Mag bitewny. Księga 1. Peter A. Flannery

Читать онлайн.
Название Mag bitewny. Księga 1
Автор произведения Peter A. Flannery
Жанр Детективная фантастика
Серия
Издательство Детективная фантастика
Год выпуска 0
isbn 9788379645329



Скачать книгу

Furii nasza panienka Godwin.

      Było jasne, że Merryweather popiera decyzję Bryny, by przystąpić do próby, ale Falko rozumiał też zawstydzenie, które musiał czuć jej ojciec. Podziwiał odwagę dziewczyny, ale nie chciał, by wygłupiła się na oczach tłumu. Zwrócił wzrok w kierunku pola turniejowego, w momencie gdy łucznicy stanęli już na swoich miejscach i sprawdzali sprzęt, by ukryć zdenerwowanie.

      Faworytem tej konkurencji był Allyster Mollé, młody szlachcic mierzący przynajmniej sześć stóp wzrostu. W szranki z nim stanęło kilku innych łuczników, z których najlepszym mógł być Brachus de Goyne, czarnowłosy młodzian o niemile dla oka zaciętej, porośniętej brodą żuchwie. Zawodnicy po obu stronach skinęli Brynie głowami, ale uprzejmy gest psuły protekcjonalne uśmieszki.

      Wreszcie ustalono odległość na pięćdziesiąt jardów i dowódcy zeszli z pola. Łucznicy mieli wystrzelić po sześćdziesiąt strzał, nim ich wyniki zostaną ze sobą porównane. Strzelano seriami po sześć strzał, każdy wybrał więc wiązkę najbardziej podobnych do siebie pocisków. Następnie konkurenci podeszli do wysypanej kredą cienkiej linii.

      Twarz Bryny świeciła od potu, ale gdy nakładała pierwszą strzałę na cięciwę, jej mina wyrażała spokój i skupienie. Na końcu kredowej linii stał marszałek z uniesioną czarną flagą, czekający, aż zawodnicy przygotują się do strzału.

      – Łucznicy! Strzelajcie wedle uznania! Zaczynać!

      Czarna flaga zafurkotała w dół, a zawodnicy skupili uwagę na małych złotych kółkach w środku tarcz.

      Tak jak wszyscy w Caer Dour, Falko zdawał sobie sprawę, jak wielkiej dyscypliny, umiejętności, koncentracji i konsekwencji wymaga łucznictwo. Bryna Godwin brylowała we wszystkich tych dziedzinach. Gdy jej strzały zaczęły wrzynać się w tarczę, stało się jasne dla wszystkich, że jej uczestnictwo w tej próbie to nie kaprys niedorosłej dziewczynki. Wypuszczała z łuku strzałę za strzałą i choć nie każda z nich trafiała w złote pole, żaden z dwudziestu łuczników w szyku nie wraził swoich tak blisko celu, jak zrobiła to Bryna.

      Falko obserwował ją, gdy nakładała kolejną strzałę i uniosła łuk. Miała rozluźnione plecy i ramiona, prawy łokieć trzymała wysoko, odciągając cięciwę tak mocno, aż jeden palec dotknął kącika jej ust. Zastygła tak na sekundę, a potem, w momencie gdy wypuszczała strzałę, zamknęła powieki – jakby w tym ostatnim, kluczowym momencie chciała odciąć się od wszystkiego, co mogłoby ją rozproszyć.

      Szepty w pawilonie zdradziły Falkowi, że nie on jeden to zauważył. Szybko też przerodziły się w wiwaty, gdy ta część konkurencji dobiegła końca i Bryna otrzymała złotą szarfę za zdobycie największej liczby punktów. Falko odchylił się, ciekawy reakcji sir Gerallta na sukces córki. Dojrzawszy go w tłumie, stwierdził, że choć wyraz zażenowania nie opuścił jego twarzy, oczy lśniły czymś, co mogło być tylko dumą.

      Chłopak uśmiechnął się i wrócił wzrokiem do łuczników. Marszałkowie odsunęli tarcze na odległość stu jardów. Czarna flaga raz jeszcze pofrunęła w dół, w powietrzu zaświszczały strzały, lecz gdy wystrzelono ich już pięć tuzinów i zaległa cisza, wyniki punktowe pokazały, że przy strzelaniu na większe odległości mała broń Bryny nie dorównuje masywnym łukom mężczyzn. Z pierwszego spadła na czwarte miejsce. To za mało, by zapewnić sobie naukę w akademii, a najtrudniejsza część konkurencji miała dopiero nadejść.

      W pomruku tłumu dało się słyszeć zawód i niezadowolenie, tymczasem cele odsunięto jeszcze bardziej. Nieopuszczający swoich miejsc przy linii łucznicy kręcili się niecierpliwie, czekając, aż tarcze znajdą się na ziemi, a czarna flaga po raz kolejny da znak do strzału. Nikt nie wiedział, ile wyniesie ostatnia odległość w konkurencji. Będą musieli oszacować dystans na oko. Był to jeden z elementów czyniących ostatnią fazę prób łuczniczych tak interesującą. Kolejnym była presja czasu, pod jaką zawodnicy musieli oddawać strzały.

      Zasady były proste. Należało wystrzelić dwadzieścia pocisków tak szybko, jak to tylko możliwe. Konkurencja kończyła się w momencie, gdy pierwszy zawodnik dokonał tej sztuki, a zwycięzcę wyłaniano na podstawie sumy zdobytych punktów. To prawda, zasady były proste, ale zadanie – już nie do końca. Jeśli łucznik będzie strzelał zbyt szybko, odbije się to na celności, a jeśli zbyt wolno, to nie zdąży wystrzelić wszystkich pocisków, nim uprzedzą go rywale.

      Rosnące napięcie odznaczało się na twarzach zawodników. Wypełnili kołczany dwudziestoma strzałami, a potem z trwogą obserwowali coraz bardziej niknące w oddali tarcze.

      – Jak myślisz, mój Danté? – zaczepił go Merryweather, nachylając się konspiracyjnie. – Chyba jest już ze dwieście jardów, co?

      Falko pokiwał głową.

      Łucznicy czekali, aż marszałkowie niosący tarcze znikną z linii strzału. Niektórzy zawodnicy zrobili kilka kroków do przodu, inni do tyłu, starając się oszacować odległość. Ale Bryna nie ruszała się z miejsca. Wpatrywała się intensywnie w swój cel, mocno trzymając łuk w lewej ręce. A potem jej wzrok spoczął na stojącym przy skraju kredowej linii marszałku, który uniósł swoją flagę.

      Falkowi udzieliło się napięcie tłumu, gdy tak patrzył na powiewający kawałek czarnego materiału.

      Po prostu daj z siebie wszystko, myślał. Ludzie zrozumieją, jeśli ci się nie uda...

      – Ta część konkurencji odbędzie się przy nieoznaczonym dystansie bitewnym – zawołał jeden z marszałków. – Pierwszy zawodnik, który odda dwadzieścia strzałów, zakończy próbę. Strzały wypuszczone po uniesieniu białych flag nie będą brane pod uwagę.

      Zrobił pauzę, by wszyscy łucznicy przygotowali się do konkurencji, a Falko wstrzymał oddech. Zawodnicy stanęli w pozycjach z rękami na pierwszej strzale.

      – Łucznicy – padła komenda – strzelać wedle uznania! – Umilkł na sekundę. A potem krzyknął: – Zaczynać!

      Flaga pomknęła w dół, a trybuny wybuchnęły wiwatami. Z dwudziestu łuczników tylko dziewiętnastu sięgnęło po strzały, jedna osoba spośród nich zrobiła coś innego.

      Gdy opadła flaga, Bryna odjęła rękę od kołczanu i puściła się sprintem w kierunku tarczy. To posunięcie skonfundowało pozostałych zawodników. Pierwsza strzała przeleciała nad jej głową, gdy dziewczynę od tarczy dzieliło najwyżej trzydzieści kroków. Tłum wył.

      Czy tak wolno? Czy wolno jej to zrobić?

      Marszałkowie milczeli. Jeden z nich wspomniał o „nieoznaczonym dystansie”, a więc nie obowiązywała linia, z której łucznicy musieli strzelać w poprzednich etapach. Bryna nie złamała więc zasad. Pędziła przed siebie, a druga salwa przeleciała nad jej głową. Musiała skrócić odległość na tyle, by zniwelować zasięg długich łuków jej konkurentów. Wówczas wynik będzie już zależał tylko od dwóch czynników: szybkości i precyzji. Większość kadetów zdążyła już wypuścić trzecią strzałę, gdy Bryna zatrzymała się z wślizgiem. Opadła na jedno kolano i poświęciła moment, by odzyskać kontenans. Potem sięgnęła za ramię, wzięła pierwszą strzałę i zaczęła strzelać. Tłum wstał z miejsc.

      Jej ręce poruszały się tak szybko, że niemal rozmazywały się w powietrzu. Napinała i zwalniała cięciwę z oszałamiającą prędkością.

      Falko nigdy jeszcze nie widział, by ktoś tak szybko strzelał z łuku. Zdawało mu się, że minęło najwyżej kilka sekund, nim dziewczyna zerwała się na nogi, a jej ręka wystrzeliła w powietrze. Siedem strzał przefrunęło nad jej głową, ale marszałkowie podnieśli białe flagi i wpili się wzrokiem w łuczników. Żadna z nich nie zostanie