Pamięć absolutna. Nieprawdopodobnie prawdziwa historia mojego życia. Arnold Schwarzenegger

Читать онлайн.
Название Pamięć absolutna. Nieprawdopodobnie prawdziwa historia mojego życia
Автор произведения Arnold Schwarzenegger
Жанр Биографии и Мемуары
Серия
Издательство Биографии и Мемуары
Год выпуска 0
isbn 978-83-7885-037-3



Скачать книгу

się, o czym opowiada artykuł. Okazało się, że przedstawia całą drogę życiową Rega, od dzieciństwa w ubogim środowisku w angielskim Leeds aż po zwycięstwo w zawodach o tytuł Mister Universe, wyjazd do Rzymu, by zagrać Herkulesa, i małżeństwo z pięknością z RPA, gdzie mieszkał, gdy nie trenował na Muscle Beach.

      Ta historia stała się dla mnie inspiracją. Mogłem zostać drugim Regiem Parkiem. Moje marzenia nagle się skrystalizowały i nabrały sensu. Znajdę sposób, żeby wyjechać do Ameryki: poprzez bodybuilding! I jakoś wkręcę się do filmu. Dzięki niemu stanę się znany na całym świecie. Role przyniosą mi pieniądze – byłem przekonany, że Reg Park jest milionerem – i pozwolą zdobywać najatrakcyjniejsze dziewczyny, co stanowiło bardzo ważny aspekt kariery.

      W następnych tygodniach doskonaliłem tę wizję, aż stała się bardzo konkretna. Zamierzałem wziąć udział w zawodach o tytuł Mister Universe, pobić rekord w podnoszeniu ciężarów, wyjechać do Hollywood i być jak Reg Park. Widziałem to wszystko oczami wyobraźni tak wyraźnie, że musiało się ziścić. Nie było innej możliwości: albo to, albo nic. Matka od razu zauważyła, że coś się zmieniło. Wracałem do domu szeroko uśmiechnięty. Powiedziałem jej, że trenuję, więc widziała, ile radości sprawia mi praca nad mięśniami.

      Jednak z biegiem czasu moja obsesja zaczęła ją niepokoić. Wiosną całą ścianę nad łóżkiem obwiesiłem zdjęciami mięśniaków. Byli to bokserzy, zawodowi zapaśnicy, ciężarowcy i trójboiści, ale głównie kulturyści w pozach uwydatniających mięśnie, zwłaszcza Reg Park i Steve Reeves. Byłem dumny z tej ściany. Działo się to jeszcze w epoce przed kserografami: wyszukiwałem zdjęcia w czasopismach, zanosiłem je do przefotografowania, a następnie zamawiałem odbitki dwadzieścia na dwadzieścia pięć centymetrów. Kupiłem miękką matę pilśniową, kazałem ją pociąć na prostokąty, a potem przyklejałem do nich zdjęcia i wieszałem na ścianie. Wyglądało to naprawdę nieźle. Jednak mama była zaniepokojona.

      Wreszcie pewnego dnia postanowiła zasięgnąć rady specjalisty i ściągnęła do domu lekarza, gdy jechał drogą z codziennymi wizytami lekarskimi.

      – Chcę, żeby pan coś zobaczył. – Zaprowadziła go po schodach do mojego pokoju.

      Siedziałem w salonie i odrabiałem lekcje, ale słyszałem większość rozmowy.

      – Panie doktorze – mówiła matka – wszyscy inni chłopcy, koledzy Arnolda, wieszają na ścianach zdjęcia dziewcząt. Wiem, bo widziałam. Plakaty, kolorowe fotosy, fotografie z czasopism. A tu, proszę spojrzeć. Nadzy mężczyźni.

      – Frau Schwarzenegger – odrzekł lekarz – nie ma w tym nic złego. Chłopcy szukają inspiracji. Patrzą na ojca, ale często to nie wystarcza, bo ojciec to ojciec, więc spoglądają także na innych mężczyzn. To nawet dobrze. Nie ma się pani czym martwić.

      Wyszedł, a matka otarła łzy i udawała, że nic się nie stało. Później mówiła do koleżanek:

      – Mój syn ma na ścianie w swoim pokoju zdjęcia siłaczy i atletów, i gdy na nie patrzy, dostaje takiego napędu, że ćwiczy codziennie. Arnold, powiedz im, jakie ciężary podnosisz.

      Oczywiście miałem już powodzenie u dziewczyn, lecz przecież nie mogłem powiedzieć o tym matce.

      Tamtej wiosny matka sama odkryła, jak wiele się zmieniło: poznałem dziewczynę, dwa lata starszą ode mnie, która lubiła przebywać na świeżym powietrzu.

      – Ja też lubię biwakować! – oznajmiłem. – Na sąsiednim polu jest naprawdę ładne miejsce, tuż poniżej naszego domu. Może przyjdziesz z namiotem?

      Zjawiła się następnego popołudnia i śmiejąc się, rozbiliśmy na polu jej śliczny namiocik. Kilkoro dzieciaków z sąsiedztwa pomagało nam wbijać śledzie. Był w sam raz dla dwojga i miał zasuwaną na zamek klapę. Kiedy dzieciaki sobie poszły, weszliśmy z dziewczyną do środka i zaczęliśmy się obściskiwać. Dziewczyna zdjęła bluzeczkę, lecz nagle usłyszałem zgrzyt suwaka i gdy się odwróciłem, zobaczyłem głowę matki. Urządziła nam straszną awanturę, nazwała dziewczynę ulicznicą i dziwką, a potem pomaszerowała po stoku do domu. Panna była przerażona. Z moją pomocą złożyła namiot i czym prędzej uciekła.

      Po powrocie do domu pokłóciłem się z matką.

      – Co to ma znaczyć?! – krzyczałem. – Najpierw mówisz lekarzowi, że mam te zdjęcia na ścianie, a potem się martwisz, gdy nakrywasz mnie z dziewczyną. Nie rozumiem. Faceci tak właśnie robią!

      – Nie, nie, nie. Nie w moim obejściu.

      Biedaczka musiała oswoić się z nową sytuacją. Była naprawdę wkurzona, a ja tylko chciałem żyć własnym życiem! Tamtej soboty pojechałem do miasta i pogodziłem się z dziewczyną – jej rodzice wyjechali i miała wolną chatę.

***

      Ważną część nauki w szkole zawodowej, do której zacząłem chodzić jesienią 1962 roku, stanowiły praktyki. Przed południem mieliśmy lekcje, a po południu rozchodziliśmy się po mieście do swoich zajęć. To było znacznie lepsze niż siedzenie przez cały dzień w klasie. Moi rodzice wiedzieli, że jestem dobry z matematyki, umiem liczyć w pamięci i to lubię, więc załatwili, że będę szkolił się w handlu i przedsiębiorczości zamiast w zawodzie hydraulika czy stolarza.

      Praktykę odbywałem w Mayer-Stechbarth, małym sklepie z materiałami budowlanymi przy Neubaustrasse, zatrudniającym czterech pracowników. Jego właścicielem był Herr Matscher, emerytowany prawnik, który zawsze wkładał do pracy garnitur. Prowadził sklep z żoną Christine. Początkowo przydzielano mnie głównie do prac fizycznych, do układania drewna, do odgarniania śniegu z chodnika. Lubiłem dostarczać towar: wnoszenie ciężkich płyt kompozytowych po schodach do domu klientów było formą ćwiczeń. Wkrótce poproszono mnie o zrobienie inwentaryzacji i zacząłem się interesować prowadzeniem sklepu. Nauczyłem się pisać zamówienia i wykorzystywać wiedzę zdobytą na lekcjach księgowości.

      Najważniejszą umiejętnością, jaką opanowałem, była jednak technika sprzedaży. Chodziło o to, by nie pozwolić klientowi wyjść ze sklepu z pustymi rękami. Jeśli tak się stało, świadczyło to o tym, że jesteś beznadziejnym sprzedawcą. Nawet jeśli miała to być tylko mała śrubka, należało ją sprzedać. Wymagało to rozmaitych zabiegów. Jeśli nie mogłem sprzedać linoleum, wciskałem odkurzacz.

      Zakumplowałem się z drugim praktykantem, Franzem Janzem, ponieważ obu nas fascynowała Ameryka. Rozmawialiśmy o niej bez końca, a nawet próbowaliśmy przetłumaczyć moje nazwisko na angielski – wyszedł nam „czarny koniec”, choć „czarny oracz” byłby bliższy. Zabrałem Franza do siłowni i próbowałem zainteresować treningiem, ale nie złapał bakcyla. Bardziej interesowała go gra na gitarze. Należał do Mods, pierwszego zespołu rockowego w Grazu.

      Franz rozumiał jednak moją pasję. Któregoś dnia zauważył, że ktoś chce się pozbyć zestawu sztang. Zaciągnął te sztangi do domu na sankach i namówił ojca, żeby oczyścił je z rdzy i pomalował. Potem obaj mi je przywieźli. Wtedy zamieniłem nieogrzewane pomieszczenie przy schodach w domową siłownię. Od tamtej pory mogłem zintensyfikować trening i ćwiczyć w domu także w te dni, w które nie chodziłem na stadion.

      W Mayer-Stechbarth byłem znany jako ten praktykant, który chce wyjechać do Ameryki. Państwo Matscherowie okazali nam wiele życzliwości. Uczyli nas, jak dogadywać się z klientami i ze sobą nawzajem, jak wyznaczać sobie cele. Frau Matscher starała się wypełniać luki w naszej edukacji. Uważała na przykład, że nie nauczono nas prowadzić rozmów towarzyskich, a chciała, żebyśmy nabrali trochę ogłady. Gawędziła więc z nami o sztuce, religii i bieżących sprawach. Żeby nagrodzić nasze wysiłki, częstowała nas chlebem z marmoladą.

***

      W czasie