeba być, aby to zrobić? Christian ma opuszczoną głowę i cały jest spięty, gdy kończę swoje dzieło.

      – Wokół szyi także? – pytam cicho.

      Kiwa głową, a ja rysuję jeszcze jedną linię, tuż poniżej linii włosów.

      – Gotowe – mruczę. Wygląda to tak, jakby miał na sobie dziwaczną kamizelkę w cielistym kolorze ze szkarłatnym wykończeniem.

      Ramiona mu opadają, gdy w końcu się odpręża. Powoli odwraca się twarzą do mnie.

      – To są granice – mówi cicho. Oczy ma pociemniałe, a źrenice rozszerzone… strachem? Pożądaniem? Przepełnia mnie pragnienie przytulenia się do niego, ale jakoś udaje mi się powstrzymać.

      – Dam sobie z nimi radę. A teraz mam ochotę rzucić się na ciebie – szepczę.

      Obdarza mnie szelmowskim uśmiechem i podnosi ręce w geście pozwolenia.

      – Cóż, panno Steele, cały jestem twój.

      Wydaję radosny pisk i rzucam się w jego ramiona, przewracając go na plecy. Przekręca się, śmiejąc się wesoło. W tym śmiechu słychać także ulgę, że ta ciężka przeprawa dobiegła końca. Nie wiem, jakim cudem, ale ostatecznie stwierdzam, że to ja leżę pod nim.

      – No dobrze, powróćmy do tego, co nam przerwał Taylor – mruczy Christian i jego usta opadają na moje.

      ROZDZIAŁ SZÓSTY

      Palce