Название | Up in Smoke. King. Tom 8 |
---|---|
Автор произведения | T.m. Frazier |
Жанр | Остросюжетные любовные романы |
Серия | |
Издательство | Остросюжетные любовные романы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-66654-69-3 |
Zauważyła mnie dzisiaj po drugiej stronie ulicy. Poczułem, jak na mnie patrzy. Udawałem, że naprawiam coś przy motorze, podczas gdy w rzeczywistości dopiero co wybiegłem z jej domu po tym, jak włamałem się do piwnicy. Nie zdążyłem wsunąć nawet jednej nogi przez okno, gdy jakiś tłusty kot wyskoczył z ciemności obok mnie, przewracając po drodze jakieś graty.
Niech szlag trafi tego kota.
Nie miałem czasu poszukać jakichkolwiek wskazówek co do tego, gdzie może się ukrywać Frank. Cierpliwość nie jest moją mocną stroną. Poszukiwanie Franka Helburna testuje moje granice. Znów stawałem się niespokojny. Przypominam sobie swój cel i to, jak słodki będzie widok jego rozlewającej się krwi.
Na chwilę czy dwie się rozluźniam.
Cóż, rozluźniam się na tyle, ile mogę.
Strzelam kostkami, a potem karkiem. Wyciągam telefon i otwieram plik, który Griff wysłał mi kilka tygodni temu. Są w nim tylko dwa zdjęcia, a na jednym z nich jest Frank i jego córka. Samo zdjęcie pochodzi sprzed kilku lat i jest rozmazane jak diabli. Nie widzę u Frances żadnych znaków szczególnych, ale z drugiej strony zdjęcie jest tak zniekształcone, że nie wiem nawet, czy się na nim uśmiecha, czy nie. Dostrzegam tylko ciemne włosy i dziwnie bursztynowe oczy, co również świadczy o jakości fotografii.
Może i nigdy nie widziałem jej twarzy, lecz kiedy byłem po drugiej stronie ulicy, poczułem, jak przygląda mi się z zainteresowaniem. Kiedy zaś kątem oka dostrzegłem, jak rozluźnia ramiona, wiedziałem, że zdjęła mnie z listy możliwego zagrożenia. Uśmiecham się do siebie.
Zły ruch, mała.
Drugie zdjęcie jest ziarnistym kadrem z nagrania z monitoringu przedstawiającym Franka Helburna opuszczającego krwawą łaźnię w domu Morgan. Czuję narastający we mnie gniew, który dosięga gardła – pozostaje w nim, dławiąc mnie nieprzerwanie od tamtej pieprzonej nocy.
Mój telefon zaczyna dzwonić i krzywię się, widząc nazwisko na wyświetlaczu. Odbieram bez pozdrowienia, ale Griff to Griff – on nie potrzebuje powitań. Facet gada za nas dwóch.
– Żadnego śladu naszego Franka? – pyta, mówiąc tak szybko, jakby ktoś wcisnął mu na ustach guzik przewijania. Jego głos jest nosowy. Wysoki. I jękliwy. Każde jego słowo brzmi, jakby narzekał, chociaż wcale tak nie jest. Już nie mogę się doczekać, aż skończę tę robotę, żebym nie musiał go słyszeć, kurwa, codziennie.
– Żadnego – potwierdzam. – Tylko dziewczyna i okazjonalnie jakiś pizduś z dostawą.
Griff na wpół wzdycha, na wpół warczy.
– Cóż, Frank nie jest tak dobry w zacieraniu za sobą śladów, za jakiego się uważa. Zeszłej nocy mój siostrzeniec, Leo, wyłapał kilka z nich w odmętach sieci, do których tylko nieliczni wiedzą, jak dotrzeć. Nadal hakuje. Nadal wykonuje zadania. Leo go teraz tropi. Może i nie ma go tam razem z córką, ale go znajdziemy. I to wkrótce.
– Będę dalej obserwował dom. Jeśli się tu zjawi, dowiem się o tym – odpowiadam. Zgodnie z prawdą: nikomu nigdy nie udało się przemknąć obok mnie i nigdy tak się nie stanie. – Ale myślę, że najwyższy czas sprawdzić, jak bardzo Frank Helburn kocha swoją córkę.
– Myślę, że możesz mieć rację – zgadza się Griff.
Patrzę za okno na pogrążony w ciemności dom. Włączam głośnik w telefonie.
– Porwij ją – mówi Griff. Jego głos obniża się wraz z intensywnością, jakiej nabierają jego słowa, a podekscytowanie jest teraz bardziej kontrolowane. Mroczniejsze. – Porwij córkę Franka. Chcę wywabić tego skurwiela z ukrycia. Odebrał ci Morgan i wasze dziecko, a mnie ukradł miliony. Zasługuje na wszystko, co go czeka. – Powoli wypuszcza z płuc powietrze, prosto do słuchawki, co wywołuje szum. – Musi za to zapłacić. – Ponownie oddycha głęboko. – A potem musi ZAPŁACIĆ.
Nie odpowiadam, ale Griff wie, że się z nim zgadzam.
– Ciężko wydobyć z ciebie więcej niż jedno słowo – mówi, w jednej chwili zmieniając ton z gorzkiego na rozbawiony. – Lubię to w tobie.
A ja nie lubię w tobie niczego.
– Słyszałem, że wróciłeś do pracy w pojedynkę – ciągnie, nagle zmieniając temat.
Zaciskam zęby. Ten skurwiel z pewnością wie, jak mnie wkurwić.
– Nie twój pieprzony interes, Griff – rzucam.
Po raz tysięczny wyglądam przez okno. W domu nadal jest ciemno.
– Ja tylko mówię, że musiałeś być wściekły, kiedy Rage odszedł z twojego zespołu – mówi Griff, ignorując moje ostrzeżenie.
Na dźwięk tego imienia mam ochotę odwołać całą robotę.
– Najwyraźniej facet nie był tak lojalny, jak myślałeś.
Griff powiedział „facet”. Mój gniew mija. Gość najwyraźniej nie wie, kim jest Rage, nie mówiąc już o tym, do czego ONA jest zdolna.
Rozluźniam uchwyt na kierownicy.
– Griff, może i mamy tego samego wroga, ale nie myśl, że dzięki temu jesteśmy przyjaciółmi.
– I dobrze, bo z pierwszej ręki wiem, co się przytrafia twoim przyjaciołom – odpowiada przeciągle.
Rozłączam się i odrzucam telefon na siedzenie pasażera, po czym zaciśniętą pięścią uderzam w kierownicę.
Gdyby Griff stał przede mną, udusiłbym go tu i teraz.
Skurwiel uważa, że jest nietykalny – i do pewnego stopnia tak jest. Przez ostatnie kilka lat jego organizacja znacznie się rozrosła, ale facet dalej jest frajerem, który uwielbia rozprawiać o swoich osiągnięciach, przez co jego rządy mają datę ważności. Nawet najlepsza organizacja na świecie nie ochroni lidera, który bez końca miele ozorem.
W moim świecie długi jęzor może zafundować ci wieczną drzemkę.
Długie życie idzie w parze z umiejętnością milczenia. Daję Griffowi rok, zanim ktoś mi zapłaci, bym posłał go do grobu. Ze wszystkich ludzi na świecie to właśnie on musiał być tym, który odkrył, że to Frank odpowiadał za rzeźnię, jaka miała miejsce w domu Morgan.
W sypialni dziewczyny zapala się światło i patrzę, jak za oknem przesuwa się jej cień.
Nie wiem, czy to przez potrzebę zemsty, czy przez rozmowę z Griffem, ale moja cierpliwość się kończy. Podobnie jak wolność tej dziewczyny.
Dłużej nie czekam.
Frances Helburn jest moja.
***
Zmieniłem samochód i ubranie. Teraz siedzę przed szkołą i patrzę na schodzących się uczniów.
Frances wchodzi do budynku jako jedna z ostatnich.
Ma na sobie ten sam mundurek, który nosi każdego dnia. Prosta spódnica w szkocką kratę, koszula i sweter. Jeśli głównym powodem noszenia mundurków jest zapobieganie nadmiernej ekspozycji ciała, to ta szkoła odniosła niewątpliwy sukces, gdyż jej strój jest dobre trzy rozmiary na nią za duży i wisi na niej niczym bezkształtny wór. Nawet jej skarpety są niedorzeczne. Mają kolor głębokiej zieleni i sięgają jej wysoko, niemal do samych kolan, chociaż kiedy idzie, jedna nieustannie opada jej do kostki. Pod swetrem dziewczyna ma czarną koszulę z kołnierzykiem. Idzie zgarbiona, ukrywając nie tylko twarz, ale też jakiekolwiek oznaki tego, że ma cycki.
Nie ukryjesz się przede mną, Frances.