Название | Nasturcje i ćwoki |
---|---|
Автор произведения | Marcin Szczygielski |
Жанр | Поэзия |
Серия | |
Издательство | Поэзия |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-60000-60-1 |
– Ale ona powiedziała, że nikomu…
– Ale ja nie jestem nikt! Ja jestem twoją najbliższą, jedyną przyjaciółką! To mnie wszystko zawdzięczasz! Mnie nie powiesz?
– Och, dżizas… – wzdycha Agnieszka. – Bardzo dużo mi powiedziała.
– A konkretnie?
– Kiedy umrę na przykład.
– I kiedy?
– Na starość.
– No, to rzeczywiście jest genialna, ta wróżka. Ciekawe, gdzie ujrzała tę przepowiednię. Pewnie w fusach po kawie rozpuszczalnej. I co jeszcze?
– Że wyjdę za mąż.
– Niesamowite! Kiedy?
– Niebawem.
– Uuuua! A zdradziła ci, w co będziesz ubrana?
– Wiedziałam, że będziesz się nabijać. Niepotrzebnie ci powiedziałam.
– Nie, nie, nie! Nie będę już. I co jeszcze? Powiedziała ci, za kogo wyjdziesz?
– Tak.
No, tego się nie spodziewałam. Kogo ona jej mogła naraić? Może ta wiedźma ma jakiegoś syna kawalera, którego żadna dziewczyna nie chce?
– I za kogo?
– Za Mikołaja.
– Świętego?
– Kretynka. Nie odzywam się.
– Ale ja naprawdę nie wiem, o kim ty mówisz.
– Powiedziała, że poślubię tego, którego poznałam w tym roku przy nowiu w niezwykłych okolicznościach. A ja właśnie tak poznałam Mikołaja, tego z mojego bloku. Przecież ci mówiłam.
Coś tam może i mówiła, ale ona ciągle poznaje jakichś facetów. Mikołaja sobie nie przypominam. Chociaż… zaraz…
– Czy to ten facet, którego pies na spacerze wieczorem obsikał ci nogę pod blokiem?
– Oj, zaraz obsikał. Źle wycelował po prostu.
– Mówiłaś, że podbiegł, warcząc i szczekając na twoją Neskę, a kiedy ją wzięłaś na ręce, podniósł nogę i oblał ci spodnie.
– Wcale tak nie było! On mnie wskazał Mikołajowi! To była opatrzność.
– Fajna wskazówka. Pewnie, żeby łatwiej cię było zlokalizować po zapachu, jakbyś gdzieś uciekła. Ale przecież powiedziałaś, że właściciel tego psa to jakiś skończony ćwok?
– Wcale tak nie powiedziałam! Byłam oszołomiona po prostu. Mikołaj jest super.
– Aha.
– Super jest! Jest po prostu boski w każdym celu.
– Calu. Chyba że chodzi ci o sposoby używania go – zaczynam chichotać.
– Co?
– Nic.
– Piękny jest – zachwyca się Aga. – A wiesz, jakie ma włosy?
Przyznaję, że nie wiem.
– Brązowe! A wiesz, jakie ma brwi?
Także nie wiem.
– Brązowe! A wiesz, jakie ma oczy?
Mam pewne podejrzenia, ale mówię, że nie wiem.
– Brązowe!!! A wiesz, jakie ma usta?
– Brązowe? – ryzykuję.
– Idiotka. Oczywiście, że nie ma brązowych ust.
– No to jakie ma?
– Ach, prześliczne… – moja przyjaciółka rozpływa się w westchnieniach.
– No dobrze. A jak się nazywa ten twój adonis?
– Mhmhm – wymrukuje Agnieszka.
– Co?
– Mikołaj.
– To już wiem. A nazwisko?
– A po co ci jego nazwisko?
– Żeby wiedzieć w razie czego.
– W czego razie?
– Gdyby znaleźli twoje dymiące zwłoki czy coś. To jak ma?
– Weszka – z cichym westchnieniem odpowiada Aga.
– Co?! Weszka – Weszka?
– Jedno Weszka. Nazwisko rzecz nabyta.
– Ale w przypadku faceta trudno zbywalna. Nazywa się Mikołaj Weszka?
– Tak.
– Rany boskie! Jakie niehigieniczne nazwisko! Słuchaj, to gdybyś ty rzeczywiście, jak to pięknie ujęłaś, poślubiła tego Mikołaja, to chcesz powiedzieć, że nazywałabyś się… Agnieszka Weszka?
– Mogę być dwojga nazwisk!
– Aha. Czyli byłabyś… byłabyś Agnieszka Perska-Weszka? – z wrażenia prawie spadam z siedzenia taksówki. – Perska-Weszka!
– Jesteś skończoną idiotką, a w dodatku świnią. Nie odzywam się!
– Oj, daj spokój – mówię pojednawczo, kiedy już udaje mi się zapanować nad konwulsyjnym śmiechem. Agnieszka wzrusza ramionami i uparcie patrzy na mijane domy. Drażni mnie to. – Założę się, że już z nim spałaś.
– No jasne. Skąd miałabym wiedzieć, czy warto się z nim spotykać? Zresztą jestem zakochana – mówi Agnieszka i dodaje: – Czasami zastanawiam się, czy ty w ogóle lubisz seks.
– Oczywiście, że lubię! – wykrzykuję, choć sama nie jestem pewna, czy to stuprocentowa prawda. Lubię seks, ale tylko z kimś, z kim jestem naprawdę blisko. Jeśli związek trwa kilka tygodni, jest miło, a facet jest w moim guście, seks jest cudowny. Natomiast przypadkowe numerki albo nawet pierwsze akcje z chłopakiem, który mi się podoba, są dla mnie z reguły mało satysfakcjonujące. Wydaje mi się, że jest mnie za dużo, wszędzie plączą się kończyny. Mam wrażenie oddzielenia się od swojego ciała – przebieg wydarzeń obserwuję beznamiętnie z boku, całe to stękanie, oddechy (uważać, żeby nie chuchnąć mu w twarz, bo nie pamiętam, co jadłam; odwracać głowę, żeby mi nie chuchnął w nos, bo nie wiadomo, co jadł i mogłabym zrazić się na zawsze), obca skóra, zapach, kształt, czy powinnam unieść biodra, wciągnąć brzuch, przejąć kontrolę, myśleć, nie myśleć, krzyknąć, wzdychać, jęknąć. To ciężka harówka, a nie przyjemność i nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek miała z tej okazji orgazm. Agnieszka to co innego, ona uwielbia przygody czy raczej afery, jak je nazywa.
– Uważam, że prawdziwy seks jest tylko z kimś naprawdę ważnym i bliskim. Nie tak jak ty – mówię pogardliwie.
– Och tak! – Agnieszka wcale nie czuje się urażona. – Ja lubię seks z każdym, kto mi się podoba oczywiście. Zawsze uważałam się za coś w rodzaju lampy Aladyna – trzy sekundy polerowania, a pokażę ci cuda, o jakich ci się nie śniło.
– Uch, jesteś wulgarna – mówię z niesmakiem.
– Naprawdę? – dziwi się Agnieszka zupełnie szczerze. – A ty naiwna. Wielka miłość – też coś.
– A kto tu mówi o miłości? – prycham pogardliwie. Teraz ja odwracam się do niej plecami – przynajmniej na tyle, na ile pozwala ograniczona przestrzeń taksówki – i zaczynam przyglądać się ulicom.
Koniec z miłością! Było, minęło – nigdy więcej, amen – myślę, gapiąc się przez szybę. Warowanie przy telefonie, skurcze żołądka, niepewność, brak