Krew Imperium. Brian McClellan

Читать онлайн.
Название Krew Imperium
Автор произведения Brian McClellan
Жанр Зарубежное фэнтези
Серия Bogowie Krwi i Prochu
Издательство Зарубежное фэнтези
Год выпуска 0
isbn 9788379646036



Скачать книгу

rel="nofollow" href="#fb3_img_img_05a79ff8f4370w5ec5ka635l84880682922d.jpg" alt=""/>

      Tom 1 • Grzechy Imperium

      Tom 2 • Gniew Imperium

      Tom 3 • Krew Imperium

      Brandonowi Sandersonowi,

      który jako pierwszy profesjonalista uwierzył w moje pisanie i nauczył mnie, jak utrzymać się z tej dziwnej pracy

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      Prolog

      Ka-Sedial medytował, siedząc w plamie światła na najwyższym piętrze budynku, który niegdyś stanowił miejską siedzibę lady kanclerz w Górnym Landfall. Pokój był naprawdę wspaniały, wypełniony dziełami sztuki, instrumentami astronomicznymi, rzadkimi księgami i przestrzennymi łamigłówkami – pokój zabaw kogoś, kto na edukację spogląda z pasją. Ka-Sedial nie zmienił tu prawie niczego od dnia, w którym zajął miasto, i doszedł do wniosku, że polubiłby poprzednią właścicielkę. On i Lindet mogliby wieść interesujące dyskusje, zanim ściąłby pani kanclerz głowę.

      Siedział na wyściełanym stołku, zwrócony twarzą ku wschodowi, a zarazem ku przepięknemu witrażowi w oknie, z zamkniętymi oczyma, i cieszył się chwilą ciszy. Cisza i spokój były w jego przypadku rzadkim luksusem. Sedial zastanawiał się, czy w nadchodzących dniach zdoła zaznać ich nieco więcej. Rządzenie było obowiązkiem, straszną odpowiedzialnością, z którą niewielu umiało sobie poradzić z powodzeniem.

      Pukanie do drzwi przerwało te rozmyślania i Sedial potarł oko, próbując pozbyć się uciążliwego bólu, pulsującego gdzieś na dnie oczodołu, po czym złożył dłonie na kolanach.

      – Wejść.

      Za uchylającymi się drzwiami ukazała się twarz mężczyzny w średnim wieku, o kwadratowej szczęce, a rysach ostrych i zdecydowanych, przywodzących na myśl wojskowego. Przybysz był średniego wzrostu, jednakże ramiona miał potężne i naznaczone czarnymi tatuażami ludzi-smoków. Ji-Noren pełnił, oficjalnie przynajmniej, rolę strażnika Sediala. W rzeczywistości był szpiegiem, mistrzem sztuk wojennych i jednym z kilkunastu ludzi-smoków, którzy woleli lojalności dochować Sedialowi, nie imperatorowi.

      – Tak? – zapytał go Ka-Sedial.

      – Znaleźliśmy dziewczynę.

      – Dziewczynę?

      – Tę, którą dałeś Ichtracii.

      Sedial prychnął na wspomnienie swej zdradzieckiej wnuczki.

      – Przyprowadź.

      Minęło trochę czasu, zanim Ji-Noren wprowadził drobniutką Palo, mniej więcej dziewiętnastoletnią, niewątpliwie bardzo atrakcyjną – oczywiście gdyby Sedial był na tyle młody, by znajdować przyjemność w towarzystwie takich dziewcząt. Zadygotała, gdy Ji-Noren położył jej dłoń na ramieniu. Pochodziła z jednej z tych biednych rodzin, żyjących w straszliwych slumsach zwanych Ognistą Jamą. Miała być czymś w rodzaju pokojowego daru dla Ichtracii, niewolnicą, z którą Uprzywilejowana mogłaby uczynić, co tylko zechce. A Ichtracia po prostu uwolniła dziewczynę, ignorując rozkazy dziadka.

      Sedial spoglądał na Palo przez chwilę i sięgnąwszy ku niej swą magią, starał się odszukać jakikolwiek ślad wnuczki. Gdyby spędziły razem choć trochę czasu, znalazłby coś, najlżejsze echo.

      Nic.

      Z rękawa dobył skórzane etui, które rozwinął, odsłaniając kilka fiolek i igieł. Wyciągnął jedną z metalowych drzazg.

      – Daj mi rękę.

      Dziewczyna gwałtownie wciągnęła powietrze. Oczy uciekły jej w głąb czaszki, jak u ogarniętego paniką konia, i niewiele brakowało, a Sedial poleciłby Norenowi wbić jej nieco rozumu do głowy siłą. Zamiast tego jednak sam pochwycił niedoszłą niewolnicę za nadgarstek. Przekłuł żyłę na grzbiecie drobnej dłoni i rozmazał kroplę krwi opuszką kciuka, po czym zwolnił chwyt.

      Zignorował przerażone skomlenie dziewczyny i spojrzeniem przywarł do plamki szkarłatu. Odetchnął płytko kilka razy i dotknął krwi swą magią, czuł, jak tworzy się most między jego ciałem a ciałem dziewczyny, między jego umysłem a jej.

      – Kiedy widziałaś Ichtracię po raz ostatni? – zapytał.

      Dolna warga dziewczyny zadrżała. Sedial delikatnie zwiększył nacisk magii i z ust małej Palo polały się słowa.

      – Ani razu od dnia, gdy zostawiłeś mnie z nią. Odesłała mnie w kilka minut po twoim odejściu!

      – I nie miałaś z nią później żadnego kontaktu?

      – Nie!

      – Wiesz, gdzie może się ukrywać?

      – Nie wiem, Wielki Ka! Wybacz mi!

      Sedial westchnął, starł krew z kciuka, używając czystej szmatki ze stołu za plecami. Wsunął igłę do etui i ponownie je zawinął, po czym machnął dłonią, odprawiając dziewczynę.

      – Ona nic nie wie. Niech wraca do Jamy.

      Ji-Noren pochwycił młodą Palo za ramię, ale ona ani drgnęła, tylko, szczękając zębami, utkwiła wzrok w Sedialu.

      – Czy ty…

      – Co, moja droga? – spytał zniecierpliwiony. – Czy nie zamierzam cię torturować? – Posłał jej swój najlepszy dziadkowy uśmiech. – Wierz mi, gdybym tylko sądził, że to by coś dało, byłabyś już w drodze do mych Kościanych Oczu. Ale jesteś przypadkową osobą, pozbawioną silnej woli, a bez względu na to, co o mnie słyszałaś, nie rozgniatam robaków jedynie z czystej złośliwości. Tylko z konieczności. – Raz jeszcze machnął dłonią i chwilę później po dziewczynie nie było śladu.

      Ji-Noren powrócił po kilku minutach. Stał przy drzwiach pogrążony w milczeniu, podczas gdy Sedial próbował ponownie zanurzyć się w błogostan medytacji, jaki ogarnął go wcześniej. Bezskutecznie. Chwila spokoju przeminęła. Głowa go bolała. Miejsce za okiem pulsowało dotkliwie za każdym razem, gdy Sedial używał magii. Westchnął nieznacznie i dźwignął się na nogi. Podszedł do biurka po przeciwnej stronie pomieszczenia, usiadł i zaczął podpisywać rozkazy przeniesienia robotników Palo z budowania domów w północnej części do nowej fortecy wznoszonej na południu.

      – Czy możemy odnaleźć Ichtracię w inny sposób? – zapytał cicho Ji-Noren.

      – Nie – odparł Sedial. Prześledził spojrzeniem treść rozkazu i opatrzył dokument podpisem u dołu. – Nie możemy. Zwykłe sposoby zawiodły, przesłuchaliśmy każdego, kto miał z nią jakikolwiek związek.

      – A sposoby magiczne?

      – Uprzywilejowani z Dynizu nauczyli się chować przed Kościanymi Oczami już dawno temu. Nawet krew naszej rodziny nie wystarczy, bym przełamał jej obronę.

      – A ten szpieg? Bravis?

      Sedial spojrzał na posiniały nadgarstek. Siniec był sprawką jednej z wnuczek,