Название | Za ciosem |
---|---|
Автор произведения | Jacek Krakowski |
Жанр | Ужасы и Мистика |
Серия | |
Издательство | Ужасы и Мистика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788726823288 |
– Zdaje się, że ma córkę z pierwszego małżeństwa? Przepraszam, że tak wypytuję, ale krążą różne plotki. Sama pani rozumie…
– Liliana mieszka ze swoim mężem na pierwszym piętrze. Ja i Ewaryst zajmujemy parter. Na drugim piętrze są pokoje gościnne. Niebieski z widokiem na las i osobną łazienką przeznaczyłam dla pana. Zostanie pan u nas kilka dni, jak się umawialiśmy telefonicznie, prawda?
– Bardzo dziękuję. Jasne, jeżeli ta książka ma dojść do skutku…
– Musi dojść do skutku, panie Janku. Tak mówiąc między nami, jestem przemęczona, nieco rozkojarzona i wołałabym nie udzielać tego wywiadu, ale teraz, po sukcesie powieści „Serce nie sługa” jest najlepszy czas na książkę biograficzną.
– Dlatego do pani zadzwoniłem.
– Dziękuję, pan był pierwszy w tej sprawie. Kolejne propozycje odrzuciłam. Cóż, nie ukrywam, że zainteresowanie prasy sprawami mojego męża pokrzyżowało mi mnóstwo planów. Chociaż z drugiej strony, cały ten medialny zgiełk, jaki przyniosło zniknięcie Ewarysta, działa na moją korzyść. Wie pan jak to jest: trzeba iść za ciosem.
– Jak najbardziej. Pozwoli mi pani porozmawiać z domownikami? Chciałbym mieć pełny obraz pani otoczenia. Pani czytelniczki na pewno są spragnione takich… domowych klimatów.
– Nie wiem, czy to aż takie konieczne. Ci ludzie są przeważnie bardzo zajęci swoimi sprawami. Zresztą co oni mogą o mnie wiedzieć?…
– Pani Matyldo, kto z państwem mieszka w tym domu? Już wiem, że Szymcia i Franciszek. Oprócz tego córka pana Ewarysta, Liliana.
– Jej mąż Arnold Lutomierski. Przybrał nazwisko żony. Napije się pan jeszcze jednego?
– Z chęcią. Pani nie zmieniła nazwiska po ślubie, prawda?
– Nie było takiej potrzeby. Zmiana wprowadziłaby niepotrzebne zamieszanie.
– Delmonte, jak się wszyscy domyślają, to, oczywiście, pseudonim artystyczny?
– Pod takim nazwiskiem wyszedł mój debiut „Fałszywe pocałunki”. I tak już pozostało.
– Nigdy nie używała pani swego panieńskiego nazwiska?
– Nie, bo jest brzydkie i wolałam o nim nie pamiętać.
– Nie powie mi pani?
– Nie ma sensu. O, przyszedł Orson. Przestawiam panu mego osobistego sekretarza. Pan Jan Maron dziennikarz z gazety… jakiej? Przepraszam, zapomniałam nazwy.
– Z żadnej. Wolny strzelec. Pisuję dorywczo do różnych dzienników.
– Miło mi pana poznać. Orson Fiedler. Matyldo, chciałem cię zapytać, czy…
– Później, mój drogi, później. Na razie zabaw pana Janka, a ja pójdę sprawdzić, czy Szymcia czegoś nie przypala. Zostanie pan na obiedzie. Będą zrazy po polsku.
– Jeśli nie sprawię kłopotu…
– Ależ skąd. Orsonie, nikt do mnie nie dzwonił?
– Jeden facet z „Życia na gorąco”, ale go odprawiłem.
– W porządku. Ktoś jeszcze?
– Ta ruda z telewizji. Spławiłem ją.
– Jesteś kochany.
– Znowu dzwonili z policji.
– Żyć człowiekowi nie dają.
– Nadal szukają twego męża. I tej skradzionej forsy…
Wywiad 2
– Nagrywam rozmowę z panem Orsonem Fiedlerem, sekretarzem pani Matyldy Delmonte. Panie Orsonie… Mogę tak zwracać się do pana?
– Proszę uprzejmie.
– Panie Orsonie, pani Delmonte musiała bardzo przeżyć zniknięcie swego męża?
– To był dla niej straszny cios. Och, Mati jest taka wrażliwa…
– Prawdziwa artystka.
– Jak najbardziej, panie Janku. Kompletnie załamana, roztrzęsiona, nie śpi po nocach, nie może się nad niczym skupić. Boję się, że wpadnie w rozstrój nerwowy.
– Nad czym teraz pracuje?
– Mati? Nad nową powieścią. Ale musiała przerwać pisanie ze względu na to całe zamieszanie. Wie pan, policja, przesłuchania, dziennikarze… Coś okropnego! I do tego te wszystkie spekulacje w brukowcach. Chronię ją, jak mogę, przed tym zamętem, ale nie zawsze mi się to udaje.
– Jasne, panie Orsonie. Jest pan, że tak powiem, na pierwszej linii ognia.
– Zgadł pan. Nie ukrywam, źe często strzelają do mnie z grubej rury, a ja muszę się wić, udawać, że o niczym nie wiem. Zgrywam głupiego, ale to jedyny sposób na tych wszystkich łowców sensacji. Co za męka!
– Jasne. Porozmawiajmy o twórczości pani Matyldy. Zagorzałe czytelniczki na pewno chciałyby wiedzieć jaki jest tytuł jej nowego bestsellera.
– Nie mogę tego zdradzić, ale zaręczam panu, że to będzie prawdziwy hit, jeżeli tylko…
– Odnajdzie się Ewaryst Lutomierski?
– Właśnie. Te przesłuchania, panie Janku, powiem panu w sekrecie, pozbawiły ją sił twórczych. Jest taka rozkojarzona… Lekarz zalecił dłuższy wypoczynek, ale w tej sytuacji…
– Wspomniał pan o jakichś pieniądzach, które zniknęły. Prasa o tym nie pisała.
– Dla dobra śledztwa postanowiono nie rozgłaszać tego faktu.
– Jednak pan jest zorientowany w sytuacji.
– W pewnej mierze… Moja zażyłość z Mati nie sięga aż tak daleko.
– Gdyby pan jednak był łaskaw…
– Cokolwiek by nie powiedzieć, to są jej sprawy rodzinne.
– Jednak pani Matylda z uwagi na swoją sławę jest osobą publiczną. Chyba pan nie zaprzeczy?
– Oczywiście, że nie. Powszechnie znana, ceniona… Ach, Mati zrobiła zawrotną karierę! Nie, nie zazdroszczę jej, po prostu stwierdzam fakt. Umiała wykorzystać…
– Co?
– Ma się rozumieć swój talent. Niezłomna i wytrwała.
– Wróćmy do sprawy tych pieniędzy.
– Pieniądze… No cóż, wszyscy wiedzą, że pan Lutomierski jest potentatem na rynku gier komputerowych, obraca milionami.
– Mimo to o jego firmie „Limbo” ostatnio mówiło się nie najlepiej.
– Nie chciałbym powtarzać plotek. A poza tym zupełnie nie znam się na interesach. Jestem w końcu pianistą.
– Pianistą?!… I został pan sekretarzem Matyldy Delmonte?
– Ukończyłem Hochschule fur Musik w Berlinie.
– Po czym wylądował pan w Lisicach pod Łodzią, w domu państwa Lutomierskich?
– To skomplikowana sprawa i nie ma nic do rzeczy. Czasami los dziwnie plącze nasze drogi… Teraz liczy się tylko Mati. Powiem panu w zaufaniu, że jej obecny stan wymaga duchowego wsparcia… Ze strony nas wszystkich. Biedactwo, nie może sobie znaleźć miejsca.
– Chyba bardzo kocha męża?
– Szaleje za nim, a on za nią. Taka kobieta to skarb.
– A propos skarbów, panie Orsonie. Pani Matylda jest, jak należy sądzić, niezależna finansowo. Natomiast po mieście krążą plotki, że firma pana