Sieci widma. Leszek Herman

Читать онлайн.
Название Sieci widma
Автор произведения Leszek Herman
Жанр Криминальные боевики
Серия
Издательство Криминальные боевики
Год выпуска 0
isbn 978-83-287-1185-3



Скачать книгу

występuje chwilowo w postaci cieczy, a taki stan skupienia, jak wiesz, jest mało stabilny pod względem mechanicznym.

      – Przestań gadać głupoty.

      – Anno, prom wykonuje pewne ściśle określone procedury. Pewnie coś tam się akurat włączyło albo wprost przeciwnie, jakiś silnik zredukował moc. Czy coś tam.

      – I chyba zwolniliśmy. – Anna znieruchomiała na moment, usiłując wyczuć prędkość statku.

      – Po co ty się takimi rzeczami przejmujesz? Jakie to ma znaczenie?

      – Pamiętasz, co mówili na początku? Że prom płynie ze stałą prędkością podróżną siedemnastu węzłów. Po co mieliby zwalniać?

      – Może akurat wykonują jakiś manewr i musieli zwolnić. Omijają jakąś rafę, ja wiem…

      – Rafę? Na Bałtyku?

      – No to cokolwiek. Górę lodową.

      – W lecie?

      – Góry lodowe odrywają się od lodowców i spływają na morza, kolebiąc się na wodzie jak wielkie białe wańki-wstańki.

      – To byśmy ją raczej zauważyli?

      – Chyba że jest podwodna.

      – Większych idiotyzmów już chyba nie wymyślisz. – Anna podniosła się i spojrzała na męża z góry. – Chodź, przejdziemy się wzdłuż tego tarasu.

      Edward, rad nierad, dźwignął się z leżaka i ruszył za żoną.

      Rozdział 9

      Szczecin, poniedziałek,

      cztery dni wcześniej…

      Piotr w milczeniu, co nie zdarzało mu się zbyt często, wpatrywał się w Paulinę.

      – Niemożliwe – wykrztusił w końcu. – I co Paweł na to?

      – To samo co ty. – Paulina rzuciła na biurko foldery reklamowe niemieckiej firmy produkującej preparaty do czyszczenia polbruku i opadła na swój fotel. – Patrzył na mnie baranim wzrokiem.

      Piotr pokręcił głową niecierpliwie.

      – Oj weź, mów!

      – No co mam mówić? Sama jestem wstrząśnięta. Jeszcze się zaraz okaże, że byłam ostatnią osobą, która z nim rozmawiała.

      – A kiedy go zamordowali? To chyba Baśka pisze o tym?

      – Wstępnie szacują, że w piątek w nocy. Zwłoki znaleźli dopiero w niedzielę. Drzwi w mieszkaniu były uchylone przez całą sobotę i w końcu ktoś zdecydował się zajrzeć.

      – Portale już coś o tym piszą. – Piotr przesuwał wzrokiem po ekranie. – Ludzie dodają pod spodem, że to przy placu Lotników. Te komunistyczne bloki.

      – To socrealizm, ignorancie. Boże…

      – Co? – Piotr oderwał wzrok od monitora i spojrzał na Paulinę z niepokojem.

      – Wsiadłam do taksówki na placu Grunwaldzkim, a on poszedł dalej. Plac Lotników jest tuż obok. W takim razie prawdopodobnie byłam ostatnią osobą, która go widziała żywego.

      Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.

      – Nie licząc mordercy – powiedział cicho Piotr.

      – Nie licząc mordercy – przytaknęła Paulina.

      – Musisz iść na policję.

      – Paweł właśnie dzwoni do znajomego prokuratora, od którego dostał te fotki.

      – A na innych zdjęciach? Może ci się jednak wydawało, że to on?

      – Dwie fotki są tylko u Pawła. Nie pomyliłam się. Poznałam ten tatuaż i czarny T-shirt…

      Paulina przerwała i podniosła wzrok.

      – W tym T-shircie był w klubie. Jeśli nie zdążył się nawet przebrać, to morderca musiał wejść do niego zaraz po naszym rozstaniu. Mogła być pierwsza, najwyżej trochę po…

      – Tu ludzie piszą o jakiejś pijackiej imprezie. Że ktoś słyszał podobno muzykę i głośne rozmowy. Może po pożegnaniu się z tobą zorganizował sobie towarzystwo? W zasadzie było dość wcześnie. Mogli więc go zabić dużo później i nie byłaś ostatnią osobą, która go widziała.

      – W sumie… – Paulina zawiesiła wzrok w przestrzeni. Ta wersja była prawdopodobna. Facet mógł nawet wcześniej, zanim się z nią spotkał, umówić się na jakąś imprezkę przecież. Spiknął się z jakimiś swoimi znajomymi gdzieś obok, a potem wylądowali u niego. Może nie chciał psuć sobie całego piątkowego wieczoru.

      – Muszę zadzwonić do Marty – westchnęła. – Pewnie jeszcze dzisiaj będę musiała iść na policję.

      – Powiesz im o jego propozycji?

      Paulina spojrzała na Piotra z irytacją.

      – Oczywiście. Dlaczego miałabym to ukrywać?

      – Milion euro to sporo kasy.

      – Zwariowałeś!?

      – No tak tylko pytam…

      – W jaki sposób miałabym zdobyć ten milion euro według ciebie? – Paulina ściszyła głos, widząc, że obok ich biurek przechodzi właśnie jeden z kolegów. – Pomijając nawet kwestię zatajania zeznań.

      – Jeśli w następstwie tego morderstwa policja wpadnie na trop mafii, to możliwe, że nagroda będzie już nieaktualna.

      – Boże! – Paulina pokręciła głową. – Ty chyba nie uwierzyłeś w te rzeczy?

      – No przecież powiedział ci wyraźnie…

      – Nic mi nie powiedział wyraźnie. Wszystko miał mi przekazać w sobotę. Wiem tylko, że chodziło o jakiś transport czegoś tam do Rosji. W środę albo w czwartek. Nic ponadto.

      – Czyli pojutrze…

      – Albo w czwartek.

      – Mamy nazwę tej firmy produkującej meble. Mówiłaś coś…

      Paulina zagryzła wargi i spojrzała w przestrzeń nad ramieniem Piotra.

      Rzeczywiście, facet wspomniał nazwę lewej firmy rzekomo należącej do mafii. Jak to było…

      – Cicho – syknął nagle Piotr.

      – Co? Czemu? – Zdezorientowana Paulina spojrzała na niego ze zdziwieniem.

      – Paweł…

      Popatrzyła w ślad za jego wzrokiem. Od strony swojej oszklonej zagrody zbliżał się właśnie szef.

      – Rozmawiałem z prokuratorem. – Paweł stanął nad biurkiem Pauliny i położył przed nią żółtą samoprzylepną karteczkę. – Tu masz telefon do zajmującej się tą sprawą policjantki. Bożena Górnik się nazywa. Zadzwoń do niej. Pewnie poproszą cię, żebyś przyjechała od razu.

      Pół godziny później Paulina parkowała w ceglanym wąwozie przy Kaszubskiej. Po dwóch stronach wąskiej ulicy wznosiły się ponure gmachy z czerwonej cegły. Najeżone kanciastymi wieżyczkami, kroksztynami, sterczynami, inkrustowane glazurowanymi kształtkami, wyglądały jak zamczyska złej czarownicy z krwawej bajki braci Grimm.

      Wydział kryminalny mieścił się w największym gmachu w całym kwartale. Do wnętrza prowadziły drzwi umieszczone w ogromnym półkolistym portalu. Sama architektura budynku zdawała się wołać, żeby porzucili wszelką nadzieję ci, którzy tutaj przychodzą. Ale cała ta dzielnica