Mesjasz Diuny. Frank Herbert

Читать онлайн.
Название Mesjasz Diuny
Автор произведения Frank Herbert
Жанр Зарубежная фантастика
Серия Kroniki Diuny
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 9788381887540



Скачать книгу

wizją Paula. Gdyby jednak odmówiła uczestnictwa…

      – Nie wydaje ci się, księżno – podjął Tleilaxanin – że Edryk ma przesadny wpływ na naszą konspirację?

      – Zapowiedziałem – podkreślił sternik – że z góry przyklasnę najlepszemu pomysłowi, jaki przyjdzie nam tutaj do głowy.

      – A kto wybierze ten najlepszy? – zapytał Scytale.

      – Chcesz, żeby księżna odleciała, nie przystąpiwszy do nas? – zaperzył się Edryk.

      – Chce, żeby przystąpiła całym sercem – warknęła matka wielebna. – Nie potrzeba nam zdrajcy na pokładzie.

      Scytale spostrzegł, jak Irulana rozluźnia mięśnie w pozie medytacji, z dłońmi schowanymi w rękawach szaty. „Myśli o przynęcie zarzuconej przez Edryka: założycielka królewskiej dynastii! – stwierdził. – Rozważa, co spiskowcy mają w zanadrzu, żeby trzymać ją w szachu. Ma wiele rzeczy do rozważenia”.

      – Scytale’u – odezwała się po chwili – mówi się, że Tleilaxan obowiązuje osobliwy kodeks honorowy: wasze ofiary muszą zawsze mieć szansę ocalenia.

      – Jeśli tylko ją dostrzegą – przytaknął maskaradnik.

      – Jestem ofiarą? – zapytała.

      Scytale parsknął śmiechem. Matka wielebna głośno prychnęła.

      – Bez obawy, księżno – rzekł Edryk z łagodną wymówką – ty już należysz do nas. Czyż nie szpiegujesz na dworze imperialnym dla przełożonych Bene Gesserit?

      – Paul wie, że informuję moje nauczycielki – odparła.

      – Ale dostarczasz im propagandowej amunicji przeciwko twojemu Imperatorowi – powiedział gildianin.

      „Nie »naszemu« Imperatorowi – zauważył Scytale. – »Twojemu« Imperatorowi. Irulana jest zbyt dobrą Bene Gesserit, żeby przegapiła to przejęzyczenie”.

      – Chodzi o moce i o to, jak można ich użyć – powiedział, zbliżając się do zbiornika gildianina. – My, Tleilaxanie, uważamy, że w całym wszechświecie jest tylko nienasycony głód materii, że tylko energia jest naprawdę stała. I energia się uczy. Słuchaj bacznie, księżno: energia się uczy. To właśnie nazywamy mocą.

      – Nie przekonaliście mnie, że jesteśmy w stanie pokonać Imperatora – stwierdziła Irulana.

      – Nawet nie przekonaliśmy siebie – rzekł Scytale.

      – Gdziekolwiek się obrócić – powiedziała Irulana – objawia swoją moc. Kwisatz Haderach, ten, który jest w wielu miejscach naraz. Mahdi, którego byle zachcianka jest świętym przykazaniem dla misjonarzy kwizaratu. Mentat, którego kalkulacyjny umysł przewyższa najpotężniejsze komputery starożytności. Muad’Dib, z którego rozkazu legiony Fremenów pustoszą planety. Ma proroczy wzrok, którym widzi przyszłość. Ma genotyp, który my, Bene Gesserit, wymarzyłyśmy sobie…

      – Znamy jego przymioty – przerwała jej matka wielebna. – I wiemy, że Zły Duch, jego siostra Alia, ma taki genotyp. Ale oni są też ludźmi, oboje. Zatem mają i słabe strony.

      – Gdzie są te ludzkie słabe strony? – zapytał maskaradnik. – Mamy ich szukać w religijnym ramieniu jego dżihadu? Czy kwizarzy Imperatora dadzą się zbuntować przeciwko niemu? A co z przedstawicielską władzą wysokich rodów? Czy Zgromadzenie Landsraadu może zrobić coś więcej, niż tylko podnosić krzyk?

      – Proponuję Konsorcjum Honnete Ober Advancer Mercantiles. – Edryk obrócił się w swoim zbiorniku. – KHOAM znaczy biznes, a biznes idzie za zyskiem.

      – A może matka Imperatora? – rzekł Scytale. – Lady Jessika, o ile wiem, nie rusza się z Kaladanu, lecz pozostaje w stałym kontakcie z synem.

      – Podstępna suka – powiedziała Mohiam spokojnie. – Przeklinam się za to, że ją wyszkoliłam.

      – Nasz spisek wymaga narzędzia – powiedział Scytale.

      – Jesteśmy więcej niż spiskowcami – odparła matka wielebna.

      – O tak – zgodził się Scytale. – Jesteśmy pełni energii i szybko się uczymy. Dlatego stanowimy tę jedyną niepłonną nadzieję, to niezawodne zbawienie ludzkości. – Używał trybu absolutnej pewności, co w ustach Tleilaxanina mogło być, i zapewne było, wyrazem krańcowej ironii.

      Wyglądało na to, że tylko matka wielebna wychwyciła tę językową subtelność.

      – Dlaczego? – zapytała go wprost.

      Zanim maskaradnik zdążył odpowiedzieć, Edryk odchrząknął i zabrał głos:

      – Nie przerzucajmy się filozoficznymi dyrdymałami. Każde pytanie da się sprowadzić do jednego: „Dlaczego coś jest?”. Każda religijna, gospodarcza i administracyjna kwestia ma jeden derywat: „Kto będzie u władzy?”. Sojusze, konsorcja i wszelkie koalicje gonią w piętkę, jeśli nie dążą do władzy. Wszystko inne to plewy, co w końcu uświadamia sobie większość myślących istot.

      Scytale, wyłącznie na użytek matki wielebnej, wzruszył ramionami. Edryk odpowiedział za niego na jej pytanie. Gadatliwy bałwan był ich słabym punktem. Dla pewności, że Mohiam zrozumiała, maskaradnik rzucił:

      – Uważnie słuchając nauczyciela, zdobywa się wykształcenie.

      Matka wielebna z wolna skinęła głową.

      – Księżno – powiedział Edryk – dokonaj wyboru. Zostałaś wyznaczona na narzędzie losu, absolutnie najdoskonalsze narzędzie…

      – Zachowaj pochlebstwa dla tych, którzy pójdą na ich lep – przerwała mu Irulana. – Wcześniej wspomniałeś o jakimś duchu, zmartwychwstańcu, którym możemy zatruć Imperatora. Wyjaśnij to.

      – Atryda sam się pokona! – zapiał z zachwytu gildianin.

      – Przestań mówić zagadkami! – warknęła Irulana. – Co to za duch?

      – Bardzo niezwykły – powiedział Edryk. – Ma ciało i imię. Ciało słynnego mistrza miecza, znanego jako Duncan Idaho. Imię…

      – Idaho nie żyje – stwierdziła księżna. – Paul często opłakiwał jego śmierć w mojej obecności. Widział, jak ginął z rąk sardaukarów mego ojca.

      – Nawet w tamtym momencie sardaukarzy twego ojca nie stracili głowy. Przypuśćmy, że mądry dowódca sardaukarów rozpoznaje mistrza miecza w zabitym przez żołnierzy. Co dalej? Z takiego ciała i wyszkolenia są pożytki… jeśli zadziała się błyskawicznie.

      – Tleilaxański ghola… – wyszeptała Irulana, patrząc spod oka na Scytale’a.

      Widząc, że przyciąga jej uwagę, Scytale popisał się umiejętnościami maskaradnika – kształt przepływa w kształt, ciało rozchodzi się i schodzi na nowo. Wkrótce tkwił przed nią gibki mężczyzna. Mężczyzna o twarzy krągławej, smagłej i nieco spłaszczonych rysach. Wystające kości policzkowe tworzyły pod oczami progi o wyraźnych mongoloidalnych fałdach. Włosy miał czarne, niesforne.

      – Ghola o takim wyglądzie. – Edryk wskazał Scytale’a.

      – Czy po prostu inny maskaradnik? – spytała Irulana.

      – Nie maskaradnik – zaprzeczył gildianin. – Dłużej obserwowany maskaradnik w końcu się zdradzi. Nie. Przypuśćmy, że nasz bystry dowódca sardaukarów kazał zakonserwować zwłoki Idaho z myślą o kadziach aksolotlowych. Czemu nie? Te zwłoki zawierały mięśnie i nerwy jednego z największych szermierzy w historii, doradcy Atrydów, geniusza wojny. Cóż to za strata zmarnować całe to wyszkolenie i zdolności, kiedy można ożywić je w instruktorze sardaukarów.

      – W życiu o tym nie słyszałam, choć byłam jednym