Struktura rewolucji relatywistycznej i kwantowej w fizyce. Wojciech Sady

Читать онлайн.
Название Struktura rewolucji relatywistycznej i kwantowej w fizyce
Автор произведения Wojciech Sady
Жанр Учебная литература
Серия
Издательство Учебная литература
Год выпуска 0
isbn 978-83-242-6497-1



Скачать книгу

jego jest pewien obraz, widoczny tylko dla tego, kto w tej czynności społecznej bierze udział, lub myśl jasna również tylko dla członków kolektywu. Co myślimy i jak widzimy zależy od kolektywu myślowego, do którego należymy (Fleck 1935b).

      Gdy styl myślenia jest skomplikowany, a jego opanowanie i stosowanie trudne, wyodrębnia się, jak pisał Fleck, krąg ezoteryczny, którego członkowie na tematy fachowe mogą rozmawiać tylko we własnym gronie i tylko do członków tego kręgu adresują swoje fachowe publikacje. To grono otacza zwykle znacznie liczniejszy krąg egzoteryczny ludzi, którzy na rozmaite sposoby korzystają z dokonań profesjonalistów lub interesują się nimi. Większość naukowców przeszła też socjalizację wtórną w rozmaitych wspólnotach, np. religijnych czy hobbystycznych. Jednostka może należeć do różnych wspólnot – zwłaszcza do ich kręgów egzoterycznych – i opanować w związku z tym różne style myślenia, a niejako przełączać się między nimi wraz ze zmianami otoczenia, w jakim się znalazła.

      W naukowych kręgach ezoterycznych Fleck odróżniał awangardę (eksperymentatorów i teoretyków uważanych za wybitnych), grupę zasadniczą (badaczy dobrze znających swój fach i prowadzących rzetelne badania) i maruderów. Podkreślał stabilizującą rolę grupy zasadniczej, która selekcjonuje, modyfikuje i systematyzuje dokonania „geniuszy”, a wreszcie wytwarza podręczniki.

      We wspólnocie badaczy – w odróżnieniu od wspólnot religijnych, politycznych i podobnych – wszyscy, jako badacze, są równi wśród równych. Wstęp do wspólnot naukowych jest (a przynajmniej powinien być) otwarty dla każdego, kto jest w stanie prowadzić owocne badania. Obowiązuje zasada intersubiektywnej sprawdzalności. W związku z nią badacz ma tak opisać swoje eksperymenty, by inni – zwykle dysponujący mniej lub bardziej odmiennym zasobem wiedzy szczegółowej i doświadczeń praktycznych – byli w stanie je powtórzyć. Ma też tak przedstawić przebieg dociekań teoretycznych, aby inni fachowcy mogli ocenić ich poprawność, a także wykorzystać we własnych pracach.

      Badacze, jako badacze, są obywatelami świata, a nie swoich małych ojczyzn. Prawie każdy należy do jakiegoś narodu, wielu wyznaje taką czy inną religię, popiera jakiś system polityczny itd. Ale przypadki, gdy uczucia religijne czy nacjonalistyczne wpływają na treść poglądów roszczących sobie prawo do miana naukowych – tak jak to było w przypadku „niemieckiej fizyki” Philippa Lenarda (1936) i Johannesa Starka – należy traktować jako patologię. Nieustanne kontakty zawodowe nie tylko wzbogacają i aktualizują obraz świata w umysłach jednostek, ale pobudzają je do pracy. Gdyby uczeni nie pragnęli środowiskowego uznania i nie otrzymywali go, to wkładaliby w badania nieporównanie mniej wysiłku.

      Liberalno-demokratyczny jest stosunek naukowców do społecznego otoczenia nauki. Choć z uwagi na złożoność zagadnień niemożliwy jest dialog naukowca z laikiem na tematy fachowe, to najznakomitsi bohaterowie poniższych opowieści – Maxwell, Lorentz, Poincaré, Einstein, Planck, Bohr, Heisenberg i inni – pisali książki popularnonaukowe, starając się zapoznać jak najszersze kręgi z aktualnym stanem wiedzy naukowej choćby na poziomie jakościowym. Poszerza to kręgi egzoteryczne i podnosi ich jakość, a także zachęca zdolną młodzież do podjęcia prób wejścia do kręgów ezoterycznych.

      W wypowiedziach naukowców częste – i najwyraźniej szczere – są deklaracje, że chcą służyć społeczeństwu w rozumieniu utylitarystycznym: czynić życie ogółu ludzi zdrowszym, bezpieczniejszym, zasobniejszym, ciekawszym itd. Szczególnie silne więzi łączą naukowców z wytwórcami, a wsparcie ze strony wytwórców (i żołnierzy) tworzy materialne podstawy dalszego istnienia nauki. Nauka najlepiej rozwija się – o czym świadczy historia ludzkości ostatnich trzech stuleci – w systemach liberalnej demokracji. Chyba nie przypadkiem Philosophiae naturalis principia mathematica Newtona (1687) i Drugi traktat o rządzie Johna Locke’a (1690) ukazały się niemal jednocześnie. Ten związek myślenia naukowego z wytwórczością z jednej, a stosunkami społecznymi z drugiej strony nie został dotąd rzetelnie ustalony – nie stanowi jednak tematu rozważań prowadzonych poniżej.

      1.2. UWAGI WSTĘPNE: Wdrażanie w naukowe style myślowe

      Jak już powiedziano, abyśmy nie byli ślepi i bezmyślni, nasze umysły muszą zostać przez innych ludzi – w trakcie kontaktów osobistych lub lektury książek – napełnione apriorycznym systemem form zmysłowościpojęć intelektu.

      W procesie socjalizacji zarówno pierwotnej, jak i wtórnej uwrażliwia się nas na pewne bodźce zmysłowe, których zestaw jest charakterystyczny dla wspólnoty, w jakiej wzrastamy. Kluczową w tym rolę odgrywa wdrażanie do nazywania pewnego rodzaju rzeczy czy zdarzeń. Do tego, kto przeszedł taką (jak powiadał Wittgenstein) tresurę, świat przemawia słowami – słowa w pewnych sytuacjach mu się narzucają, a dzieje się to poza zasięgiem świadomej kontroli. Natomiast rzeczy czy zdarzenia, których nie nauczono nas nazywać, czasem ignorujemy, a czasem usiłujemy wtłoczyć w znany nam system form zmysłowości. Dwaj ludzie wychowani w różnych wspólnotach, patrząc z tego samego miejsca w tym samym kierunku (jak podkreślał Kuhn), czasem zobaczą coś innego, a czasem jeden pozostanie obojętny na to, co drugiego zainteresuje. Fleck pisał:

      Chodzimy po świecie i nie widzimy wcale punktów, kresek, kątów, świateł czy cieni, z których byśmy mieli przez syntezę lub wnioskowanie układać „co to jest”, lecz widzimy od razu dom, pomnik na placu, oddział żołnierzy, wystawę z książkami, gromadę dzieci, panią z pieskiem: same gotowe postacie. […] Patrzymy oczami własnymi, ale widzimy oczami kolektywu, postaciami, których sens i zakres dopuszczalnych transpozycji stworzył kolektyw (Fleck 1947, § II).

      „Widzieć” znaczy to: odtwarzać w odpowiednim momencie obraz, wytworzony przez społeczność myślową, do której się należy (Fleck 1935b).

      Podobnie ujmował to „trzeci” Wittgenstein:

      Ta forma, którą widzę – chciałbym powiedzieć – nie jest po prostu jakąś formą, lecz jedną ze znanych mi form; jest ona formą z góry wyróżnioną. Jedną z form, których obraz był we mnie już wcześniej; i tylko dlatego, że odpowiada takiemu obrazowi, jest formą dobrze mi znaną. (Noszę ze sobą niejako katalog takich form i te właśnie przedmioty, które są w nim odwzorowane, są dobrze znane) (Wittgenstein 1967, § 209).

      A zastanawiając się nad tym, że „to samo” można niekiedy widzieć na różne sposoby, zapisał:

      Czy rzeczywiście widzę za każdym razem co innego, czy może interpretuję tylko rozmaicie to, co widzę? Powiedziałbym raczej to pierwsze. Ale dlaczego? – Interpretacja jest myśleniem, pewnym działaniem; widzenie zaś jest stanem (Wittgenstein 1953, § XI.248).

      W trakcie socjalizacji pierwotnej nikt nie przedstawia dziecku listy słów do nauczenia, nie tłumaczy mu zasad gramatyki, nie wyjaśnia sposobów, w jakie słowa wiążą się z życiem i ze światem. Dorośli dostarczają mu natomiast bardzo licznych przykładów, zachęcają do naśladowania, chwalą, gdy dziecko mówi tak, jak oni by mówili w danej sytuacji, a gdy mówi inaczej, poprawiają je i podsuwają kolejny wzorzec. Tak ukształtowani ludzie intuicyjnie odróżniają wypowiedzi poprawne od niepoprawnych – choć nie potrafią jasno powiedzieć, na jakiej podstawie tak czynią. Opanowujemy umiejętności, nie znając zasad ich funkcjonowania. (Gramatycy, badając językowe praktyki, odkrywają reguły, i liczne od nich wyjątki, rządzące danym językiem potocznym, z istnienia których sami rodzimi użytkownicy nie zdają sobie sprawy – o ile nie uczono ich gramatyki w szkole).

      Taką samą naturę ma proces socjalizacji wtórnej, po przejściu którego jednostka staje się naukowcem. Uczeń obserwuje eksperymenty