Someone new. Laura Kneidl

Читать онлайн.
Название Someone new
Автор произведения Laura Kneidl
Жанр Книги для детей: прочее
Серия
Издательство Книги для детей: прочее
Год выпуска 0
isbn 978-83-7686-912-4



Скачать книгу

jednocześnie sięgając do torebki po chusteczkę higieniczną, żeby wytrzeć Lincolnowi nos.

      – Nie kazałam go zwolnić. Splot niesprzyjających okoliczności doprowadził do tego, że mama go wyrzuciła – powiedziałam, ale natychmiast powróciło poczucie winy i przypomniałam sobie, jak Julian odwraca się ode mnie z zimną zaciętą miną.

      – Co powiedział na twój widok?

      – Nic, jeszcze się nie widzieliśmy. – Złapałam kredkę, która staczała się ze stołu i podałam ją Linkowi. Natychmiast zaczął rysować fioletowe kreski na eksplodującym obcym/lwie. – Wczoraj przed moimi drzwiami stanęli jego współlokatorzy, więc odnalazłam go przypadkiem.

      – Nie poszłaś do niego od razu?

      Przewróciłam oczami. Ona po prostu zbyt dobrze mnie znała.

      – Był w pracy.

      – A dziś rano?

      – Chciałam, żeby się wyspał. – Lilly ze zdziwieniem uniosła brew. Westchnęłam. – Być może do drugiej w nocy nie spałam i przypadkowo zauważyłam, że nie wrócił do domu. A może bardzo cicho przemknął obok mojego mieszkania.

      – Albo nocował u swojej dziewczyny.

      – Mogło tak być. – Zamilkłam, bo kątem oka dostrzegłam, jak podchodzi do nas Rick, właściciel Bean & Bread.

      – Dzień dobry, paniom – przywitał nas ze swoim ciężkim szkockim akcentem. – Jak leci?

      – Znakomicie. A u ciebie? – zapytała Lilly z uśmiechem.

      Link oderwał wzrok od obrazka i zaczął się wpatrywać w Ricka. Rick miał około pięćdziesiątki, lekki brzuszek, siwe włosy i jasną brodę, która sprawiała, że przez cały rok wyglądał jak Święty Mikołaj.

      – Nie narzekam. – Uśmiechał się. – Co wam podać?

      – Dla Linka sok jabłkowy. Dla mnie chai latte i… – Lilly urwała i zerknęła za plecy Ricka na wystawione ciasta. Z tęsknotą oglądała cytrynowe muffiny.

      Nie znosiłam patrzeć, jak się waha. Chciała tego muffina, ale myślała, że nie zasłużyła na niego. W ciąży przytyła czternaście kilo, a potem doszło jeszcze kolejnych pięć. Nic strasznego, zważywszy na fakt, że wychowywała małe dziecko, a do tego nadganiała szkołę. Jednak Lilly ciągle robiła sobie wyrzuty z powodu wagi.

      W końcu potrząsnęła głową.

      – Już nic. To wszystko.

      Rick przytaknął.

      – A dla ciebie?

      Uśmiechnęłam się.

      – To samo co zawsze.

      – Podwójne espresso i scone z dżemem. Zaraz przyniosę.

      Skoczył do kuchni, z której na całą kawiarnię roznosił się cudowny zapach karmelizowanego cukru. Beans & Bread urządzone było z dziką różnorodnością. Zielone stoły, czerwone krzesła, żółte fotele w przeróżnych formach i odcieniach. Nic do siebie nie pasowało. Tak jakby Rick i jego żona szukali wyposażenia kawiarni w second handach.

      Podkradłam Linkowi jedną kredkę i kawałek papieru.

      – A jak z Tannerem? – zapytałam i zaczęłam szkicować postać kobiety. Miałam manię ciągłego rysowania, za co często byłam upominana przez rodziców. Myśleli, że był to wyraz nudy albo braku zainteresowań, ale to nieprawda. Rysowanie pomagało mi często lepiej się skoncentrować.

      – Princeton go stresuje. Właściwie chciałby w weekend przylecieć do domu, ale profesorowie zarzucili go pracą. Prawdopodobnie aż do końca miesiąca nici z jego przyjazdu.

      Lilly spojrzała ze zmęczonym uśmiechem na Linka, który wziął sobie właśnie nową kartkę i z szalonym zapałem rysował czarne kręgi.

      – Codziennie wieczorem pyta o swojego tatę.

      – To oczywiste. Tęskni za nim. Ale przecież Tanner niedługo przyjedzie.

      Lilly westchnęła.

      – Mam nadzieję.

      Nachyliłam się i położyłam rękę na jej dłoni. Rzadko okazywała słabość, bo chciała być silna dla Lincolna. Ale teraz miała mokre oczy i widziałam, jak bardzo tęskni za Tannerem. Nie tylko za Tannerem – ojcem jej syna, ale i za chłopakiem, którego kochała już z pół dekady.

      Był trzy lata starszy od niej i studiował w Princeton na piątym semestrze. Przyjęli go tam, zanim Lilly dowiedziała się, że jest w ciąży. Przesunął studia o jeden semestr, żeby być przy porodzie. Zastanawiał się nawet, czy nie zmienić Princeton na MFC, ale dyplom elitarnej uczelni może mu w przyszłości otworzyć wiele drzwi. Poza tym studia w Princeton były w rodzinie Tannera tradycją i wykraczanie przeciw niej wywołałoby jeszcze więcej złych emocji. W oczach ich rodziców niechciana ciąża nieletniej była już wystarczającym obciążeniem dla dobrego imienia obu rodzin.

      – Na pewno. Zobaczysz, kilka tygodni minie jak z bicza strzelił.

      – Tak, spędzimy wspólnie trzy piękne dni, a potem znowu nie zobaczymy się przez miesiąc. – Lilly westchnęła głęboko i opadła na krzesło, wysuwając swoją dłoń spod mojej. – Czasami zastanawiam się, czy podjęłam właściwą decyzję.

      – Właściwą – powiedziałam z pewnością płynącą prosto z serca.

      Wątpliwości Lilly nie dotyczyły urodzenia Linka, tylko zamiaru ukończenia liceum. Z tego powodu nie pojechała z Tannerem do New Jersey, bo przy obowiązkach szkolnych musiałaby sama zajmować się dzieckiem. Tutaj, w Mayfield, pomagały jej obie rodziny i przyjaciele. Nawet snobistyczni rodzice Tannera po narodzinach wnuka zaangażowali się w opiekę nad nim.

      – Teraz jest ci trudno, ale kiedyś spojrzysz wstecz i będziesz dumna ze swoich osiągnięć.

      – Albo będę żałować, że nie spędzałam więcej czasu z miłością mojego życia.

      Machnęłam ręką.

      – Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Jesteście młodzi i macie przed sobą z pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt lat. Jeszcze będziecie mieli siebie dosyć. To teraz to tylko gra wstępna.

      Lilly prychnęła.

      – Dosyć długa gra wstępna.

      Wzruszyłam ramionami i znowu pochyliłam się nad swoim rysunkiem.

      – Wcześniej bardzo to u Tannera ceniłaś.

      Przywarłam do drzwi i przez judasz patrzyłam na korytarz. Było poniedziałkowe przedpołudnie i powoli powinnam była się zbierać na wykłady, ale po raz ostatni dałam sobie jeszcze pięć minut, żeby zaczekać na Juliana. Zegar tykał. Lilly wyśmiałaby mnie, gdyby mnie zobaczyła, ale nie potrafiłam inaczej. Chciałam znowu go zobaczyć i przeprosić.

      Po tamtej imprezie ciągle myślałam o nim i o Laurensie. Najchętniej zadzwoniłabym do firmy kateringowej, żeby go namierzyć i dać mu pieniądze, których wtedy nie chciał ode mnie przyjąć. Ale żeby to zrobić, musiałabym najpierw zapytać mamę o nazwę tej firmy, a to nie wchodziło w grę. Od razu zorientowałaby się, o co chodzi i palnęłaby mi mowę, a po wszystkim Julian miałby jeszcze większe kłopoty. Przetrzymałam więc wyrzuty sumienia, które w końcu zeszły na dalszy plan, bo martwiłam się o Adriana. Jednak teraz, kiedy dostałam drugą szansę, chciałam naprawić to, co sknociłam.

      – No wychodź już – wymamrotałam. Niecierpliwie wpatrywałam się w pusty korytarz. Prędzej czy później będzie musiał wyjść na zajęcia albo do pracy.

      Kiedy usłyszałam szczęk otwierających się drzwi, drgnęłam ze strachu, choć przecież przez cały czas czekałam na ten dźwięk. Serce zaczęło mi szybciej bić i mocniej przywarłam