Porachunki. Yrsa Sigurðardóttir

Читать онлайн.
Название Porachunki
Автор произведения Yrsa Sigurðardóttir
Жанр Триллеры
Серия Freyja i Huldur
Издательство Триллеры
Год выпуска 0
isbn 978-83-8110-909-3



Скачать книгу

że Freyja nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia.

      Zanim Freyja zdołała zaprotestować, dyrektorka zniknęła, zostawiając ją w malutkim pokoju. Pozostała tylko modlitwa, żeby jednak Huldar chciał rozmawiać z kimś innym. Freyja usłyszała otwierające się drzwi, potem zbliżające się głosy Huldara i Elsy. Zanim zdążyła wypowiedzieć do końca słowa modlitwy, obydwoje stanęli w progu jej pokoju. Przy potężnej sylwetce Huldara dyrektorka wydawała się maleńka. On zaś wyglądał jak wówczas, gdy widziała go ostatnim razem: znużony i wymizerowany. Co dziwne, to mu nawet pasowało. Znała go wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że to był jego stały stan. Nawet w sądzie, ubrany w garnitur, sprawiał wrażenie, jakby musiał natychmiast wracać do domu, żeby choć trochę się zdrzemnąć.

      Cienie pod oczami, kilkudniowy zarost, potargane włosy.

      Irytowało Freyję, że Huldar jest w jej typie: przemęczony, ale prawdziwy facet, który w łóżku nie traci czasu na ziewanie. A przynajmniej nie tracił go w jej przypadku, choć była to tylko przelotna znajomość. Jeden numerek. Ale z jego winy, bo się zachował jak ostatni kretyn. Kretyn, ale niewiarygodnie dobry w łóżku. Zanim dała się ponieść tym wspomnieniom, przypomniała sobie jednak, że właśnie przez niego znalazła się w obecnym położeniu. To on prowadził sprawę, która ich obydwoje kosztowała stanowisko.

      – Chyba nie muszę was przedstawiać. Freyjo, ustal, jak możemy pomóc policji. – Ani słowa o tym, co mogłaby ta pomoc oznaczać. Elsa odwróciła się i zostawiła ich samych.

      Huldar uśmiechnął się z zakłopotaniem. Nie był na nią zły tak bardzo jak ona na niego. Właściwie chyba wcale nie był na nią zły, sądząc po ciągłych próbach odnowienia znajomości, które podejmował. Od chwili gdy wystrzeliła z tego pistoletu, ich drogi się krzyżowały częściej, niżby chciała. Obydwoje byli świadkami w procesie mężczyzny, do którego Freyja strzeliła, a potem w znacznie krótszym procesie jej brata Baldura sądzonego za nielegalne posiadanie broni. Dołożyli mu wtedy dwanaście miesięcy do odbywanego wyroku. Freyja bardzo to przeżyła, chociaż sam Baldur zniósł to po męsku. „Będę miał więcej czasu, żeby wszystko przemyśleć” – powiedział jej wtedy. Co chciał przemyśleć, Freyja wolała nie wiedzieć. Co prawda ten bydlak Huldar krył ją w sądzie, nieprawdziwie zeznając, że nie ma pojęcia, skąd się wzięła broń w jej rękach. Niewiele to jednak zmieniło, a dług wdzięczności wobec niego tylko zwiększał jej niechęć. Znalezione na pistolecie odciski palców Baldura przypieczętowały jego los, ona sama zaś ledwie uniknęła zarzutu krzywoprzysięstwa. To była druga przyczyna decyzji o odebraniu jej stanowiska.

      – Czy mogę wejść?

      – Tak, proszę – odpowiedziała chłodno.

      – To może usiądę?

      – Tak, proszę – powtórzyła tak samo chłodnym tonem, po czym obserwowała, jak zajmuje miejsce. – W czym mogę ci pomóc?

      – Trudne pytanie. – Huldar położył na jej biurku kartkę. Zerkając na pokrywające ją bazgroły, Freyja nawet się nie zdziwiła, że Huldar ma taki brzydki charakter pisma. – Potrzebuję opinii psychologa dziecięcego w śledztwie, które prowadzę. – Uśmiechnął się tak samo cierpko jak chwilę wcześniej, gdy stanął w drzwiach. – Jesteś jedynym, jakiego znam.

      – Rozumiem – skwitowała. Im mniej powie, tym lepiej. Nie chciała sprawiać wrażenia, że ma ochotę się wdawać w przyjacielską pogawędkę.

      – No więc… Ale zanim zacznę, może zapytam, co u ciebie? – Wytrzymał jej spojrzenie bez mrugnięcia okiem. Urok tego skurczybyka w dużej części polegał na tym, że poświęcał jej całą swoją uwagę: roztargnienie nagle zniknęło. Bez dwóch zdań traktował tak wszystkie kobiety.

      – Dziękuję, dobrze. – Nie zrewanżowała się grzecznościowym pytaniem.

      – A brat?

      – Dziękuję, dobrze. O co więc chciałeś zapytać?

      Zdawał się wcale nie przejmować jej oschłymi odpowiedziami. Uśmiechnął się tylko, po czym wyjaśnił:

      – Mam tu tekst napisany przez czternastolatka, prawdopodobnie chłopca. Chciałbym się dowiedzieć, czy coś cię w tym tekście niepokoi.

      – Zobaczę.

      Huldar wręczył jej tekst. Przeczytała go, po czym oddała kartkę.

      – Jak dawno temu zostało to napisane i w jakich okolicznościach?

      – Dziesięć lat temu niemal co do dnia. – Opowiedział jej historię kapsuły czasu. Słuchała jej bez zainteresowania.

      – Obawiam się, że nie mogę pomóc. Nie mam dość informacji. Ale nie sądzę, że powinno ci to spędzać sen z powiek. Wielu nastolatków fantazjuje o zabijaniu swoich wrogów, ale żaden nie przekuwa swoich fantazji w czyn. Dosłownie żaden. Musiałbyś znać tło, okoliczności, w jakich ona albo on to napisali. Jeśli bodźcem do napisania tych słów była złość na coś, co wymienieni ludzie zrobili tego dnia, to prawdopodobnie nie ma powodu do zmartwienia. Autor listu po prostu wyrzucił z siebie tę złość. Jeśli natomiast dzieciak pielęgnował w sobie nienawiść przez długi czas, wtedy raczej bym się martwiła. Chociaż to mało prawdopodobne. Dużo potrzeba, żeby wywołać w kimś nienawiść trwającą przez całą dekadę. Cholernie dużo.

      – Więc jest nadzieja, że pewnego dnia mi wybaczysz? – Huldar uśmiechnął się z żalem.

      – Powiedziałam, że dużo potrzeba, nie że to jest niemożliwe. – Te słowa starły uśmiech z ust Huldara i Freyja natychmiast ich pożałowała. Prawda była taka, że trudno żywić nienawiść, gdy jej obiekt się ma przed sobą. Łatwo za to w samotności, rozpamiętując swoje żale. – W każdym razie na twoim miejscu spróbowałabym namierzyć osobnika. Nie podejrzewam, żeby cokolwiek z tego wyszło, ale przynajmniej będziesz mógł z czystym sumieniem zamknąć sprawę i przejść do następnej. Zakładam, że policja nie narzeka na brak zajęć.

      – Prawdę mówiąc, ostatnio nie ma ich dużo. Pogoda wpłynęła na poziom przestępczości. Prowadzimy tylko jedno poważne śledztwo, ale nie należę do zespołu, który się nim zajmuje. Sprawa jest raczej makabryczna i tylko na samym początku miałem z nią coś wspólnego, zupełnie przez przypadek. Nie dostaję już żadnych poważniejszych spraw. – Tym razem uśmiech Huldara miał oznaczać, że niczym się nie przejmuje, ale brak przekonania w głosie zdradzał, jak bardzo go to boli.

      Chociaż Freyja dobrze znała to uczucie, nie powiedziała mu o tym. Gdyby choć na sekundę opuściła gardę, nie zdołałaby już jej podnieść. Wiedziała jednak, że potrzebuje silnego ramienia, żeby się wypłakać, że chciałaby mieć kogoś, kto wysłucha jej lamentów z powodu utraty stanowiska, a przede wszystkim ją zrozumie. Ktoś taki siedział teraz naprzeciwko niej. Koleżanki się do tego nie nadawały. Owszem, okazywały współczucie, ale potem otwierały usta i wychodziło na jaw, że tylko udają. Ich zdaniem sama była sobie winna. Przecież z własnej woli poszła do łóżka ze stolarzem Jónasem, który następnie się okazał policjantem Huldarem, i własnymi rękami pociągnęła za spust. To nie była niczyja wina, Freyja musi więc zaakceptować to, co się stało, przestać biadolić i zapisać się z nimi na zajęcia jogi. Baldur jako jedyny na pewno by jej wysłuchał, nie mogła się jednak zdobyć, żeby wylać przed nim swoje żale, bo przecież miał gorsze problemy, nawet jeśli sam je sobie ściągnął na głowę. Ostatecznie więc rola powiernika przypadła nie Baldurowi, a jego psu. Podczas monologów Freyi Molly ziewała, robiła miny i przewracała się na grzbiet, ale przynajmniej nigdy jej nie krytykowała ani nie udzielała idiotycznych rad.

      Zanim Freyja zdążyła ulec pokusie, żeby otworzyć serce przed Huldarem, ten kontynuował:

      – Ale