W górskiej rezydencji. Кэтти Уильямс

Читать онлайн.
Название W górskiej rezydencji
Автор произведения Кэтти Уильямс
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-276-2520-5



Скачать книгу

To dłoń, na której nie ma pierścionka zaręczynowego – wyjaśniła ze smutkiem. – W tej chwili powinnam być zamężną kobietą.

      ‒ Ach…

      ‒ A piję czyjeś wino i odsłaniam serce przed obcym człowiekiem.

      ‒ Czasem ktoś taki jest najlepszym słuchaczem.

      ‒ Nie wyglądasz na kogoś, kto sam lubi się zwierzać.

      ‒ Powiedz mi o narzeczonym…

      ‒ Nie udawaj, że cię to interesuje…

      Nie wyobrażała sobie, by kiedykolwiek przeżył to co ona.

      ‒ Fascynujesz mnie – mruknął Lucas, sięgając po butelkę, by napełnić oba kieliszki.

      ‒ Naprawdę?

      ‒ Tak – odparł poważnie. – Nie spotkałem nikogo tak otwartego jak ty.

      ‒ Dajesz mi chyba do zrozumienia, że mówię za dużo.

      ‒ Masz też niezwykłe włosy.

      Flirtował z nią? Postanowiła, że nie złapie się na pochlebstwa, zwłaszcza ze strony instruktora narciarskiego.

      Posłała mu spojrzenie pełne gniewu. Zastanawiał się, jak by zareagowała, gdyby jej powiedział, że chce przesunąć palcami po tych jej wspaniałych włosach.

      ‒ Jak miał na imię twój były?

      ‒ Robert.

      ‒ I co Robert zrobił?

      ‒ Wylądował w łóżku z moją najlepszą przyjaciółką. Najwidoczniej raz na nią spojrzał i uznał, że nie potrafi się jej oprzeć. A mnie się oświadczył, ponieważ rodzice chcieli, by się ustatkował. Nadawałam się. Zaakceptowali mnie. Twierdził, że mu się podobam, ale tak bardzo mu się nie podobałam. Naprawdę zakochał się w Emily, skoro był gotów narazić się na gniew rodziców. No cóż… to ją czeka życie, które planowałam.

      ‒ Z draniem, który po dwóch latach znajdzie sobie nową dziewczynę… Na twoim miejscu nie pogrążałbym się w żalu.

      Był konkretny. Załatwiał sprawę kilkoma słowami.

      ‒ Zobaczymy, co z twoim jedzeniem? – Wstał i przeciągnął się, a Milly dostrzegła jego mocne mięśnie pod ubraniem. – Wykonam kilka telefonów w sprawie tej pracy, która uciekła ci sprzed nosa.

      Nie zapomniała, że to obiecał, ale nie chciała mu przypominać.

      ‒ Kilka telefonów?

      ‒ Właściwie dwa.

      Patrzył na jej zgrabny tyłeczek, kiedy szedł za nią do kuchni. W bardzo krótkim czasie dowiedział się o niej więcej niż o jakiejkolwiek dziewczynie, z którą chodził. Z drugiej strony nigdy nikogo nie zachęcał do zwierzeń. Żadnych wyznań. Kobiety o tym wiedziały.

      Nic dziwnego, że teraz doskonale się bawił. Rola instruktora narciarskiego była niezwykle ożywczym doznaniem. Miała posmak normalności.

      Zniknął w salonie, żeby zadzwonić, najpierw do matki, by ją poinformować, że zostanie trochę dłużej, niż planował, a potem do Alberta. Powiedział, że potrąci mu tyle, ile się dziewczynie należy, ponieważ ta zostaje na miejscu, kazał też przekazać wiadomość do jej agencji. Mógł sam pokryć koszty, ale facet był w firmie przepłacany, poza tym wycofał się pewnie w ostatniej chwili, zostawiając Milly na lodzie.

      Wrócił do kuchni, kiedy nakładała dwie porcje makaronu.

      ‒ Załatwione.

      Kiedy dzwonił, zastanawiała się nad dwutygodniowym pobytem z nieznajomym mężczyzną w domu, który do nich nie należał. Czy nie musiałaby ponieść prędzej albo później konsekwencji? Nic nie było w życiu za darmo.

      Poza tym co o nim wiedziała? Nie wyglądał groźnie, ale mógł się w nocy zamieniać w maniaka seksualnego.

      Ta myśl przyprawiła ją o rumieniec. Nawet jeśli był takim maniakiem, i tak nie spojrzałby dwa razy w jej stronę. Wciąż się jednak wahała, siadając przy stole. Zastanawiała się, czy nie poprosić go o referencje potwierdzające jego morale.

      ‒ Jakoś nie widać po tobie radości i satysfakcji – zauważył i spróbował makaronu, który był znakomity.

      ‒ No… – Ciekawość przeważyła. – Jak ci się udało tego dokonać? Kiedy powiedziałeś „załatwione”…

      ‒ Nie uwierzyłabyś, ile potrafię. Zapłacą ci za cały pobyt, nawet jeśli wyjedziesz za dwa dni.

      Otworzyła usta ze zdumienia, a Lucas się uśmiechnął.

      ‒ Przyznaj, że jesteś pod wrażeniem.

      ‒ Rany, musisz mieć dużo do powiedzenia, jeśli chodzi o Ramosów…

      Nagle uderzyła ją pewna myśl i Milly się zarumieniła.

      ‒ Coś ci chodzi po głowie? – spytał.

      ‒ Dlaczego tak uważasz?

      ‒ Może dlatego, że zrobiłaś się czerwona jak burak, a może dlatego, że masz twarz przezroczystą jak szkło. Tak przy okazji, jedzenie jest pyszne. Gdyby nie te rude włosy, pomyślałbym, że masz w sobie kroplę włoskiej krwi.

      ‒ Kasztanowe, nie rude…

      ‒ Wyrzuć to z siebie.

      ‒ Nie spodoba ci się.

      Lucas dolał sobie wina i w końcu wybawił ją z kłopotu.

      ‒ Wierz mi, nie obrażam się łatwo. – Co nie znaczy, by ktokolwiek śmiał powiedzieć pod jego adresem coś obraźliwego. Przywileje bogactwa i władzy.

      ‒ Jesteś arogancki, prawda? – zauważyła odruchowo, a on się uśmiechnął, co ją całkowicie zaskoczyło. – Zastanawiałam się, czy nie sypiasz z panią Ramos…

      Nie wiedział przez chwilę, czy się wściekać, czy śmiać.

      ‒ No… miałoby to sens – zauważyła nerwowo.

      ‒ Czyżby?

      ‒ Jak inaczej zapewniłbyś mi tę pracę i wynagrodzenie?

      ‒ No cóż, instruktorzy narciarscy odznaczają się darem przekonywania. – Uciekł się do tego enigmatycznego stwierdzenia, bo nie chciał kłamać wprost. – Pomogłem Albertowi przy kilku okazjach, a on z chęcią mi się odwdzięczył. Poza tym nigdy nie zbliżyłbym się do zamężnej kobiety.

      ‒ Nie?

      ‒ Wszyscy instruktorzy narciarscy, jakich w życiu spotkałaś, zachowywali się niestosownie wobec kobiet zamężnych czy niezamężnych?

      ‒ Różnie się o nich mówi. – Odetchnęła jednak z ulgą. – Jeszcze jedno… w normalnej sytuacji nie zdecydowałabym się na pobyt sam na sam z kimś nieznajomym.

      Tym razem poczuł wściekłość.

      ‒ Więc nie tylko masz mnie za kobieciarza, ale też za zboczeńca!

      ‒ Nie! – pisnęła. – Skąd mam wiedzieć, że naprawdę rozmawiałeś z panem Ramosem?

      ‒ Bo tak ci powiedziałem. – Nienawykły do podawania w wątpliwość jego własnych słów, Lucas postrzegał tę rozmowę jako coraz bardziej surrealistyczną. – Mogę to udowodnić.

      ‒ Jak?

      Instynkt jej podpowiadał, że powinna wierzyć we wszystko, co mówi. Nawet w to, że na niebie pojawiły się statki kosmiczne z zielonymi ludzikami.

      Lucas wystukał jakiś numer na swojej komórce, powiedział coś po hiszpańsku, a potem położył telefon na stole i włączył tryb głośnomówiący. Potem się