Porachunki. Yrsa Sigurðardóttir

Читать онлайн.
Название Porachunki
Автор произведения Yrsa Sigurðardóttir
Жанр Триллеры
Серия Freyja i Huldur
Издательство Триллеры
Год выпуска 0
isbn 978-83-8110-909-3



Скачать книгу

Jest drobnej budowy ciała, ma jasnobrązowe włosy do ramion i była ubrana w czerwoną pikowaną kurtkę do pasa, czerwoną wełnianą czapkę oraz dżinsowe spodnie, miała różowe sportowe buty. Prawdopodobnie nadal znajduje się w okolicy szkoły. Wszystkich, którzy mogą pomóc w ustaleniu miejsca jej pobytu, prosi się o kontakt z policją w Hafnarfjördur pod numerem 525 3300.

      2016

      Rozdział 1

      Huldar rzucił na biurko plik odbitek. Na blacie oprócz nich znajdowała się kolekcja do połowy opróżnionych kubków z kawą. Ostatnio trafiały do niego dochodzenia, których nikt inny w wydziale dochodzeniowo-śledczym nie chciał, na przykład sprawa tej szkoły, która pewnie skończy jako temat żartów w komisariacie – tak jak skończył on, dawny szef wydziału, który wypadł z łask i został zesłany do odległego kąta wielkiej sali, skąd ledwie widział swój dawny pokój.

      Starał się nigdy nie patrzeć w tamtym kierunku. On sam miał gdzieś, że zleciał po szczeblach kariery, chodziło raczej o to, jak traktowali go dawni podwładni: zachowywali się tak, jakby jego upadek był zaraźliwy. To go bolało. Zakładał, że relacje z kolegami wrócą do stanu sprzed krótkotrwałego awansu, ale bardzo się pomylił. Ich milczenie, gdy się zbliżał, i szepty, gdy odchodził, były tak nieznośne, że czasem pragnął wrócić na utracone stanowisko.

      To pragnienie nigdy jednak nie trwało długo. Niemal natychmiast przypominał sobie, jak bardzo nie lubił tego stanowiska. Niekończące się wypełnianie formularzy, pisanie raportów, odprawy i bezsensowna biurokracja. Gdyby wiedział wcześniej, z czym się wiąże ta funkcja, nigdy by jej nie przyjął. Ale niewiele mu wtedy powiedziano. Cała procedura ograniczyła się do jednego pytania: „Czy chciałbyś awansować?”. Na komendanta naciskano, żeby wyznaczył kogoś do kierowania dochodzeniem w głośnej sprawie morderstwa, a ponieważ większość starszych detektywów została zmuszona do usunięcia się w cień po serii skandali, wybór Huldara był właściwie przypadkowy. W innych miejscach pracy bierze się pod uwagę dyplomy uniwersyteckie albo zawodowe kwalifikacje, w policji natomiast o potencjalnej przydatności funkcjonariusza na stanowisku kierowniczym przesądzają zwykle jego wiek i długość służby, bo to łatwo porównywalne wartości. Po niedawnym zamieszaniu Huldar zaczął podejrzewać, że w jego przypadku przyjęto jeszcze łagodniejsze kryterium: oceniono jego wzrost. Nabrał przekonania, że grube ryby wypatrzyły jego głowę wystającą nad pozostałymi. Lepiej by zrobił, gdyby przykucnął albo usiadł, bo nadal wykonywałby pewnie swoje stare obowiązki gdzieś pośrodku służbowej hierarchii, a nie na najniższym szczeblu.

      Ale Huldar nie żywił urazy do tych, którzy wtedy dali mu szansę. Mógł przecież odmówić. Nie czuł też złości do tych, którzy zadecydowali o jego degradacji. Nie było mowy o utrzymaniu go na stanowisku przez dłuższy czas. Schrzanił śledztwo w sprawie morderstwa tak spektakularnie, że trudno byłoby jego błędy powtórzyć. Próbując wyjaśnić to jednej ze swoich sióstr, porównał swoje niepowodzenie do przypadku chirurga, który wbiegając na salę operacyjną ze skalpelem w uniesionej dłoni, potyka się o coś i upadając, odcina pacjentowi głowę.

      Najgorsze, że pociągnął ze sobą na dno także Freyję, dyrektorkę Izby Dziecka. Urząd do spraw Nieletnich nie mógł przecież jej darować zastrzelenia mężczyzny w miejscu pracy, przeniesiono ją więc na stanowisko szeregowego psychologa dziecięcego.

      Prawdę mówiąc, obydwoje powinni być wdzięczni, że po tym wszystkim nie musieli szlifować chodników w poszukiwaniu roboty.

      Ale Freyja nie stawiała wdzięczności na pierwszym miejscu. Po tamtych pamiętnych zdarzeniach w Izbie Dziecka, którą kierowała, spotykali się sporadycznie, a i tak ledwie raczyła na niego spojrzeć. Aż kipiała wściekłością i niewątpliwie wściekała się właśnie na niego. Huldar skrzywił się na to wspomnienie. Wciąż żywił nadzieję, że mogą być razem – mimo niezbyt udanego początku, nierównego przebiegu i katastrofalnego finału ich znajomości. Mógł za to winić tylko siebie: pierwsze spotkanie narzuciło ton i było wręcz zaskakujące, że jakoś zdołał ją sobie ponownie zjednać, choć raczej na krótko. Ponieważ wcześniej kilka razy się sparzył na kontaktach z kobietami spotykanymi w klubach, poznanej w ten właśnie sposób Freyi przedstawił się jako stolarz i nie wyjawił jej prawdy po tym, jak spędzili razem noc. Niewiele znał kobiet, które leciały na gliniarzy. Jakby tego było mało, podał jej swoje drugie imię, Jónas. Gdy później ich drogi się przecięły podczas śledztwa w sprawie morderstwa, które jak się potem okazało, przepuściło reputację zawodową obydwojga przez niszczarkę do papieru, jego wstrętne kłamstwa wyszły na jaw: stolarz Jónas okazał się Huldarem, funkcjonariuszem z biura komendanta policji.

      Ale skoro wtedy do czegoś między nimi doszło, to może i teraz da mu kolejną szansę. Ta myśl podniosła go na duchu.

      Uśmiechnął się do młodego policjanta siedzącego naprzeciwko. Ten odpowiedział nieśmiałym uśmiechem, po czym znów opuścił wzrok na ekran monitora. Ale raczej nie wyświetlało się na nim nic specjalnie interesującego, ponieważ chłopak zaczął pracę w wydziale dochodzeniowo-śledczym tak niedawno, że w hierarchii plasował się jeszcze niżej niż Huldar, a więc najniżej, jak to tylko jest możliwe. Świeżak był teraz jedyną osobą w całym wydziale, która cieszyła się mniejszym szacunkiem niż Huldar, ale ten stan rzeczy zapewne niebawem się zmieni.

      – Zarobiony? – Huldar starał się powściągnąć szyderstwo w głosie. Chłopak był absurdalnie wrażliwy. Nie zaszkodziłaby mu z pewnością trochę grubsza skóra, ale niechby się do tego przyczynił kto inny. I bez martwienia się o detektywów, którzy mają mleko pod nosem, Huldarowi nie brakowało problemów.

      – Tak. Nie. – Widoczne nad monitorem czoło chłopaka silnie się zaczerwieniło.

      – To było potwierdzenie czy zaprzeczenie?

      – Zaprzeczenie. Nie jestem zarobiony. Ale mam dużo pracy.

      – Powiedziałbym, że to dobrze, gdy nie mamy wiele do roboty. Przynajmniej z punktu widzenia społeczeństwa.

      Huldar rozsiadł się wygodniej i sięgnął po dokumenty. Im szybciej się upora z tym nonsensem, tym lepiej. Powstrzymał westchnienie, przebiegając wzrokiem po linijkach dziecięcego pisma: W 2016 roku nie będą potrzebne samochody. Zamiast nich będą małe helikoptery z napędem solarnym. Zostanie wynalezione lekarstwo na raka i inne poważne choroby. Ludzie będą żyli po 130 lat. Islandia nadal będzie najlepszym krajem na świecie! Elin, 9c. Obok podpisu widniały dwa serduszka i dwie uśmiechnięte buźki. Chyba nigdy wcześniej nie natknął się w pracy na uśmiechnięte emotikony.

      – Zamienisz się ze mną na solarne helikoptery? – Huldar odsunął na bok kilka pasów wertikalu, żeby wyjrzeć przez okno. W szary zimowy dzień solarny helikopter nie zebrałby dość energii, żeby się poderwać, a co dopiero utrzymać w powietrzu.

      – Co? – Ton głosu młodego policjanta sugerował, że traktuje to pytanie jak rodzaj sprawdzianu.

      – Nic. – Huldar nie miał siły na wyjaśnienia. Poprzedniego wieczoru wybrał się z kolegami do baru, za długo tam siedział i wypił o jedno piwo za dużo. Młodziak albo nie słyszał o sprawie, którą Huldar musi prowadzić, albo zbyt wolno kojarzył.

      – Czy my mamy helikopter?

      – Tak – odpowiedział Huldar, ale natychmiast tego pożałował i się poprawił: – Nie. Nie mamy helikoptera. Po prostu muszę czytać dywagacje o przyszłości napisane przez zgraję dzieciaków dziesięć lat temu. Jedno z nich prognozuje, że będziemy korzystać z solarnych helikopterów. I chyba nie jest to najgłupszy pomysł, na jaki natrafię, przedzierając się przez te teksty.

      Młody policjant przejechał swoim krzesłem na bok, żeby spojrzeć w twarz swojemu rozmówcy. Huldar wiedział,