Nabór. Vincent V. Severski

Читать онлайн.
Название Nabór
Автор произведения Vincent V. Severski
Жанр Шпионские детективы
Серия Zamęt
Издательство Шпионские детективы
Год выпуска 0
isbn 9788381433846



Скачать книгу

bo Pers nie był zwykłym bojownikiem. Ci najczęściej nie potrafili walczyć wręcz, a Persowie to zapaśnicy. Był wściekły na siebie, że zbliżył się tak blisko i pozwolił na atak.

      Wyszedłem z wprawy, bladź? – pomyślał i chciał pokręcić głową, ale nie mógł.

      – Odpuść! – wycharczał mu do ucha Reza. – Nie chcę cię zabijać – dodał. – Rozumiesz, Ruski?

      – Rozumiem – odparł Jagan z twarzą dociśniętą do ziemi.

      Wiedział, że Pers ma ochotę zwolnić uchwyt i szuka fortelu, bo nic więcej nie może zrobić. Utkwili w klinczu. Żeby zdobyć broń, musiałby puścić Jagana, a nie wiadomo było, gdzie leży pistolet.

      – Zwolnię uchwyt, a ty się nie ruszaj… – wydusił z siebie Pers i wypuścił powietrze. – Nie ruszaj się, dobrze?

      – Dobrze, puść, bladź. – Jagan pomyślał, że wtedy będzie mógł sięgnąć po kizlyara, którego Pers najwyraźniej nie zauważył. – Puść – powtórzył przez zaciśnięte gardło i przeciwnik rzeczywiście zwolnił mu lewą rękę.

      Uścisk zelżał i Jagan mógł już swobodnie oddychać. Zaczęli powoli się od siebie odsuwać. Dopiero teraz obaj spostrzegli, że pistolet Jagana leży ledwie półtora metra od nich. Czas jakby się zatrzymał, a sekundy płynęły jak godziny, i każdy z nich się zastanawiał, czy zdoła zrobić to pierwszy. Wpatrzeni w pistolet, myśleli tak samo i o tym samym. Byli jak jedno nabrzmiałe ciało, które za chwilę eksploduje. Reza mógł jednak łatwiej dosięgnąć broni.

      Pers nie widział, kiedy Jagan delikatnie opuścił lewą dłoń i opuszkami palców dotknął rękojeści noża. I chociaż miał rękawiczkę, wyraźnie czuł jego potężną moc. Sama świadomość, że kizlyar jest przy nim, ratowała mu nieraz życie, dodawała siły. I tak też powinno być teraz – pomyślał i wyszarpnął nóż.

      Już miał pchnąć Persa, ale poczuł opór i ucisk na nadgarstku. Reza zdążył zablokować cios. Jagan z całej siły napiął ramię, ale posunął się niewiele. Wiedział, że Pers zaraz ruszy do kontrataku, i spróbował wyszarpnąć drugą rękę, by pchnąć nóż obiema. Udało mu się i był coraz bliżej ciała, jednak Reza przerzucił prawą dłoń i chwycił za ostrze. Teraz obaj trzymali nóż oburącz. Pers był bardzo silny, ale Jagan wiedział, co powinien zrobić. Z całej siły wykręcił rękę w prawo i wymsknął się przeciwnikowi, ale niemal jednocześnie usłyszał jego krzyk i poczuł mocne uderzenie łokciem w mostek.

      Zrobiło mu się ciemno w oczach i stracił oddech, ale noża nie puścił. Pers poderwał się i rzucił w stronę okna. Jagan zobaczył jeszcze jego plecy i pomyślał, żeby cisnąć nożem, ale nie zdążył.

      Walka trwała może minutę. Jagan siedział na podłodze, łapał oddech i czuł się, jakby przebiegł trzydzieści kilometrów w pełnym oporządzeniu. Właściwie powinien pobiec za Persem, bo może ten zdobędzie broń i wróci, ale zrezygnował. Sam nie wiedział dlaczego. Był pewny, że Reza nie wróci. Po chwili usłyszał odjeżdżający samochód.

      To była prawdziwa walka – pomyślał z satysfakcją i wyciągnął rękę po plecak. Nagle zauważył, że jego dłoń jest mocno zakrwawiona. Uważnie zbadał ją wzrokiem, ale nie czuł żadnego bólu, nie znalazł też rany. Obejrzał nóż, który wciąż trzymał w lewej dłoni, i on też był zakrwawiony. Więcej śladów znalazł na spodniach.

      Musiałem go zranić, bladź.

      Przypomniał sobie, że Pers trzymał nóż za ostrze.

      Chyba lekko, skoro tak sprawnie przesadził okno – pomyślał, sięgając po pistolet.

      Tuż obok giurzy, którą oświetlał snop światła z leżącej na ziemi latarki, zobaczył dziwny mały przedmiot. Wziął go do ręki i ze zdumieniem stwierdził, że to palec. Dla pewności obejrzał swoje dłonie w rękawiczkach. Żadnego nie brakowało.

      O, bladź… Mam jego palec.

      Obejrzał go dokładnie.

      Ciekawe, który to. Nie wygląda na kciuk.

      Ściągnął rękawiczkę i przymierzył odcięty palec do swoich.

      – Chyba mały… Odcięty w trzecim zgięciu, bladź – mruknął i schował go do kieszeni. – Przyda się – dodał.

      Zrobiło mu się żal Persa.

      Blizna na twarzy, na ramionach to rozumiem, ale mały palec? – pomyślał i zaczął się zastanawiać, jak on by potraktował taką niehonorową ranę.

      Jagan wrócił do Rubieży znacznie wcześniej niż zwykle i od razu poszedł do majora Gurbienki. Major spał, ale nie zaprotestował, kiedy Jagan szarpnął go za ramię. Do tej pory zdarzyło się to tylko dwa razy: gdy zdobył informacje o planowanym zamachu na lekarza z bazy i o podstawieniu samochodu pułapki pod punkt kontrolny.

      Major Gurbienko tylko w oczach niewtajemniczonych uchodził za zwykłego wojskowego emeryta desantu WDW. W rzeczywistości był doświadczonym oficerem operacyjnym GRU i żołnierzem specnazu, a chorąży Andriej Trubow – jego współpracownikiem.

      Tym razem Jagan wyglądał na wyjątkowo poruszonego.

      – Major! Daj stakan! – zażądał, siadając za stołem. Nawet się nie rozebrał, tylko zdjął kominiarkę i położył na stole wintorieza.

      Major bez słowa wlał mu pół szklanki i usiadł naprzeciwko.

      – Co się stało, Andriusza? – zapytał dla porządku.

      Jagan wyraźnie szukał natchnienia w wódce. W końcu powoli podniósł szklankę i z namaszczeniem wlał sobie jej zawartość do gardła. Po chwili wypuścił powietrze i dopiero teraz spojrzał na Gurbienkę. Wsunął rękę do kieszeni na piersi, pogrzebał chwilę i położył na stole pięść. Otworzył ją i Gurbienko zobaczył ludzki palec. Ze zdumienia otworzył szeroko oczy.

      – To twój? – zapytał.

      – Mój? – Jagan podniósł dłonie, żeby pokazać dziesięć palców. – Jednego Persa.

      – Irańczyka? – Gurbienko nie krył zaskoczenia. – Jakiego znowu Persa? O czym ty mówisz, Andriusza? Obciąłeś palec Irańczykowi? Po kiego? Przesłuchiwałeś go? I co? – Spojrzał na pustą szklankę. – Ja pierdolę, też się napiję, a ty opowiadaj.

      Wstał i nalał sobie wódki. Teraz Jagan czekał. Dopiero gdy wypili, zaczął mówić.

      – Wszystko mam nagrane, potem obejrzymy, ale sprawa jest ciekawa i wygląda tak…

      Zrelacjonował wszystko, począwszy od chwili, kiedy wyszedł z obozu. Nie pomijał żadnego szczegółu, który jego zdaniem miał znaczenie, więc major się przygotował na dłuższe słuchanie.

      Jagan zawsze tak opowiadał, bo uważał, że to jego praca, za którą otrzymuje wynagrodzenie, i musi być uczciwy, czyli niczego nie pomijać. Gurbienko o tym wiedział i czekał cierpliwie. Lubił nawet te jego opowieści, długie, szczegółowe, ale czytelne i logiczne. Jagan przejawiał niewątpliwy talent w postrzeganiu i opisywaniu rzeczywistości, często nawet nie wiedział, że jego obserwacje mają wartość wywiadowczą. Dlatego major zawsze go nagrywał.

      – Te rzeczy miał przy sobie ten zabity z Daesh. – Jagan położył na stole portfel, notatnik i smartfon. – A to mieli tamci, których kropnąłem przy samochodzie. – Wysypał z plecaka na stół mnóstwo drobiazgów, w tym dwa notatniki i trzy smartfony. – I co to, do kurwy nędzy, są te Siły Ghods? W życiu nie słyszałem. Jakiś klub irańskich zapaśników?

      – Nooo… piękny urobek,