Spotkajmy się, zanim przyjdzie zima. Zbigniew Zborowski

Читать онлайн.
Название Spotkajmy się, zanim przyjdzie zima
Автор произведения Zbigniew Zborowski
Жанр Сказки
Серия
Издательство Сказки
Год выпуска 0
isbn 9788381436175



Скачать книгу

_70e292dcu7d4ea5fc4j827fvf290a10e039c.jpeg"/>

      Spis treści

      1 Okładka

      2  Strona tytułowa

      3  Spis treści

      4  Strona redakcyjna PROLOG

      5  CZĘŚĆ I Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14

      6  CZĘŚĆ II Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21 Rozdział 22 Rozdział 23 Rozdział 24 Rozdział 25 Rozdział 26 Rozdział 27 Rozdział 28 Rozdział 29 Rozdział 30 Rozdział 31 Rozdział 32 Rozdział 33 Rozdział 34

      7  CZĘŚĆ III Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21 EPILOG

      Redakcja: Piotr Królak

      Projekt okładki: Kav Studio Pola Rusiłowicz

      Zdjęcie na okładce: ©Shutterstock

      DTP: INSATSU Michał Żelezniakowicz

      Korekta: Monika Łobodzińska-Pietruś, Słowne Babki

      Redaktor prowadzący: Katarzyna Monika Słupska

      Copyright © Zbigniew Zborowski, 2021

      Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2021

      Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark).

      Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku.

      Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione.

      Wydanie I

      ISBN 978-83-8143-617-5

      Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.

      – Pani wcale nie przyszła do mnie jako dziennikarka. Nie chodzi o wywiad do pisma, prawda?

      I co teraz? Żeby zyskać na czasie, Monika założyła nogę na nogę i rozejrzała się po gabinecie. Pod oknem stało biurko. Ciężkie. Pewnie mahoniowe. Albo z jakiegoś innego szlachetnego drewna. Srebrzył się na nim jedynie otwarty laptop z nadgryzionym jabłuszkiem, pyszniła ciężka lampa z brązu i wygięty w łuk orientalny nóż do papieru. Poza tym nic nie zakłócało idealnej gładzi blatu. Obok dostojnego mebla lśniła przeszklona półka z książkami. Same angielskie tytuły, co drugi miał w nazwie słowo psychology. Jej rozmówca, doktor Dowgiłło, siedział naprzeciw niej na wyściełanym skórą krześle; takie samo zajmowała Monika. Na prawo od niej stała pokryta identycznym materiałem sofka, a obok drewniany taborecik. Na przeciwległej ścianie wisiał obraz przedstawiający martwego powstańca styczniowego Witkiewicza. Jeśli była to reprodukcja, to piekielnie dobra.

      „Chciałabym