Ekspozycja. Remigiusz Mróz

Читать онлайн.
Название Ekspozycja
Автор произведения Remigiusz Mróz
Жанр Триллеры
Серия Komisarz Forst
Издательство Триллеры
Год выпуска 0
isbn 978-83-8075-028-9



Скачать книгу

znów się uniosła. Osica przestąpił z nogi na nogę, stwierdzając w duchu, że cofnął się o dobre kilkadziesiąt lat. Ostatnim razem tak zdenerwowany był jeszcze za kadencji Gierka.

      – Szczerze powiedziawszy, Edmund, nie wiem, jak twoje tłumaczenia mogłyby cokolwiek zmienić.

      Osica skinął głową.

      – Funkcjonariusz, za którego ponosisz pełną odpowiedzialność, urządził sobie samowolkę – powiedział komendant, wstając zza biurka. Oparł się o blat i spojrzał na swoją ofiarę spode łba. – W mediach panuje zupełna hucpa. Wszyscy mają pożywkę. Nie dość, że zdjęcia wypłynęły, to jeszcze z prędkością światła rozchodzi się wieść o dziennikarce i policjancie, którzy…

      – Jestem tego świadom, panie komendancie.

      Dowódca się wyprostował.

      – Nie przerywajcie mi, podinspektorze.

      – Tak jest.

      Komendant odchrząknął, a potem usiadł z powrotem na krześle.

      – Wcześniej to była sprawa wewnętrzna, Edmund.

      – Tak jest.

      – Teraz cechuje się wszystkim, tylko nie wewnętrznością. Rozumiesz?

      – Rozumiem.

      – Chyba jednak nie, więc pozwól, że rozwinę. Wcześniej chodziło o to, by ten facet nie namieszał w sprawie, która przyciągnie uwagę każdego obywatela tego zawszonego kraju. Teraz chodzi o to, by nie wykoleił nie tylko śledztwa, ale i całej policji. Wyobrażasz sobie, co będzie, jak do czegoś dotrą?

      – Będziemy…

      – Nastąpi PR-owa tragedia, z której się nie wygrzebiemy. Głowy polecą. Moja i twoja także.

      Osica potaknął i przełknął ślinę.

      – Jeśli niczego nie znajdą, katastrofa będzie niewiele mniejsza – dodał dowódca. – I jak chcesz zaradzić tej sytuacji?

      – Odnajdując Forsta.

      – Brawo, Edmund. Zgadza się, odnajdując pierdolonego Forsta. Jestem pełen podziwu. I jak to osiągniesz?

      Osica przez moment milczał. Wiedział, jak odnaleźć niepokornego komisarza, ale niespieszno mu było do dzielenia się tą wiedzą z przełożonym. Mimo że czuł wobec Forsta antypatię, niechętnie pogrążał jego karierę.

      – No? Mów, Edmund. Masz jakąś koncepcję?

      – Być może.

      – A ja być może noszę w dupie noże – odparł nadinspektor. – Nie interesuje mnie takie pieprzenie. Możesz go znaleźć, czy nie?

      Osica niepewnie skinął głową.

      – Więc słucham.

      Podinspektor uznał, że nie ma innego wyjścia. Nie pójdzie na dno razem z tym statkiem. Wiktor sam sobie na to zasłużył.

      Wyłuszczył dowódcy swój plan, a ten zaaprobował go z entuzjazmem. Komendant szybko wydał właściwym ludziom rozkazy i odnalezienie Forsta było już tylko kwestią czasu.

      11

      Szrebska skupiała całą uwagę na drodze przed sobą, podczas gdy Wiktor raz po raz zerkał w tylne lusterko. Przed Kielcami dostrzegł zbliżający się radiowóz, którego prędkość kazała mu sądzić, że zaraz rozlegnie się wycie syren.

      – Mamy ogon – powiedział.

      Spojrzał na prędkościomierz. Szrebska jechała sto na godzinę, a znajdowali się na krajówce, gdzie dopuszczalna prędkość to dziewięćdziesiątka. Mimo to po chwili funkcjonariusze włączyli koguta.

      – Ja pierniczę – skwitowała Olga. – Co robimy?

      – To alfa 159 – zauważył Wiktor.

      – I co w związku z tym? Znasz jakieś słabe strony tego…

      – Nie – uciął. – To bydlę ma pod maską dwieście koni mechanicznych i może pochwalić się momentem obrotowym trzystu dwudziestu niutonometrów.

      – Aha.

      Syrena nadal wyła w najlepsze. Trwał pokaz niebiesko-czerwonych stroboskopów.

      – Innymi słowy, ledwo dodasz gazu w tym swoim gruchocie, a alfa będzie już dawno przed tobą.

      – Nie obrażaj astruni.

      Forst zbył milczeniem to pieszczotliwe określenie. Tapicerka w samochodzie nie była myta od dobrego roku, na lusterku dyndał wunderbaum, który dawno przestał pachnieć, a w schowku walały się wszelkiej maści płyty, od klasycznego rocka po najnowsze dubstepowe hity.

      – Służy mi wiernie od dziesięciu lat.

      – Może posłuży ci jeszcze trochę, o ile się zatrzymasz.

      Olga zwolniła, ale komisarz wskazał jej zjazd, który zaczynał się kilkaset metrów dalej.

      – Włącz awaryjki, żeby wiedzieli, że nie uciekniesz im tym demonem szos, i zjedź na ten parking – polecił.

      – Może lepiej na poboczu?

      – Nie, znajdźmy sobie ustronne miejsce. Alfa pojedzie za nami wszędzie.

      Po chwili zjechali na niemal pusty parking. Po drugiej stronie stała dziewczyna w kusej spódniczce, ale gdy tylko zauważyła policyjne auto, odwróciła się i ruszyła poboczem. Kawałek dalej była zaparkowana ciężarówka z zaciągniętą firanką.

      – Co teraz? – zapytała Olga.

      – Władują nas do radiowozu i zawiozą na najbliższy komisariat – odparł Forst, nerwowo przeżuwając gumę. – A astrunię odholują.

      – Może poczekamy, aż wyjdą, a potem ruszymy z piskiem opon?

      – Ile masz koni pod maską?

      – Nie wiem.

      Wiktor pokiwał głową.

      Szrebska zatrzymała samochód na miejscu dla TIR-ów. Tuż za nimi stanęła policyjna alfa i natychmiast wyskoczyło z niej dwóch funkcjonariuszy. Trzymając ręce na odpiętych kaburach z pistoletami, ruszyli w kierunku opla.

      – Co nam grozi? – odezwała się Szrebska.

      – Tobie tylko mało przyjemne przesłuchanie. Jeśli o mnie chodzi, trudno powiedzieć.

      – Mam to nagrywać? – zapytała, sięgając po komórkę.

      – Nie. Połóż ręce na kierownicy.

      – Gdyby cię zamknęli, pamiętaj, że znam świetną prawniczkę z kancelarii Żelazny & McVay. Da ci zniżkę.

      Forst wskazał wzrokiem kierownicę, ale Olga skrzyżowała ręce na piersiach.

      Funkcjonariusze podeszli z obu stron, gotowi w każdej chwili dobyć broni. Ustawili się w taki sposób, że zdeterminowany kryminalista mógłby ich odepchnąć, otwierając z impetem drzwi.

      Wiktor złapał za klamkę, a potem wyrzucił gumę na zewnątrz i wyszedł z auta.

      – Ręce na dach! – rozkazał funkcjonariusz.

      – Spokojnie, sierżancie – odparł Wiktor, patrząc na oznaczenia na mundurze. – Jestem uzbrojony tylko w big redy.

      – Ręce na dach!

      Gdy Forst nie wykonał polecenia, funkcjonariusz natychmiast do niego doskoczył, złapał go za fraki i obrócił. Nieporadnie nacisnął na szyjny odcinek kręgosłupa, licząc na to, że Wiktor się pochyli. W tej ekwilibrystyce były co najmniej dwa momenty, gdy Forst miał sposobność, by odwdzięczyć się