Morderców tropimy w czwartki. Richard Osman

Читать онлайн.
Название Morderców tropimy w czwartki
Автор произведения Richard Osman
Жанр Классические детективы
Серия
Издательство Классические детективы
Год выпуска 0
isbn 978-83-287-1450-2



Скачать книгу

spogląda na nią, kręci głową, wzdycha i dopisuje na wizytówce jeszcze kilka cyfr.

      – Doskonale! – woła Elizabeth. – Mam przeczucie, że wspólnymi siłami wyjaśnimy, kto zabił Tony’ego Currana.

      Donna wstaje.

      – Mam spytać, w jaki sposób dołączy mnie pani do zespołu śledczych, czy też lepiej, żebym tego nie wiedziała?

      Elizabeth patrzy na zegarek.

      – Nie musisz się niczym martwić. Ron i Ibrahim właśnie się tym zajmują.

      Joyce czeka, aż Elizabeth wstanie, po czym znów nachyla się nad magnetofonem.

      – Przesłuchanie zakończone. Godzina dwunasta czterdzieści siedem.

      19

      Nadkomisarz Chris Hudson skręca w długi, szeroki podjazd prowadzący do Coopers Chase. Ruch na drodze był niewielki. Ma nadzieję, że spotkanie nie potrwa długo.

      Rozgląda się wokół i zastanawia, po co im tyle lam. Na parkingu dla gości nie ma wolnych miejsc, zatrzymuje więc forda focusa na skraju podjazdu i wysiada na prażące słońce hrabstwa Kent.

      Bywał już wcześniej w ośrodkach dla seniorów, ale czegoś takiego się nie spodziewał. To całe osiedle. Mija mieszkańców, którzy grają w kule. W ustawionych po obu końcach trawnika lodówkach turystycznych chłodzi się wino. Wśród grających wyróżnia się sędziwa kobieta paląca fajkę. Chris idzie krętą ścieżką przez idealny ogród angielski, obok dwupiętrowego apartamentowca. Na patio i na balkonach ludzie plotkują i cieszą się słońcem. Przyjaciele siedzą na ławkach, wśród krzewów brzęczą pszczoły, wieje lekki wietrzyk, w szklankach dzwonią kostki lodu. Wszystko to doprowadza Chrisa do szału. Lubi wiatr i deszcz, należy do facetów odruchowo stawiających sobie kołnierz u płaszcza. Gdyby mógł, na lato najchętniej by się zahibernował. Od 1987 roku ani razu nie włożył szortów.

      Przechodzi przez parking dla mieszkańców, mija czerwoną jak z pocztówki skrzynkę na listy, która wprawia go w jeszcze większą irytację, i znajduje Wordsworth Court.

      Naciska guzik domofonu z numerem mieszkania 11: pan Ibrahim Arif.

      Wchodzi do środka, idzie po puszystym dywanie wyścielającym korytarz i schody i puka do masywnych dębowych drzwi. W mieszkaniu czekają na niego gospodarz oraz Ron Ritchie.

      Ron Ritchie. Coś podobnego! Chrisa ogarnia zdumienie. Przecież to ojciec mężczyzny, którego zamierza przesłuchać! Co jest grane? Szczęśliwy traf? A może powód jest bardziej niepokojący? Chris postanawia nie zakłócać rozwoju wydarzeń. Liczy, że w porę zauważy haczyk, jeżeli się jakiś pojawi.

      Swoją drogą dziwne, że właśnie w takim przybytku skończył „Czerwony Ron”. Postrach dyrektorów, bestia z British Leyland, British Steel i wszelkich „brytyjskich” fabryk, jakie tylko mogą przyjść do głowy, mieszka teraz w Coopers Chase? Pośród kapryfolium i samochodów marki Audi? Szczerze mówiąc, Chris ledwie go poznał. Ron Ritchie jest ubrany w piżamę, której spodnie nie pasują do góry, rozpiętą bluzę od dresu oraz eleganckie półbuty. Rozgląda się wokół bezmyślnie, z otwartymi ustami. Istny obraz nędzy i rozpaczy! Chris czuje skrępowanie, jakby podglądał go w sytuacji intymnej.

      Ibrahim wyjaśnia nadkomisarzowi, na czym polega problem.

      – Rozmowy z policjantami bywają dla starszych ludzi bardzo stresujące. Proszę nie myśleć, że to pana wina. Dlatego zaproponowałem, aby rozmowa odbyła się tutaj.

      Chris łagodnie kiwa głową, nie pierwszy raz uczestniczy w takim spotkaniu.

      – Zapewniam, że panu Ritchiemu nic nie grozi. Jeżeli jednak ma jakieś informacje, muszę mu zadać kilka pytań.

      Ibrahim zwraca się do towarzysza:

      – Ronie, pan chce cię zapytać o tę kłótnię, którą widziałeś. Pamiętasz, rozmawialiśmy o tym? – Znowu spogląda na Chrisa. – Często o różnych rzeczach zapomina. To stary człowiek, panie komisarzu. Bardzo, bardzo stary.

      – Wystarczy, Ibrahimie – mówi Ron, a Ibrahim klepie go po ręku.

      – Nic ci nie grozi – tłumaczy powoli. – Widzieliśmy legitymację policyjną tego pana. Spisałem numer i sprawdziłem w internecie. Pamiętasz?

      – Ja tylko… Po prostu chyba nie mogę… – szepcze Ron. – Nie chcę żadnych kłopotów.

      – Nie ma mowy o kłopotach, panie Ritchie – uspokaja Chris. – Gwarantuję panu. Po prostu być może ma pan ważne informacje.

      „Czerwony Ron” jest tylko cieniem dawnego siebie i Chris wie, że musi zachować ostrożność. Na pewno nie wolno mu jeszcze wspomnieć o Jasonie. Nici z lunchu w pubie.

      – Pan Arif ma rację, nic panu nie grozi. Proszę mi o wszystkim opowiedzieć.

      Ron spogląda na Chrisa, a potem na Ibrahima, najwyraźniej szukając wsparcia. Przyjaciel ściska go za rękę, a on znowu kieruje wzrok na komisarza i nachyla się ku niemu.

      – Chyba wolałbym porozmawiać z panią.

      Chris pociąga łyk miętowej herbaty zaparzonej przez gospodarza.

      – Z panią?

      – Z jaką panią, Ronie? – Ibrahim spieszy z pomocą.

      – No, z panią, Ib. Z tą, która przyjeżdża i do nas mówi. Z panią policjantką.

      – A, tak! –Ibrahim już pojmuje. – Chodzi o posterunkową De Freitas! Często ma u nas pogadanki, panie komisarzu. O blokadach okiennych. Zna ją pan?

      – Oczywiście. – Chris próbuje sobie przypomnieć, czy młoda posterunkowa z nieistniejącymi sznurówkami to Donna De Freitas. Chyba tak. Przeniosła się do nich ze stołecznej policji, ale nikt nie wie dlaczego. – Pracujemy razem.

      – A więc także bierze udział w śledztwie? Wspaniała wiadomość! – rozpromienia się Ibrahim. – My ją tu uwielbiamy.

      – Cóż, panie Arif, oficjalnie nie należy do zespołu – tłumaczy Chris. – Ma inne ważne zadania. Łapanie przestępców i… tak dalej.

      Ron i Ibrahim w milczeniu patrzą na niego wyczekująco.

      – Ale to świetny pomysł. Chętnie ją do nas przyłączę. – Chris zastanawia się, z kim powinien o tym porozmawiać. Na pewno ktoś jest mu winien jakąś przysługę.

      – To dobra policjantka – mówi Ibrahim. – Przynosi panu zaszczyt.

      Potem poważnieje i odwraca się do Rona.

      – Posłuchaj, Ronie, czy będzie dobrze, jeżeli ten przystojny pan komisarz i nasza przyjaciółka posterunkowa De Freitas przyjadą razem, żeby z tobą porozmawiać?

      Ron wypija pierwszy łyk herbaty.

      – Bardzo dobrze, Ib. Doskonale. Pomówię też z Jasonem.

      – Z Jasonem? – powtarza czujnie Chris.

      – Lubisz boks, synu? – chce wiedzieć Ron.

      – Bardzo, panie Ritchie.

      – Mój chłopak jest bokserem. Jason.

      – Wiem, proszę pana. Musi pan być z niego bardzo dumny.

      – Był wtedy ze mną, więc też powinien przyjść. Też widział kłótnię.

      Chris kiwa głową. Ciekawe. Wizyta w Coopers Chase nie była jednak stratą czasu.

      – Cóż, przyjadę jeszcze raz i porozmawiam z wami obydwoma.

      – I przywiezie pan ze sobą posterunkową De Freitas? To cudownie – wykrzykuje Ibrahim.

      – Oczywiście – zgadza się Chris. – Zrobimy wszystko, aby dotrzeć do prawdy.