Krzyżacy. Henryk Sienkiewicz

Читать онлайн.
Название Krzyżacy
Автор произведения Henryk Sienkiewicz
Жанр Зарубежная классика
Серия
Издательство Зарубежная классика
Год выпуска 0
isbn



Скачать книгу

— odpowiedział Zych. — Wojował on o nie z Wilkiem z Brzozowej i widać wywojował. Mieli się nawet rok temu potykać konno na kopie i na długie miecze o całą tę stronę[760], ale nie wiem, jako się skończyło, bom był wyjechał.

      — No, my swojaki — rzekł Maćko — z nami się nie będzie darł, a może jeszcze co z zastawu odpuści.

      — Może. Z nim byle po dobrej woli, to jeszcze ze swego dołoży. Rycerski to opat, któremu nie nowina hełmem głowę nakryć. A przy tym pobożny i bardzo pięknie odprawia nabożeństwo. Musicie przecie pamiętać... Jak ci huknie przy mszy, to aż jaskółki pod pułapem z gniazd wylatują. No, i chwała Boża rośnie.

      — Co nie mam pamiętać! Przecie o dziesięć kroków świece tchem w ołtarzu gasił. Zajeżdżałże on choć raz do Bogdańca?

      — A jakże. Zajeżdżał. Pięciu nowych chłopów z żonami na karczunkach osadził. I u nas, w Zgorzelicach, też bywał, bo jako wiecie, on mi krzcił[761] Jagienkę, którą zawsze bardzo nawidzi[762] i córuchną ją zowie.

      — Dałby Bóg, żeby chciał mi chłopów ostawić — rzekł Maćko.

      — O wa! co tam dla takiego bogacza pięciu chłopów! Wreszcie, jak Jagienka go poprosi, to ostawi.

      Tu rozmowa umilkła na chwilę, albowiem znad ciemnego boru i znad rumianej zorzy podniosło się jasne słońce i rozświeciło okolicę. Powitali je rycerze zwykłym: „Niech będzie pochwalony!”, a następnie, przeżegnawszy się, poczęli ranne pacierze.

      Zych skończył pierwszy i uderzywszy się po kilkakroć w piersi, ozwał się do towarzyszów:

      — Teraz się wam dobrze przypatrzę. Hej, zmieniliście się obaj... Wy, Maćku, musicie wpierw do zdrowia przyjść... Jagienka będzie miała o was staranie, bo to w waszym dworze baby nie uświęci... Ano, znać, że wam szczebrzuch[763] tkwi między żebrami... I dobrze nie bardzo...

      Tu zwrócił się do Zbyszka:

      — Pokażże się i ty... Oj, mocny Boże! Pamiętam cię maleńkim, jakoś przez ogon źrebakom na grzbiet łaził, a teraz, wciornaści, co za rycerzyk!... Z gęby czyste paniątko[764], ale chłop pleczysty... Takiemu się choć i z niedźwiedziem brać...

      — Co mu ta niedźwiedź! — rzekł na to Maćko. — Toć młodszy był niż dziś, gdy go ów Fryzyjczyk[765] nazwał gołowąsem, a on, że to nie całkiem mu się spodobało, zaraz mu garścią wąsy wydarł...

      — Wiem — przerwał Zych. — I potykaliście się potem, i wzięliście ich poczet. Wszystko mi rozpowiadał pan z Taczewa:

      Wyszedł Niemiec z wielgim[766] zyskiem,  

      Pogrzebli go z gołym pyskiem,  

      Hoc! hoc!  

      I począł spoglądać na Zbyszka rozbawionymi oczyma, on zaś patrzył także z wielką ciekawością na jego długą jak tyczka postać, na chudą twarz z ogromnym nosem i na okrągłe, pełne śmiechu oczy.

      — O! — rzekł — przy takim somsiedzie, byle Bóg stryjkowi wrócił zdrowie — to i nie będzie smutku.

      — Lepiej mieć wesołego somsiada, bo z wesołym nie może być zwady — odrzekł Zych. — A teraz posłuchajcie, co wam po dobremu i po krześcijańsku powiem. Doma dawnoście nie byli i porządków nijakich w Bogdańcu nie zastaniecie. Nie mówię: w gospodarstwie — bo opat dobrze gospodarzył... lasu szmat wykarczował i chłopów nowych osadził... Ale że sam jeno czasem dojeżdża, więc w spiżarni będą pustki, ba, i w domu ledwie tam ława jaka jest — albo i wiązka grochowin[767] do spania — a choremu potrzeba wygody. Więc wiecie co? —jedźcie ze mną do Zgorzelic. Zabawicie jaki miesiączek albo dwa, to mi będzie po sercu[768], a bez ten czas Jagienka o Bogdańcu pomyśli. Tylko się na nią zdajcie i niech was głowa o nic nie boli... Zbyszko będzie dojeżdżał gospodarki pilnować, a księdza opata też wam do Zgorzelic sprowadzę, to się z nim zaraz porachujecie... O was, Maćku, będzie dziewka miała taki starunek[769] jak o ojcu — a w chorobie babski starunek od innego lepszy. No! Moiście wy! uczyńcieże tak, jako was proszę.

      — Wiadoma rzecz, żeście dobry człowiek i zawszeście tacy byli — odrzekł z pewnym wzruszeniem Maćko — ale widzicie, mam-li umrzeć przez tę juchę zadziorę, co mi pod ziobrem siedzi, to wolę na własnych śmieciach. Przy tym w domu, choć ta człek i chory, to o niejedno się rozpyta, niejednego dopatrzy i niejedno zładzi[770]. Jeśli Bóg każe iść na tamten świat — no, to nie ma rady! Czy przy większym starunku, czy przy mniejszym — jednako się nie wykręcisz. Do niewygód my na wojnie przywykli. Miła i wiącha grochowin temu, co przez kilka roków na gołej ziemi sypiał. Ale za wasze serce to wam szczerze dziękuję, i jeśli nie ja się wywdzięczę, to da Bóg, Zbyszko się wywdzięczy.

      Zych ze Zgorzelic, który słynął istotnie z dobroci i uczynności, począł znów nalegać i prosić, ale Maćko się uparł: kiedy umierać, to na własnym podwórku! Cniło[771] mu się oto bez tego Bogdańca całymi latami, więc teraz, gdy granica już niedaleko, nie wyrzeknie się go za nic, choćby to miał być ostatni nocleg. Bóg łaskaw i tak, że mu choć pozwolił tu się przywlec.

      Tu roztarł pięściami łzy, które wezbrały mu pod powiekami, obejrzał się wkoło i rzekł:

      — Jeśli tu już bory Wilka z Brzozowej, to zaraz po południu dojedziem.

      — Nie Wilka z Brzozowej, jeno ninie [772]opatowe — zauważył Zych.

      Uśmiechnął się na to chory Maćko i po chwili odrzekł:

      — Jeśli opatowe, to może kiedyś będą nasze.

      — Ba! dopieroście mówili o śmierci — zawołał wesoło Zych — a teraz chce wam się opata przetrzymać.

      — Nie ja go przetrzymam, jeno Zbyszko.

      Dalszą rozmowę przerwały im odgłosy rogów w boru, które ozwały się daleko przed nimi. Zych wstrzymał zaraz konia i począł słuchać.

      — Ktoś ci tu chyba poluje — rzekł. — Poczekajcie.

      — Może opat. To by dobrze było, żebyśmy się zaraz spotkali.

      — Cichajcie no!

      Tu zwrócił się do orszaku:

      — Stój!

      Stanęli. Rogi ozwały się bliżej, a w chwilę później rozległo się szczekanie psów.

      — Stój! — powtórzył Zych. — Ku nam idą.

      Zbyszko zaś zeskoczył z konia i począł wołać:

      — Dawajcie kuszę! może zwierz na nas wypadnie! wartko! wartko!

      I porwawszy kuszę z rąk pachołka, wsparł ją o ziemię, przycisnął brzuchem, pochylił się, wyprężył grzbiet jak łuk i chwyciwszy palcami obu rąk cięciwę, naciągnął ją w mgnieniu oka na żelazny zastawnik, za czym założył strzałę i skoczył przed siebie w bór.

      — Napiął! bez korby ci napiął! — szepnął Zych zdumiony przykładem tak nadzwyczajnej siły.

      — Ho, to



<p>760</p>

strona (daw.) — okolica.

<p>761</p>

krzcił — dziś popr.: chrzcił.

<p>762</p>

nawidzieć (daw.) — lubić, kochać.

<p>763</p>

szczebrzuch — słowniki podają znaczenie: wiano panny młodej. Sienkiewicz prawdop. skontaminował to ze słowem „brzeszczot”.

<p>764</p>

paniątko — tu: dziecko.

<p>765</p>

Fryz a. Fryzyjczyk — mieszkaniec Fryzji, krainy nad Morzem Północnym, obecnie stanowiącej pogranicze Niemiec, Danii i Holandii.

<p>766</p>

wielgi — dziś popr.: wielki.

<p>767</p>

grochowiny (daw.) — słoma z wymłóconego grochu.

<p>768</p>

to mi będzie po sercu — sens.: to będzie zgodne z tym, co czuję.

<p>769</p>

starunek (daw.) — staranie, opieka.

<p>770</p>

ładzić (daw.) — porządkować.

<p>771</p>

cnić się (daw.) — tęsknić za czymś, martwić się, nudzić.

<p>772</p>

ninie(daw.) — teraz.