Название | Światło Nocy |
---|---|
Автор произведения | Amy Blankenship |
Жанр | Зарубежное фэнтези |
Серия | |
Издательство | Зарубежное фэнтези |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788873048640 |
„Domyślna jesteś,” podsumował sarkastycznie Trevor.
„Z tego co wiem, to twoja była i mój brat wyjechali na coś w rodzaju miesiąca miodowego.” Odpowiedziała Kat i wzruszyła ramionami, wiedząc, nawet Envy się nie spodziewała, że to co powiedziała było tak bliskie prawdy.
„Myślałem, że jest z Krissem i Tabathą?” Trevor czuł jak skacze mu ciśnienie, gdy zastanawiał się czy Chad skłamał na ten temat.
Kat szybko nalała mu szota Żaru w nadziei, że alkohol choć trochę uspokoi płonący w jego spojrzeniu gniew.
„Bo jest. Tabby i Kriss są razem z nimi,” podała mu drinka mówiąc, „Ten jest na koszt firmy.”
Jej usta uchyliły się ze zdziwienia, gdy parząc jak pije, w świetle wiszącego nad ich głowami reflektora, zauważyła że jego oczy zaszkliły się od stłumionych łez.
Do licha, paskudna sprawa. Nagle pożałowała, że była dla niego taka niemiła. Chciałaby, żeby Quinn miał do niej takie uczucia. Byłoby miło gdyby wyrażał trochę więcej emocji w stosunku do niej i do tego co ona do niego czuje. Kurde, mogłaby nawet pogodzić się z porzuceniem, gdyby tylko zdobył się na odwagę powiedzieć jej to prosto w oczy.
Pochyliła się i położyła rękę na ramieniu Trevora, po czym pomyślała o tym jak odwrócić jego myśli, a jednocześnie załatwić sobie towarzystwo na łowy.
Kat uśmiechnęła się na tę myśl i zaczęła układać plan w swojej głowie. Tamtego wieczoru Trevor od razu wiedział, że Kat należy do jaguarów, zatem nie kłamał mówiąc że jest paranormalnym detektywem. Chłopakom chodziło o zebranie wojska, a jej właśnie nadarzyła się okazja kogoś zwerbować… to chyba proste?
„Sorry, muszę cię przeprosić, ale idę zrobić z siebie żywą tarczę dla wampirów, którzy pozostawiają martwe ciała przed wejściem do naszego lokalu,” Kat zamierzała właśnie przejść na drugą stronę baru, kiedy Trevor złapał ją za nadgarstek tak szybko, że nawet nie zauważyła, że się w ogóle poruszył. Uniosła jedną brew, patrząc na trzymającą ją dłoń.
„Puść mnie, chyba że chcesz mi pomóc,” powiedziała.
„Mówisz poważnie?” zapytał Trevor.
Jemu też ta teoria wydawała się prawdopodobna, chociażby dlatego, że właśnie teraz wszystko wskazywało na baby boom wśród wampirów… no i te ledwo widoczne ślady po zębach. Problem stanowił fakt, że Trevor nie miał żadnego doświadczenia w walce z wampirami… poza szkoleniami, ale to nie miało znaczenia. Tak czy inaczej szukał wymówki żeby móc tu się kręcić, przynajmniej do powrotu Envy, więc dotrzymanie towarzystwa siostrze rywala wydało mu się dobrym pomysłem.
Kat kiwnęła głową i zabrała rękę z jego ramienia. „Czy twoi bracia są przy tobie?” zapytał Trevor zdając sobie sprawę, że kiedyś pożałuje tego pytania.
„Ogólnie są przy mnie, ale każdy z nich podąża we własnym kierunku.” Odpowiedziała Kat z nadąsanym wyrazem twarzy, „Wygląda na to, że nikt nie chce mieć dziewczyny w zespole.”
Jakby na potwierdzenie jej słów, dokładnie w tym momencie Steve i Nick zeszli po schodach i razem udali się w kierunku drzwi. Nick obdarzył Kat twardym, wymownym spojrzeniem, mając nadzieję że zrozumie aluzję i posłucha polecenia Warrena… czyli pozostanie tutaj, w bezpiecznym miejscu. Poczuł się jednak trochę bardziej komfortowo, kiedy Kat w odpowiedzi obdarzyła go lekkim uśmiechem, sugerującym, że nie żywi do niego urazy.
Kiwając w stronę schodów Kat zwróciła się do Trevora, „Widzisz, wszyscy podobierali się w zespoły… tylko ja zostałam bez pary.” Uśmiechnęła się do Trevora szeroko, tak jakby to już nie miało znaczenia. „Nie przeszkadza mi to, lubię polować samotnie.”
Trevor uśmiechnął się i splótł ręce na barze. Pochylił się do przodu i dał znak Kat, żeby zrobiła to samo.
„Nie samotnie,” potrząsnął głową.
Quinn i Warren zatrzymali się schodząc po schodach prowadzących na dół do klubu. Warren zdawał sobie sprawę, że dziś mieli aż za dużo personelu i jeżeli chodzi o bar, to wszystko powinno przebiegać gładko, ale jednak postanowił zatrzymać się tam na chwilę i wydać kilka ostatnich poleceń służbowych.
W czasie gdy Warren poszedł rozmawiać z personelem, Quinn o mało nie przewiercił Trevora wzrokiem. Jego uwadze nie umknęło to, co zobaczył na monitorze: sposób, w jaki Trevor złapał Kat za rękę… oraz cała gama emocji, która nastąpiła tuż po tym. Kim dla Kat był ten facet? Sposób, w jaki rozmawiali wskazywał na to, że mają jakąś wspólną tajemnicę, którą nie zamierzają się z nikim dzielić, a to doprowadzało Quinna do furii.
„Co to za typ obok Kat?” Quinn zapytał Warrena, kiedy tamten skończył rozmawiać przez interkom.
Warren odwrócił się i dostrzegł byłego faceta Envy. Domyślał się, że rozmowa przy barze dotyczyła Envy oraz, że Kat właśnie tłumaczyła Trevorowi, że jego była dziewczyna wyjechała. To było dobre posunięcie, ponieważ skoro już jej tu nie było, to może ten paranormalny detektyw wreszcie da sobie spokój i pójdzie węszyć gdzie indziej.
„To tylko miejscowy masochista, który lubi dostawać paralizatorem od pięknych kobiet,” Warren zachichotał z własnego dowcipu. Quinn nawet się nie uśmiechnął. W tym momencie Warren stwierdził, że jednak wolałby być w zespole z Michaelem. Przez moment zastanawiał się, czy było już zbyt późno na zmianę partnera, ale ostatecznie zrezygnował z tej myśli. Gdyby Quinn i Kane dostali przydział do tego samego zespołu, to byłaby prawdziwa katastrofa.
Intuicja Trevora podpowiedziała mu, że ktoś mu się przygląda. Detektyw odwrócił głowę w stronę drzwi. Prawie nie potrafił opanować zdziwienia, gdy jego oczom ukazali się Quinn Wilder i Warren Santos. Gdyby jego podejrzenia teraz nie były skierowane gdzie indziej, Trevor byłby prawie pewien, że ta para była zamieszana w niedawne morderstwa oraz, że planują następny krok. Ale takie wąskie myślenie było zarezerwowane dla półmózgów z miejscowego komisariatu.
„Co tu robi właściciel Światła Nocy?” Zapytał Trevor, odwracając się do Kat.
„Wszyscy staramy rozwiązać ten sam problem wampirów,” odpowiedziała Kat, a jej pełen sprzeciwu wzrok spotkał się z wzrokiem Quinna. No nieźle, wyglądało na to, że jest wkurzony. Chcąc tylko sprawdzić, czy jej się nie przywidziało, Kat pochyliła się w stronę Trevora, żeby to wyglądało tak, jak gdyby szeptała mu coś do ucha, „Czy masz może jakąś broń, której moglibyśmy użyć, żeby mieć równe szanse?” Mówiąc to Kat puściła do niego oko, zdając sobie sprawę, że właśnie pozyskała kolegę do zespołu.
Trevor przez chwilę zastanawiał się nad jej pytaniem, w myślach robiąc inwentarz rzeczy, które miał w bagażniku.
„Taa, coś tam się znajdzie w samochodzie,” przyznał. „Może będziemy musieli podjechać do mnie po więcej, mam trochę sprzętu w moim schowku na broń.”
‘Cudownie,’ pomyślała Kat.
W momencie gdy Warren i Quinn przechodzili obok baru, odbiornik interkomu w uchu Warrena znowu zaczął brzęczeć. Quinn wcale się nie przejmował spóźnieniem. Dzięki temu mógł się dowiedzieć o czym naradzała się szczęśliwa para przy barze.
Kat dostrzegła zbliżającego się Quinna, szybko podeszła do niego na drugi koniec baru tak, żeby znaleźć się w miejscu gdzie Trevor nie podsłucha, a Quinn jej nie wyda. Sięgnęła po butelkę, odwróciła się i stanęła twarz w twarz z Quinnem, który teraz znajdował się między nią a barem.
„Czy oś podać?” Zapytała Kat i sarkastycznie uniosła brew. „Wiesz, że klienci nie mogą wchodzić za bar.”
Quinn zrobił jeszcze jeden krok