Название | Someone new |
---|---|
Автор произведения | Laura Kneidl |
Жанр | Книги для детей: прочее |
Серия | |
Издательство | Книги для детей: прочее |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-7686-912-4 |
Kiwnęłam głową, ale w myślach byłam już krok dalej. To nie mógł być przypadek. Wykluczone. Ile kotów o imieniu Laurence mogło być w Mayfield? Niewiele, a to by znaczyło, że kelner z przyjęcia moich rodziców był współlokatorem Cassie i Auriego. Julian. Czy nie wspominał o Cassie? Nie byłam pewna, ale tak czy inaczej nie oczekiwałam, że jeszcze kiedyś go zobaczę. Po tym wieczorze sprzed dwóch miesięcy ciągle o nim myślałam, i nie chodziło tylko o moje wyrzuty sumienia. Skoro jednak tutaj mieszkał, to znaczy, że dostałam drugą szansę. Mogę naprawić to, co zepsułam.
– Wasz współlokator nie nazywa się przypadkiem Julian? – zapytałam, próbując ukryć ekscytację.
Cassie zmarszczyła czoło.
– Tak, Julian Brook. Znacie się?
– Można tak powiedzieć – odparłam z zakłopotaniem. Zastanawiałam się, czy opowiadał im o mnie. Czy słyszeli już o aroganckiej dziewczynie, przez którą wyleciał z pracy? A może tę część wieczoru puścił w niepamięć? – Poznaliśmy się na imprezie.
Brwi Auriego powędrowały w górę.
– Naprawdę? – W jego głosie słychać było zdziwienie.
– Tak.
Spojrzeli na siebie znacząco. Trwało to kilka sekund, po czym Cassie odwróciła się do mnie, nadal trzymając strzałę w dłoni.
– Co to była za impreza?
– Nudna – odpowiedziałam ostrożnie. – Pracował tam.
– Aaaaa. – Na twarzy Cassie pojawiło się zrozumienie. – Wszystko jasne.
– Co jest jasne?
Auri prychnął.
– Julian nigdy nie poszedłby na imprezę z własnej woli.
– Nigdy? – zapytałam ze zdumieniem.
Cassie potrząsnęła głową.
– Za nic.
– Ten chłopak jest prawdziwym pracoholikiem – wyjaśnił Auri i skrzyżował ręce. – Ciągle mówię, że powinien trochę odpuścić, ale kiedy nie jest na uczelni, idzie do jednej ze swoich stu tysięcy prac.
Stu tysięcy prac. A przeze mnie stracił jeszcze siedemdziesiąt pięć dolarów od moich rodziców.
– Teraz też pracuje jako kelner? – zapytałam z nieśmiałą nadzieją. Był sobotni wieczór, idealny czas na pracę w kateringu. Może mama naprawdę zapomniała naskarżyć na niego szefowi.
Cassie zastanowiła się przez chwilę, ściągając usta.
– Nie jestem pewna.
– Nie, nie pracuje – powiedział Auri. – Przecież pan Gordon go wyrzucił. Nie pamiętasz? Dlatego nie przynosi już wałówki do domu.
– Wałówki, z której nic nigdy dla mnie nie zostawało.
– Mówiłaś, że tego nie lubisz.
– Nie chciałam jeść surowych ryb, ale inne rzeczy tak.
– Och, więc chyba źle cię zrozumiałem.
Cassie przewróciła oczami.
– Oczywiście, że źle.
Zabawnie było przysłuchiwać się ich czułym sprzeczkom, ale powoli zaczęłam myśleć, że nie znali Juliana zbyt dobrze. Jak można nie wiedzieć albo wnioskować tylko na podstawie brakujących resztek jedzenia, czy współlokator został zwolniony czy nie? Gnębiące mnie wyrzuty sumienia nie stały się przez to ani trochę mniejsze, ale kot Juliana nie powinien dłużej chodzić głodny. Przez cały czas drapał drzwi.
– Lepiej idźcie nakarmić Laurence’a.
– O Boże, racja.
Cassie szybko włożyła strzałę do kołczanu i zaczęła obracać w palcach breloczek, na którym wisiał przynajmniej z tuzin kluczy.
– Jesteśmy fatalnymi opiekunami kotów – stwierdził Auri i pociągnął w stronę drzwi Cassie, nadal próbującą odnaleźć właściwy klucz.
– Byłoby inaczej, gdyby to był nasz kot.
– Nie mielibyśmy kota, tylko psa.
Cassie nic na to nie odpowiedziała, jeszcze raz odwróciła się w moją stronę.
– Miło było cię poznać, Micah. Na pewno wkrótce znowu się zobaczymy.
– Na pewno. Mnie też było miło.
Pomachałam im na pożegnanie. Wcisnęli się do mieszkania przez lekko tylko uchylone drzwi, by nie wypuścić kota na korytarz.
Stałam jeszcze przez chwilę i gapiłam się na ich zamknięte drzwi. Julian Brook. Kto by pomyślał?
Rozdział 3
– Nareszcie!
Lilly zeskoczyła z krzesła, kiedy z piętnastominutowym opóźnieniem weszłam do Beans & Bread, naszej ulubionej kawiarni od czasów szkoły średniej.
Przypadkowo odkryłyśmy ją lata temu, kiedy zaniosłam kilka moich rzeczy do second handu obok. Second handu już nie ma, zamiast niego tę dziwną kawiarnię otaczają dziś sklep erotyczny z zasłoniętymi szybami i studio manicure z nerwowo migającymi światłami na wystawie.
– Przepraszam, były korki.
Objęłam Lilly, a potem nachyliłam się nad Lincolnem i cmoknęłam go w jasnobrązowe włosy. Podniósł głowę i uśmiechnął się do mnie.
– Micah!
– Jak żyjesz, wielki facecie?
– Mama powiedziała, żebym namalował dla ciebie obrazek.
Lincoln sięgnął po kartkę leżącą na krzesełku dla dziecka i uniósł ją z dumą.
Na obrazku było… Nie miałam pojęcia co to miało być. Lew? Eksplodujący obcy? Abstrakcyjna wizja wszechświata? Nie byłam pewna, mimo to uśmiechnęłam się i pochwaliłam Lincolna.
Jego oczy jeszcze bardziej się roziskrzyły i znowu zabrał się do pracy. Z pasją mazał kredką po papierze.
Pytająco spojrzałam na Lilly.
Moja najlepsza przyjaciółka fizycznie była zupełnie inna niż ja. Miała niebieskie oczy i blond włosy, które dzięki zabiegowi Brasilian Blowout gładko opadały jej na plecy. Zupełnie inaczej niż moje niesforne kosmyki, które nigdy nie wyglądały tak, jak chciałam. Przede wszystkim grzywka była trudna do okiełznania i codziennie rano od nowa musiałam walczyć z nią za pomocą prostownicy.
Wzruszyła ramionami i potrząsnęła głową.
Odetchnęłam z ulgą, że nawet mama Linka nie wie, co przedstawia rysunek, usiadłam i wyjęłam kartę ze stojaka. Zrobiłam to z przyzwyczajenia, bo u Ricka zawsze zamawiałam to samo.
– Nigdy nie zgadniesz, kto mieszka w mieszkaniu obok.
– Nick Robinson!
– Jasne, a na dole rezyduje Keiynan Lonsdale – prychnęłam.
– Szkoda. Mogłoby tak być.
– Oczywiście – przytaknęłam, jakby naprawdę było możliwe, by aktor z filmu Twój Simon był moim sąsiadem. – Mała podpowiedź: to nie jest nikt sławny.
– Hmmm. – Lilly z namysłem stukała palcem o brodę. – Alexandra Courtin?
Alex przez kilka lat chodziła do tej samej drogiej prywatnej szkoły co ja i Lilly, dopóki jej ojciec nie został zatrzymany za pranie brudnych pieniędzy i rodzina nie straciła całego majątku. Potem gdzieś