Ktoś tu kłamie. Jenny Blackhurst

Читать онлайн.
Название Ktoś tu kłamie
Автор произведения Jenny Blackhurst
Жанр Крутой детектив
Серия
Издательство Крутой детектив
Год выпуска 0
isbn 978-83-8215-061-2



Скачать книгу

próbował ukryć nuty niedowierzania.

      – Nie, nie jest normalne, ale nie było też nienormalne, jeśli pan wie, co przez to rozumiem. Pewnie pan nie wie. Dzwoniłem do niej w poniedziałek, ale zgłaszała się poczta głosowa. Tutaj sygnał jest naprawdę słaby, więc to mnie nie zdziwiło, chociaż zwykle oddzwaniała. Po treningu wypiłem w hotelowym barze kilka drinków i położyłem się spać. Dopiero rano przyszło mi na myśl, że Mary-Beth nie oddzwoniła, ale wtedy miałem następną sesję treningową. Telefonowałem z samochodu, w drodze do domu, też bez skutku. Nie martwiłem się… to znaczy… dlaczego miałbym się martwić? Jeśli żona nie odbiera telefonów, to przecież nie myśli się od razu, że… – Urwał, nie będąc w stanie dokończyć zdania.

      – Oczywiście. – Posterunkowy Allan przybrał uspokajający ton. – A kiedy pan usłyszał, że nie odebrała dzieci, co pan zrobił?

      – Znów do niej zadzwoniłem. – Peter pamiętał ten powtarzający się sygnał w telefonie. – I oczywiście nie odebrała. Pojechałem po dzieci, a potem dzwoniłem do Mary przez całą drogę do domu, starając się przy nich nie panikować. Żartowałem o niemądrej mamusi, która wyciszyła komórkę. Zresztą to jej się często zdarzało. Po powrocie kazałem dzieciom iść się pobawić, a sam przeszukałem dom. Wszystko było na swoim miejscu. Nie brakowało jej ubrań, walizki leżały tam gdzie zawsze.

      – I wtedy zadzwonił pan na policję?

      – Nie od razu. Wyszedłem na ulicę i zagadnąłem Larry’ego Gormana, jednego z naszych sąsiadów. Nie widział Mary-Beth od poniedziałku, ale pracuje na dziwnych zmianach. Zapukałem do Jacka, to znaczy Jacka Spencera, z sąsiedniego domu, lecz nie otworzył. Zapukałem do Felicity, ale chyba rozmawiała przez telefon. Potem zobaczyłem Marcusa na podjeździe. Wyglądał na lekko zszokowanego, chociaż on zwykle tak wygląda. Zapytałem go, czy widział Mary-Beth, a on odparł, że nie spotkał jej od pikniku.

      – Od pikniku?

      – Zapomniałem o tym. Piknik rodzinny, co roku organizowany w szkole. Zwykle zajmowała się tym Erica, ale po jej śmierci…

      – Erica Spencer?

      – Tak, ona i Mary-Beth były sobie bardzo bliskie. Żona wzięła na siebie większą część pracy związanej z piknikiem, już taka jest, nikomu nie umie odmówić. Była na pikniku i później podrzuciła dzieci do mamy. Od tamtej pory nikt jej nie widział.

      – Jasne, przepraszam, panie King, po prostu muszę mieć pewność, czy znamy wszystkie szczegóły. Więc rozmawiał pan z sąsiadami, a potem zgłosił zaginięcie żony?

      – Tak. To znaczy nie… nie od razu, ale prawie. Wróciłem do domu i zastanawiałem się, co mam zrobić, czy zawracać głowę policji, skoro Mary-Beth może lada chwila wrócić i przeprosić za to, że nie odebrała dzieci. Znowu zacząłem do niej dzwonić i wysłałem esemesa z prośbą, żeby się odezwała. Obdzwoniłem jej znajome ze szkoły, mamy całą listę z numerami telefonów, więc próbowałem dzwonić pod znane mi nazwiska. Później powiadomiłem policję i kazali mi przyjść na posterunek, żeby wypełnić zgłoszenie.

      – W porządku, dziękuję, panie King. Wiem, że niepokoi się pan o żonę, ale musimy zadać jeszcze kilka pytań, żeby mieć pełny obraz sytuacji. Pytania mogą wydawać się trochę osobiste.

      Peter westchnął.

      – Proszę śmiało pytać o wszystko. Chcę, żeby się znalazła.

      – Czy w poniedziałek, zanim wyszedł pan z domu, żona zachowywała się normalnie?

      Peter pokiwał głową.

      – Nic w jej zachowaniu nie wydawało się niezwykłe. Robiła dzieciom śniadanie, przeglądała Facebooka albo Twittera. Ja wziąłem prysznic, ubrałem się, przyszedłem na dół i pocałowałem ją na dzień dobry. Powiedziała, że zobaczymy się jutro i że mam jechać ostrożnie. Zawsze tak mówiła, jakby uważała, że jeśli o tym zapomni, a coś się stanie, to będzie jej wina.

      – A w niedzielę? Coś niezwykłego?

      – Nic, co by się wyróżniało. Pewnie każdy tak mówi.

      Allan zignorował tę uwagę.

      – W porządku – powiedział, coś notując. – Przepraszam pana, ale muszę spytać o to, czy… mieliście jakieś problemy w małżeństwie? Czy był jakiś powód, że mogłaby odejść? Czy ma pan powody sądzić, że miała romans?

      Peterowi aż zrobiło się niedobrze, kiedy to usłyszał.

      – Nie, nie i nie. Wiem, że prawdopodobnie wszyscy tak mówią, ale nawet gdyby działo się coś złego albo gdyby chciała ode mnie odejść, nigdy nie zostawiłaby dzieci.

      – Ma pan internetowy dostęp do konta? Mógłby pan sprawdzić ostatnie transakcje? Czasami, gdy kobiety zamierzają odejść, przez kilka miesięcy dokonują niewielkich wypłat, na jakie nie zwraca się uwagi, kiedy ma się furę…

      – Ona wcale nie ma fury – wycedził przez zęby Peter. – I nie było żadnych wypłat. – Jęknął jak cierpiące zwierzę. – Przepraszam. To tylko… Boże… ze wszystkich możliwości, jakie przychodzą mi na myśl, najlepsza byłaby ta, że żona zostawiła mnie dla innego. Jakie to popieprzone! Bo jeśli nie uciekła…

      Sierżant Harvey nieznacznie skinął ręką i detektyw posterunkowy Allan wstał.

      – To ogromnie stresująca sytuacja i nie będziemy zasypywać pana statystykami, ale chcę powiedzieć, że w większości przypadków istnieje zupełnie sensowne wyjaśnienie i ludzie wracają cali i zdrowi. Rozejrzymy się, porozmawiamy z sąsiadami i wrócimy do pana, gdy tylko się czegoś dowiemy. Da pan sobie radę?

      – Tak, kiedy odkryjecie, co stało się z moją żoną.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAAAAAQABAAD//gBBSlBFRyBFbmNvZGVyIENvcHlyaWdodCAxOTk4LCBKYW1l cyBSLiBXZWVrcyBhbmQgQmlvRWxlY3Ryb01lY2gu/9sAhAACAQEBAQECAQEBAgICAgIEAwICAgIF BAQDBAYFBgYGBQYGBgcJCAYHCQcGBggLCAkKCgoKCgYICwwLCgwJCgoKAQICAgICAgUDAwUKBwYH CgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgr/wAARCAS6 Ax0DASIAAhEBAxEB/8QBogAAAQUBAQEBAQEAAAAAAAAAAAECAwQFBgcICQoLEAACAQMDAgQDBQUE BAAAAX0BAgMABBEFEiExQQYTUWEHInEUMoGRoQgjQrHBFVLR8CQzYnKCCQoWFxgZGiUmJygpKjQ1 Njc4OTpDREVGR0hJSlNUVVZXWFlaY2RlZmdoaWpzdHV2d3h5eoOEhYaHiImKkpOUlZaXmJmaoqOk paanqKmqsrO0tba3uLm6wsPExcbHyMnK0tPU1dbX2Nna4eLj5OXm5+jp6vHy8/T19vf4+foBAAMB AQEBAQEBAQEAAAAAAAABAgMEBQYHCAkKCxEAAgECBAQDBAcFBAQAAQJ3AAECAxEEBSExBhJBUQdh cRMiMoEIFEKRobHBCSMzUvAVYnLRChYkNOEl8RcYGRomJygpKjU2Nzg5OkNERUZHSElKU1RVVldY WVpjZGVmZ2hpanN0dXZ3eHl6goOEhYaHiImKkpOUlZaXmJmaoqOkpaanqKmqsrO0tba3uLm6wsPE xcbHyMnK0tPU1dbX2Nna4uPk5ebn6Onq8vP09fb3+Pn6/9oADAMBAAIRAxEAPwD8AY+9OqxNo2r2 n/Hzp0yf78VV6YwooopjCiiigArc1jx3r2s6Qmj3U29I6w6KACiiigAooooAdHGZJOK96+FWmeX4 Xs702j7PKj/eV598GfDGja9dSjWB88ksaW1fT1v4W+weGk02102TZHF+6rnrzPUwMCz4Dhg/sOby oY98ctTap8ObPxH