Dlaczego zabija. Блейк Пирс

Читать онлайн.
Название Dlaczego zabija
Автор произведения Блейк Пирс
Жанр Зарубежные детективы
Серия
Издательство Зарубежные детективы
Год выпуска 0
isbn 9781094304199



Скачать книгу

jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał.

      - Dylan? Przedstawiam ci Avery Black, byłego adwokata w sprawach karnych, która dała ciała i doprowadziła do wypuszczenia z więzienia najstraszliwszego seryjnego mordercę na świecie, prosto na ulice Bostonu. Facet zabił ponownie i zrujnował jej życie. Ona odeszła z firmy o milionowych obrotach, od męża, i dzieciaka, który ledwie się do niej odzywa. Podobnie jak ty topi swoje smutki w pracy i alkoholu. No i proszę? Więcej was łączy, niż wam się wydaje.

      Nagle całkowicie spoważniał.

      - Jeśli jeszcze raz wystawicie mnie na pośmiewisko, obydwoje wylatujecie ze sprawy.

      ROZDZIAŁ ÓSMY

      Pozostawieni w sali konferencyjnej Avery i Dylan siedzieli przez kilka chwil naprzeciw siebie w zupełnym milczeniu. Oboje trwali w bezruchu. Dylan nisko zwiesił głowę. Twarz wykrzywiał mu grymas, najwyraźniej nad czymś rozmyślał. Avery po raz pierwszy odczuła względem niego współczucie.

      - Wiem, jak to jest…. - zaczęła.

      Dylan poderwał się tak szybko i gwałtownie, że krzesło przechyliło się w tył i uderzyło o ścianę.

      - Moim zdaniem to niczego nie zmienia - powiedział. - Nie jesteśmy ani trochę podobni.

      Chociaż sugestywny język jego ciała wskazywał na złość i chęć zachowania dystansu, oczy mówiły co innego. Avery była pewna, że jest na granicy załamania. Coś, co powiedział kapitan mocno go dotknęło, podobnie, jak ją. W dwójkę byli naznaczeni niepowodzeniem, samotni. Sami.

      - Posłuchaj - rzekła. - Tak tylko pomyślałam.

      Dylan odwrócił się i otworzył drzwi. Gdy wychodził, jego profil tylko potwierdził jej obawy; w przekrwionych oczach lśniły łzy.

      - Niech to szlag - wyszeptała.

      Najgorsze dla Avery były wieczory. Nie miała kręgu stałych znajomych, praca stanowiła jej jedyne hobby, jej zmęczenie osiągnęło taki stopień, że nie była sobie w stanie wyobrazić, że miałaby pracować w terenie jeszcze więcej. Siedząc samotnie przy wielkim stole z jasnego drewna nisko spuściła głowę w obawie przed tym, co ją czeka dalej.

      Gdy wychodziła z biura, spotkało ją to, co zawsze. Atmosfera napięcia wisiała w powietrzu, a artykuł z pierwszej strony tylko ośmielił większą niż zwykle grupę funkcjonariuszy.

      Ktoś zawołał: - Hej, Black, śliczna buźka.

      Inny postukał palcem w zdjęcie Howarda Randalla.

      - Piszą tutaj, że byliście bardzo blisko. Kręci cię gerontofilia? A wiesz, co to znaczy? To znaczy, że lubisz się pierdolić ze staruchami.

      - Bardzo śmieszne - Uśmiechnęła się i wymierzyła w ich kierunku palce ułożone na kształt pistoletu.

      - Pierdol się, Black.

      * * *

      Białe BMW - pięcioletnie, brudne i zużyte - zaparkowała na zamkniętym parkingu. Avery kupiła je u szczytu adwokackiej kariery.

      - Chyba oszalałam? - pomyślała. - Co mnie skłoniło, żeby kupować biały samochód?

      Sukces - przypomniała sobie. Białe BMW było jasne i przyciągało uwagę, a ona chciała, aby wszyscy wiedzieli, kto tu rządzi. Teraz przypominało jedynie o tym, jak bardzo życie jej się nie poukładało.

      Mieszkanie Avery mieściło się przy Bolton Street w południowej części Bostonu. Miała dwa pokoje na pierwszym piętrze dwukondygnacyjnego budynku. Oczywiście doszło do zmiany na gorsze - przeniosła się z dawnego, usytuowanego na najwyższych piętrach drapacza chmur, penthouse’u, ale obecne mieszkanie było przestronne i czyste, z ładnym tarasem, na którym mogła usiąść i odpocząć po ciężkim dniu w pracy.

      Przestronny salon wyłożony był włochatą wykładziną w brązowym kolorze. Kuchnia znajdowała się po prawej stronie drzwi wejściowych, a od reszty pokoju oddzielały ją dwie wielkie kuchenne wyspy. Nie miała roślin ani zwierząt. Północne usytuowanie mieszkania sprawiało, że zwykle panował w nim półmrok. Avery rzuciła na stół klucze, a potem resztę rzeczy: pistolet, kaburę z szelkami, walkie-talkie, odznakę, pas, telefon i portfel. Rozebrała się w drodze do łazienki.

      Po długim prysznicu, w którym mogła sobie przemyśleć wydarzenia dnia, włożyła szlafrok, wyjęła piwo z lodówki, potem wzięła telefon i udała się na taras.

      Komórka pokazywała prawie dwadzieścia nieodebranych połączeń, uzupełnionych o dziesięć nowych wiadomości. W większości od Connelly’ego i O’Malley’a. Słychać było mnóstwo wrzasków.

      Czasem Avery stawała się tak skoncentrowana i ukierunkowana na obrany cel, że nie odbierała telefonu od nikogo, kto nie był niezbędny do realizacji zadania, zwłaszcza, gdy wszystkie elementy nie zostały złożone w jedną całość; dzisiejszy dzień zdecydowanie do takich należał.

      Przewinęła wykaz ostatnio wybieranych numerów, a potem wszystkich osób, które do niej dzwoniły w ciągu ostatniego miesiąca. Nie było wśród nich ani jej córki, ani eksmęża.

      Nagle do nich zatęskniła.

      Wybrała numery.

      Telefon wykonał połączenie.

      Automatyczna sekretarka przekazała: „Cześć, tu Rose. Nie mogę teraz odebrać telefonu, ale jeśli zostawisz krótką wiadomość, przedstawisz się i podasz swój numer, oddzwonię najszybciej, jak będę mogła. Bardzo dziękuję.” Biiiip.

      Avery rozłączyła się.

      Przez chwilę bawiła się myślą, aby zadzwonić do Jacka, byłego męża. Był dobrym człowiekiem, chłopakiem z uczelni, któremu trudno zarzucić posiadanie jakichś wad, osobą pod każdym względem przyzwoitą. Gdy miała osiemnaście lat przeżyli gwałtowny romans i to ona, pełna pychy po zdobyciu upragnionej pracy, wszystko zepsuła.

      Przez lata obwiniała innych o rozpad związku i rozluźnienie relacji z córką; Howarda Randalla o kłamstwa, swojego dawnego szefa, pieniądze, poczucie władzy oraz wszystkie te osoby, z którymi nieustannie musiała się liczyć i które musiała mamić, aby pozostawać o krok przed nimi w drodze do prawdy. Stopniowo jej klienci stawali się mniej wiarygodni, ale ona chciała iść naprzód, ignorować prawdę, naginać sprawiedliwość w jedną lub drugą stronę, po prostu po to, by zwyciężać.

      - Sprawa za sprawą - tak sobie powtarzała. -Kolejnym razem będę bronić kogoś, kto był naprawdę niewinny i naprawię swoją reputację.

      I tak miało być w przypadku Howarda Randalla.

      - Jestem niewinny - płakał podczas ich pierwszego spotkania. - Ci studenci są całym moim życiem. Jak mógłbym skrzywdzić kogoś z nich?

      Avery mu uwierzyła i po raz pierwszy w życiu uwierzyła również w siebie. Randall był światowej sławy psychologiem z Harvardu, przekroczył sześćdziesiątkę, nie miał motywu i nie przejawiał w przeszłości zachowań świadczących o niezrównoważeniu. Co więcej, sprawiał wrażenie słabego i załamanego, a Avery zawsze chciała bronić kogoś słabego.

      Doprowadzenie do jego uniewinnienia stanowiło przełomowy moment jej kariery, szczyt szczytów, oczywiście do momentu, gdy celowo zabił ponownie, aby zrobić z niej żywą ilustrację kłamstwa.

      Avery chciała się tylko dowiedzieć: dlaczego?

      - Dlaczego pan miałby pan coś takiego zrobić? - spytała go, gdy już był za kratkami. - Dlaczego kłamałby pan i wrabiał mnie po to, aby do końca życia siedzieć w więzieniu?

      - Ponieważ wiedziałem, że można panią ocalić - odparł Howard.

      - Ocalić - pomyślała