Popioły. Stefan Żeromski

Читать онлайн.
Название Popioły
Автор произведения Stefan Żeromski
Жанр Зарубежная классика
Серия
Издательство Зарубежная классика
Год выпуска 0
isbn



Скачать книгу

raz jeszcze najemnych komuników słoweńskich, trzeci o konieczności spróbowania raz jeszcze walki, jak na moście Rialto. Inni rozprawiali z zapałem o takich sprawach i zabiegach, z których przed rokiem śmialiby się szyderczo. Oni, którzy pochwalili zamordowanie kapitana Laurier pod Lido na statku le Libérateur de l’Italie, co było ostatnim, najbardziej bezpośrednim powodem, a nadto zrozumiałym pretekstem zemsty Buonapartego, szukali teraz oparcia… w ludzie! Wzdychali do jego wierzeń. Budowali nową Wenecję na lagunach uczuć ludu. Uśmiechali się z wyrazem niezachwianej wiary w jego przywiązanie do skrzydlatego lwa. Jedna z dziewic, piękna jak marzenie, uproszona przez wszystkich, miała wypowiedzieć w gwarze utwór nieznanego poety z ludu o wykradzeniu relikwii świętego Marka przez „francuskiego złodzieja”. Książę słuchał ciekawie. Recytatorka mówiła:

      – „Złodziej wszedł do dzwonnicy świętego Marka i wstąpił na wysokość lwa złoconego. Usunął duży kamień, który się sam obrócił, i zobaczył małe wydrążenie w murze. Tam leżał lew brązowy, któremu przednią odśrubował łapę. We wnętrznościach tego zwierzęcia znalazł pięć kluczów złotych, zaśrubował na powrót łapę, kamień na swe miejsce zasunął, a klucze zabrał. Udał się prosto do bazyliki i porachowawszy słupy zaszedł do kaplicy sobie wiadomej. Był tam ciężki konfesjonał drewniany roboty snycerskiej, który się na czopie obracał. Gdy go złodziej obrócił, znalazł kamienną niszę, w której głębi znajdowała się płyta. Zdjął ją, wszedł i znalazł się w korytarzu wydrążonym w grubym murze. Miał fosfor sycylijski i jeden kamień przeźroczysty, wydający z siebie jasność słońca. Użył go do oświetlenia i ciasnymi zeszedł schodami.

      Tu, będąc już pod powierzchnią morza, zbliżył się do wielkiej sali, dokąd wiodły wielkie drzwi dębowe, sztabą żelazną okute. Otworzył je kluczem i przeszedł. Był w sali, w której sklepienie wspierało się pośrodku na grubej kolumnie… Wyciosana tam była historia świętego Marka od Aleksandrii aż do tajemniczego grobowca. Widać tam było kupców weneckich nabywających ciało święte: dalej widać było, jak je okrywali słoniną, jak muzułmanie przestraszeni uciekli. Widać tam było dalej, jak szli na okręt, jak ich napadła straszliwa burza. Widać było, jak wylądowali w Wenecji, wchodzili do kościoła, do podziemnego grobowca. Widać było, jak doża sam jeden skrycie kryptę odwiedza…

      Złodziej odśrubował kolumnę i znalazł w podstawie okrągłe schody. Zeszedł po nich i ujrzał ogromną przestrzeń, strachem przejmującą. Ale był tam guzik w murze okolicznym. Przyciska go, i oto spada most żelazny. Bez tego mostu zleciałby był w przepaść, gdzie koła obracały się ciągle, gdzie ostre noże i kolce żelazne posiekłyby świętokradcę. Przebywszy most znalazł trzy kraty żelazne, które umiał otworzyć sekretem symbolicznym. Wówczas stanął u ostatnich drzwi z brązu, które złotym kluczem otworzył.

      Tu olśnił go widok kaplicy. Ujrzał tam wazy, urny, lichtarze, kadzielnice złote, srebrne i z drogich kamieni. Sto świec woskowych płonęło, wonią napełniając powietrze. W środku był ołtarz zrobiony z tego metalu, z którego jest pierścień dla doży zaślubiającego morze. Na nim był posąg świętego Marka ze lwem przy nogach. Lew miał paszczę otwartą, a zamiast oczu – diamenty. Klucz grobowca był w paszczy lwa. Gdybyś go wziął ty albo ja, wystrzeliłby ze strasznym hukiem, a przez tajemnicę magiczną poruszyłby dzwony świętego Marka. Doża nadbiegłby z patriarchą. Ale złodziej wiedział dobrze, co czynić. Obrócił cztery razy ucho lwa, i klucz sam wyszedł z grożącej paszczy. Wtedy wkłada klucz w zamek grobowca, otwiera… Święte kości przed nim leżą!

      Świętokradztwo! Przekleństwo! Wieczne potępienie!

      Bierze święte kości, obwija je w płaszcz swój. Korzysta z przejścia, które na dnie grobowca znajduje. Wstąpił na korytarz. Korytarz obraca się, podnosi. Dalej znajduje schody. Długo otwiera drzwi ostatnim złotym kluczem i oto wchodzi do bazyliki na balustradę nawy, gdzie zwykle nikt nie patrzy, czeka nocy, ażeby uciec. Ucieka. Noc upływa…”.

      Całe towarzystwo słuchało tych słów w bolesnym wzruszeniu. Twarze były jak skrzepłe, oczy zdrętwiałe. Ten i ów ukrył twarz w dłoniach. Jeden książę Gintułt słuchał obojętnie.

      Ogarniało go nie współczucie, lecz właśnie pogarda względem tych, którzy zdolni byli wzruszać się tak tym, co ich najbardziej hańbiło. Wydali mu się jak szalbierze, którzy usiłują zrobić interes na ostatniej resztce własności ludu. Nie zdążyli wydrzeć korzyści z błędnych jego wierzeń i głupich plotek, błędnych i głupich z ich winy, więc czynią to teraz w chwili stosownej, kiedy nie pora już osiągać korzyści wyższego rzędu. Ci sami, którzy przedsiębrali wszystko przez sześćset lat dla zdławienia i zniszczenia praw motłochu, odwoływali się do motłochu, gdy przyszło karę ponieść za winy. Czyliż – myślał – nie są jak żebracy wyciągający rękę? Udają ludzi wierzących w doskonałość praw swej rzeczypospolitej… Gdybym też teraz wstał i zapytał ich: jak się zapatrują na maksymy Fra-Paola Sarpi, na owe wytyczne zasady udzielane prokuratorom? Pierwsza zasada: trzymać w stanie ciągłego ubóstwa stan szlachty zubożałej. Druga zasada: poprawić artykuły konstytucji w taki sposób, żeby można było posługiwać się nimi w miarę potrzeby. Trzecia zasada: schlebiać głupocie, namiętnościom, a nawet występkom motłochu.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEASABIAAD/2wBDAAMCAgMCAgMDAwMEAwMEBQgFBQQEBQoHBwYIDAoMDAsKCwsNDhIQDQ4RDgsLEBYQERMUFRUVDA8XGBYUGBIUFRT/2wBDAQMEBAUEBQkFBQkUDQsNFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBT/wgARCAeoBXgDAREAAhEBAxEB/8QAHAABAQEAAgMBAAAAAAAAAAAAAQACBgcDBQgE/8QAGgEBAQEBAQEBAAAAAAAAAAAAAAECBAMFBv/aAAwDAQACEAMQAAAB8H6H6mqAhAiI1URmEiIiGiGoIiqhrMarQGY1SAmTYEQgBCZNGRIQEyIkAgJEQGjBoCIhNEZECNAZNCAGlkiICAjRAAiBCAgQGlkjIkBEJpZMCRCRkRISUSWRrMAkKwIgKiRCBEAgIGgIiI3bmQIVkgPHEVUaoAoq0QBDWjEVaMw1mEhrMNMBG6jJCJk0ZI2ZISAQEgNEQERAIkYNkZEzDSJkhIja5QI0ZIQIQI0AkZEBEhXKIqJEKiZNLICZEBAhIjS5SA3WYhMmgI0smRAhARUEyiqQJLoDCaICAhAhISNLhIRAgPGIQ0hARugCETEarMapIxDSRiN1AbMgQkRiTyWwEICRoyJAQmSNAQEbIwJk0JARojxmhIiIiACNERERCSiIEQmTQqIqJComTQEJEArJk0QCAkRGREiIQVIjKICQrlEVgQNKgmRIhUQI0uUDRESyKwJGTayeII1WI3QARGqiIgEDRCJkiEyIkZEhIAPIYIQNmRIyRoANgBGTQCaAyJk2AiBpRACNGRI0omRI1RARGgFRAjS4TRABERojVpGE0AqJtYwmgIBIVEBWTImqpRJcptUCBAjag1RGEiIVkbaMogaUTSgJERCokK5TaiBG7cx+aTRCNBozENBQ1BEAjSRARERoBACESMiIkRGiMGQNiQGgIjJGgIBASIhAQNAIqJkhIjJsDSiaWIygBGjIkQkJgSIgEBEBIiMiQiomTREsZTRGrSEK1GTKZNGlBBICIDREokRComgAhIVE0oRhNEKgJ+fLVaADdJiIaTMQmSEaQNEBmN0CQGwABEhMiBoCEyQEIgaIyJABoAERASIyJoAEjS4RIBIBEybIFEgISMmhIBIANGRIDYAJGTQrlISFZMiQqJES5TQ0QCYNEAmljKBoAEBIhECIjBsCNKIrAkBpQQTwxAJqiNVmAgJFdUQGqiMxEeSsmgEBADQEICJGRAQEhAyaECIybMkRoCIhIgNAJkhEAEDREQEAkJkSIgNAQkZEBIVETS4TS5QEiFREDRkSUSNKIrIEQEBoDS5SNW5k0okAgQkskatzImSNKWUokJCuUSIhWI/PJoDVRmEDVUYPJWQhGswjUERqkCA0RkhICNEJGTZgjJsgEBNGBISMGzJGhMEJoCNGSAjQEZNEBGhWIwmlECNAIEaUTJogIDyL40jREAkZE0uUTJoVwiBtcpAaNKAgaXKAGyIgNrlMmhUQI0uUjSwJk2uURWTImTRpcoEICQqn55EiPGeQgA0VIkAQCaqAiEBASICIREgI0RGQISIQMRughIhA0AERCRCBkjQEJAaMiICuU2sJlAiFZJcIGzJGhAQGqASVBGiMmgASIhA0uUjQERpQTKBEJKnjTZGTQCKiJW0CBpRFUDKIEREQgICKx4kIAEQN0EENZjVEZERpATRkCCGkSA0BkiESIhAgEgESMmgASMmwIgNgQkZIgI2REJkCNAQgJAQGgIyaNLhNEskACRCoiBCK5SAQPJbRkSMoEJCRKgkQCREKxlNAREBpcokomgWTSxhAQI8ilEbAwkRHjgMmyMiboE2eK