Quattuor Insanitas. Adrian K. Antosik

Читать онлайн.
Название Quattuor Insanitas
Автор произведения Adrian K. Antosik
Жанр Крутой детектив
Серия
Издательство Крутой детектив
Год выпуска 0
isbn 978-83-63080-93-8



Скачать книгу

rozumiem, dlaczego? Przecież akcja z silosem jest świetna. A nim się ktokolwiek połapie o co chodzi, główny bohater znika. Bez śladu.

      Dziewczyna zaśmiała się radośnie.

      – Mogłoby się coś podobnego przydarzyć tej zołzie z roku. Mówię ci, przyczepiła się do mnie i żyć mi nie daje.

      – No chyba przesadzasz? Nie może być aż tak źle. Co prawda widziałem ją tylko raz, ale nie wydała się aż tak upierdli…

      Nie dokończył, gdy spostrzegł lodowaty wzrok swojej ukochanej. Czego jak czego, ale przez te wszystkie lata nauczył się jednego. Jeśli chodził o to, kto jest be, a kto cacy, nie było sensu podważać jej zdania. Może to jedynie doprowadzić do scysji oraz obrażeń ciała. Dlatego tylko się uśmiechnął do drobniutkiej dziewczyny, nie ciągnąc dalej tego jakże niebezpiecznego tematu. Westchnął, gdy podniosła się od komputera i usiadła mu na kolanach przytulając się.

      – Co ty robisz? – zdziwiła się gdy sięgnął do klawiatury.

      – Wpadłem na pomysł ruchu – szepnął, przesuwając królową z D1 na A4 co spowodowało, że po jego ruchu wyskoczył duży napis szach.

      Dziewczyna objęła Stefana za szyję namiętnie całując.

      – Widzę, że ktoś tutaj ma dobre pomysły.

      – Tylko przy tobie – odparł, odwzajemniając jej pocałunek.

      Czas zwolnił a on dałby wiele, żeby te chwile nigdy się nie skończyły. Jednak wiedział, że niedługo przyjdzie Testosteron. A wraz z nim pewnie przywlecze się ktoś jeszcze. Westchnął.

      – To masz jakiś pomysł?

      – Hmm… Trochę to makabryczna wizja, tak na sucho planować jak zabić koleżankę… Aniu.

      Dziewczyna podparła się pod boki i zrobiła obrażoną minę:

      – A makabryczne nie było fantazjowanie o śmierci krytyka i profesora?

      – Oj, ja tylko troszeczkę na nich wzorowałem moje postacie, żeby mieć pogląd bardziej taki no… dogłębny. Żebym mógł się wczuć. Poza tobą i mną nikt nie wie, że ofiary w tych opowiadaniach mają swoje rzeczywiste odpowiedniki… To znaczy…

      – Nie tłumacz się już tak… Tylko zrób podobnie w tym przypadku. Weź tę swoją postać bez pamięci i niech ona się nią zajmie.

      – Tylko, że jak do tej pory mój bohater zabijał z jasno określonych powodów. Napędzały go proste potrzeby. W pierwszym przypadku zagrożenie, w drugim potrzeba pieniędzy oraz malutki socjopata. A teraz? Co może go teraz napędzać do tego?

      – Może chęć sprawdzenia się?

      – Eee… Jakoś tego nie widzę. Jak by to miało wyglądać? Wstanie rano i powie sobie: cholera, muszę się wykazać, zatłukę jakąś cizię.

      Ania zamyśliła się.

      – Może niech przez przypadek się gdzieś na nią napatoczy. A późnej zacznie obsesyjnie wszędzie ją spotykać.

      – Chcesz mu zrobić manię prześladowczą?

      – Nie… Bardziej myślałam o czymś takim, że to znak… O właśnie… Niech stwierdzi, że nie może zabijać tak dużo ludzi, bo w końcu ktoś to z nim powiąże. Niech zacznie żyć w takim celibacie dla mordercy. A później ta mu się zacznie wszędzie pojawiać. Uzna to za znak i zatłucze ją. Albo w jakiś inny potworny lub bestialski sposób zabije.

      To zastanowiło Stefana. Pomysł był dość ciekawy, jednak miał pewną wadę, którą młodzieniec wyjawił na głos:

      – Tylko widzisz, skoro ma mieć obawy o samego siebie, to przydałoby się, żeby zginęło więcej osób, bo do tej pory zabił dwie.

      – Jak to dwie? Przecież profesor też nie żyje.

      – Nie no, ja patrzę jak to widzą czytelnicy. Jak do tej pory opublikowałem dwa opowiadania. Znaczy to tyle, że dla nich zginęły dopiero dwie osoby.

      – Hmm… Dobra… Teraz będzie profesor, to razem już trzy… O to może zabić jeszcze jakiegoś niemiłego taksówkarza. Pamiętasz tego dupka, który nas wczoraj podwoził? Co palił papierosy w aucie, a później zażądał podwójnej opłaty?

      – Dobra… To całkiem niezły pomysł… A finalnym bajerem byłoby zabójstwo dwóch policjantów. Wtedy mógłby się wystraszyć, że będą go bardziej ścigać czy coś. Za podkłady mogłyby mi posłużyć ci dwaj, co mnie ostatnio na światłach spisali.

      Dziewczyna roześmiała się radośnie.

      – No patrz, jaką ty dzisiaj masz wenę twórczą! Normalnie tylko pisać powinieneś zacząć.

      Stefan uśmiechnął się do niej. Kochał ją bardzo, wręcz ubóstwiał ją.

      – Może dorzucę też coś o tym jak ktoś odkrywa powiązanie między tymi zgoła różnymi morderstwami…

      Ania chwyciła go za szyję całując w usta i jednocześnie napierając na niego całą sobą. Oboje opadli na łóżko nie odrywając się od siebie.

      I Kamienie Spadły z Nieba

      Od rana go coś wkurzało. W sumie stwierdził, że wszystko zaczęło się od wczorajszego wieczora. Sam nie wiedział dlaczego, ale strasznie zirytowało go, kiedy jego przeciwnik zrobił mu szacha. Wręcz doprowadziło go to do szewskiej pasji. Jedyne, co w tej sytuacji mógł zrobić, to zastawić się królową z D8 na D7, a następnie czekać, co zrobi jego przeciwnik. Co prawda, mógł jeszcze zastawić się gońcem, ale stwierdził po krótkim namyśle, że nie miałoby to większego sensu, bo na wymianę jego przeciwnik i tak by nie poszedł. Tego samego wieczoru Skorpion znalazł również w internecie stronę, na której było pokazane jak chałupniczo zrobić ładunek wybuchowy. Zainteresowało go to niezmiernie, choć tak naprawdę nie wiedział czemu. Teraz, gdy Skorpion się nad tym zastanawiał przyszło, mu na myśl, że to właśnie te wydarzenia zapoczątkowały całą sprawę. Poprzedniego dnia pechowy staruszek wydarł się na niego w Galaxy, bez powodu. No może miał powód, ale jego zdaniem mógł to zrobić bardziej uprzejmie. Dlatego właśnie poczekał na niego na parkingu, a gdy tamten otworzył bagażnik swojego samochodu, podbiegł szybko do niego i zdzielił go w potylicę krótką pałką. Omdlałe ciało wrzucił do bagażnika, który następnie zamknął na klucz. Już po chwili jechał spokojnie przez miasto w kradzionym wozie, mając w bagażniku nową ofiarę. Zatrzymał się jeszcze przy Netto, kupił parę potrzebnych rzeczy i odjechał, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. O starej fabryce w Policach przeczytał gdzieś w internecie. Trochę mu zajęło, nim znalazł potężny silos, pod który wjechał z prędkością czterdziestu kilometrów na godzinę. Z piskiem opon zatrzymał się pod nim. Sprawnie przeszukał samochód, następnie wybrał wszystko, co było wartościowe lub mogło mu się przydać. W końcu wywlókł nieprzytomnego jeszcze mężczyznę i usadowił go na siedzeniu kierowcy. Szybki rekonesans kieszeni wzbogacił Skorpiona o parę stuzłotówek, które zniknęły w jego portfelu. Następnie zamknął samochód, żeby zająć się ładunkami. Pracował gdzieś około godziny, w pewnym momencie jego pracy zaczęły towarzyszyć wrzaski uwięzionego w aucie. Gdy skończył, pomachał mu wesoło, następnie odszedł spokojnym krokiem nie oglądając się za siebie. W końcu oddalił się na odpowiednią odległość. Teraz nic mu nie mogło się stać podczas wybuchu. W spokoju czekał prawie trzydzieści minut, nim całą okolicą najpierw wstrząsnął huk, a następnie zobaczył opadający w dół silos.

      – Nie ma to jak kilkanaście ton opadających na ziemię – powiedział cicho do siebie. Spokojnym krokiem zaczął wracać do głównej drogi. Kiedy przechodził koło polickiego gimnazjum słońce górowało już nad ziemią. Doszedł na przystanek, gdzie zaczął czekać na autobus sto trzy. Po dziesięciu minutach miejsce niedawnego wybuchu aż roiło się od mrugających