.

Читать онлайн.
Название
Автор произведения
Жанр
Серия
Издательство
Год выпуска
isbn



Скачать книгу

cały program wychowawczy Afanasija Iwanowicza, który był w tej dziedzinie bardzo rozumnym człowiekiem. Niestety! Rezultaty okazały się dziwne! Mimo to było w Nastazji Filipownie coś, co nawet samego Tockiego zaskakiwało niekiedy niezwykłą, pociągającą oryginalnością i jakąś siłą, i olśniewało go niekiedy nawet teraz, gdy wszystkie jego wcześniejsze nadzieje co do Nastazji Filipowny legły w gruzach.

      Do księcia wyszła dziewczyna (służba Nastazji Filipowny zawsze była płci żeńskiej) i, ku jego zdziwieniu, wysłuchała prośby o zaanonsowanie bez najmniejszego zdziwienia. Ani brudne buty gościa, ani kapelusz z szerokim rondem, ani płaszcz bez rękawów, ani jego zmieszanie nie wywołały w niej najmniejszego wahania. Zdjęła z niego płaszcz, zaprosiła do poczekalni i odeszła, aby go zaanonsować.

      Towarzystwo zebrane u Nastazji Filipowny składało się z codziennych bywalców. W porównaniu z poprzednimi urodzinowymi spotkaniami było nawet stosunkowo niewielu gości. Po pierwsze i najważniejsze byli więc obecni: Afanasij Iwanowicz Tocki i Iwan Fiodorowicz Jepanczyn. Obaj byli uprzejmi, ale też nieco niespokojni z powodu źle ukrywanego oczekiwania na obiecaną decyzję co do Gani. Oprócz nich obecny był naturalnie sam Gania, również bardzo ponury, zamyślony i ani trochę nie „uprzejmy”, większość czasu stojący na boku, w milczeniu i z dala od pozostałych. Nie zdecydował się na zabranie ze sobą Warii, ale Nastazja Filipowna nawet o niej nie wspomniała; po pierwszych słowach powitania przypomniała mu za to poranną scenę z księciem. Generał nic o tym jeszcze nie słyszał i zaczął się bardzo interesować zajściem. Gania zrelacjonował je sucho, powściągliwie, nic nie ukrywając, nie pomijając również swoich przeprosin u księcia. Bardzo entuzjastycznie wyraził przy tym pogląd, że książę, którego dziwnym trafem i Bóg raczy wiedzieć dlaczego nazywano idiotą, według niego jest człowiekiem w pełni władz umysłowych i ma swój rozum. Nastazja Filipowna wysłuchała tego uważnie, z dużą ciekawością obserwując Ganię. Rozmowa szybko jednak przeszła na Rogożyna, który odegrał tak kapitalną rolę w porannych wydarzeniach i którym również nadzwyczaj się zainteresował Afanasij Iwanowicz wraz z Iwanem Fiodorowiczem. Okazało się, że najwięcej wiadomości o Rogożynie mógł dostarczyć Pticyn, który niemal do dziewiątej wieczorem tłukł z nim po mieście w interesach. Rogożyn uparł się, żeby jeszcze dzisiaj zdobyć dla niego sto tysięcy rubli. „Mówił to wprawdzie zupełnie po pijanemu – zaznaczył Pticyn – ale i tak zdobędą dla niego te sto tysięcy; tylko nie wiem, czy na pewno dzisiaj i czy wszystko od razu; wielu nad tym pracuje – Kinder, Trepałow, Biskup. A procenty daje, jakie tylko kto chce, oczywiście po pijanemu i w pierwszej radości”. Wiadomości Pticyna zostały wysłuchane przez zebranych po części z ponurym zainteresowaniem. Nastazja Filipowna milczała, widocznie nie chcąc się wypowiadać. Gania również. Generał Jepanczyn niepokoił się w duchu może bardziej niż inni, ponieważ perła, którą przyniósł dzisiejszego ranka, przyjęta została jedynie z chłodną uprzejmością, a może i nawet z jakimś szczególnym uśmieszkiem. Jeden tylko Ferdyszczenko nie tracił wesołego i świątecznego nastroju. Śmiał się na całe gardło, nie zawsze wiadomo z czego, a i to tylko dlatego, że sam wziął na siebie rolę błazna. Sam Afanasij Iwanowicz, słynący jako wytrawny i błyskotliwy gawędziarz, na poprzednich wieczorach zazwyczaj królujący w rozmowie i wyznaczający jej bieg, dzisiaj był najwidoczniej nie tylko nie w humorze, ale, wbrew swemu charakterowi, jakiś spięty czy zmieszany. Pozostali goście, zebrani w niewielkiej zresztą liczbie (jakiś żałosny staruszek-nauczyciel, Bóg jeden wie dlaczego zaproszony, nieznany nikomu i bardzo młody człowiek, straszliwie onieśmielony i milczący, pewna odważna czterdziestoletnia dama ze świata aktorskiego i jedna jeszcze młoda dama, niezwykle piękna, niezwykle bogata, dobrze ubrana i nad podziw nierozmowna) nie tylko nie mogli specjalnie ożywić rozmowy, ale momentami po prostu nie wiedzieli, o czym mają rozmawiać.

      W tej sytuacji wizyta księcia okazała się nawet bardzo w porę. Swoim przybyciem wywołał zaskoczenie i kilka osobliwych uśmieszków, zwłaszcza gdy się zorientowano po reakcji Nastazji Filipony, że nie miała nawet zamiaru go zapraszać. Jednak zaraz po pierwszym zaskoczeniu Nastazja Filipowna wyraziła takie zadowolenie, że większość gości natychmiast nastawiła się na radosne i wesołe przyjęcie nowego gościa.

      – Złóżmy to na karb jego niewinności – skonstatował Iwan Fiodorowicz Jepanczyn – i chociaż w zasadzie popieranie tego rodzaju skłonności jest rzeczą niebezpieczną, to w tym wypadku nawet dobrze się składa, że sobie umyślił przyjść. I mniejsza już o oryginalny sposób zachowania, bo o ile go znam, może nas nawet rozweselić.

      – Tym bardziej że się sam wprosił – wtrącił natychmiast Ferdyszczenko.

      – No i co z tego? – oschle zapytał generał, który nienawidził Ferdyszczenki.

      – To będzie jego opłata za wejście – wyjaśnił tamten.

      – Ale co książę Myszkin, to nie Ferdyszczenko – nie wytrzymał generał, który do tej pory nie mógł się pogodzić z myślą, że znajduje się z Ferdyszczenką w tym samym towarzystwie i to na równej stopie.

      – Oj, generale, niech pan oszczędza Ferdyszczenkę – odparł tamten, śmiejąc się krzywo – jestem przecież na szczególnych prawach.

      – Na jakich to prawach?

      – Miałem honor wyjaśnić to naszemu towarzystwu już zeszłym razem, ale dla waszej ekscelencji powtórzę raz jeszcze. Niech ekscelencja raczy zauważyć następującą właściwość: wszyscy ludzie są dowcipni, a ja nie jestem dowcipny. W ramach rekompensaty za ten brak wyprosiłem pozwolenie, aby mówić prawdę, gdyż wiadomo powszechnie, że prawdę mówią tylko ci, którzy są pozbawieni dowcipu. W dodatku jestem człowiekiem bardzo mściwym i to też dlatego, że nie jestem dowcipny. Każdą obrazę znoszę z pokorą, ale tylko do pierwszej wpadki tego, kto mnie obraził. Przy pierwszej wpadce natychmiast sobie wszystko przypominam i od razu się mszczę, w pierwszy lepszy sposób. Kąsam – jak się o mnie wyraził Iwan Pietrowicz Pticyn, który sam oczywiście nigdy nikogo nie kąsa. Czy wasza ekscelencja zna bajkę KryłowaLew i osioł? Ona mówi o nas obu, o  panu i o mnie.

      – Pan się chyba znowu zagalopował, Ferdyszczenko – zawrzał generał.

      – Ależ skąd, wasza ekscelencjo! – odparował Ferdyszczenko, który liczył właśnie na to, że będzie mógł podjąć temat i rozwałkować go – proszę się nie niepokoić, wasza ekscelencjo. Ja znam swoje miejsce. Przecież mówiąc, że jesteśmy lwem i osłem, miałem na myśli to, że rola osła mnie przypada, a wasza ekscelencja to lew. Jak mówi Kryłow:

      Lwa groźnego, postrach lasu

      Starość z sił odarła.

      A ja, wasza ekscelencjo, to osioł.

      – Z tym ostatnim się zgadzam – wyrwało się nieostrożnie generałowi.

      Wszystko to było naturalnie grubymi nićmi szyte i ordynarne, ale tak już zostało przyjęte, że pozwalano mu błaznować.

      – Przecież wpuszczają i przyjmują mnie tutaj wyłącznie po to – zawołał Ferdyszczenko – żebym mówił rzeczy właśnie w tym duchu. No, bo prawdę powiedziawszy – czy da się przyjmować w domu kogoś takiego jak ja? Przecież ja to rozumiem. Bo czy można mnie, takiego Ferdyszczenkę, posadzić obok takiego wyrafinowanego dżentelmena jak Afanasij Iwanowicz? Chcąc nie chcąc przychodzi do głowy tylko jedno wytłumaczenie: właśnie dlatego sadzają, że tego sobie nie można wyobrazić.

      Tak więc, chociaż na spotkaniach u Nastazji Filipowny bywało grubiańsko, bywało też zjadliwie, i to bardzo, i zdaje się, że to właśnie jej się podobało; ci zatem, którzy koniecznie chcieli u niej bywać, nie mieli innego wyjścia, jak pogodzić się z obecnością Ferdyszczenki. Być może trafił on nawet w dziesiątkę, przypuszczając, że przyjmowany jest tutaj wyłącznie ze względu na wstręt, jaki od pierwszego wejrzenia wzbudził w Tockim. Z drugiej strony także Gania musiał znosić przez niego niezliczone męki, a więc może i z tego powodu był przydatny Nastazji