Saga rodu z Lipowej 20: Zuchwała intryga. Marian Piotr Rawinis

Читать онлайн.
Название Saga rodu z Lipowej 20: Zuchwała intryga
Автор произведения Marian Piotr Rawinis
Жанр Исторические приключения
Серия
Издательство Исторические приключения
Год выпуска 0
isbn 9788726167009



Скачать книгу

winis

      Saga rodu z Lipowej 20: Zuchwała intryga

      Saga

      Saga rodu z Lipowej 20: Zuchwała intrygaZdjęcie na okładce: ShutterstockCopyright © 2002, 2020 Marian Piotr Rawinis i SAGA EgmontWszystkie prawa zastrzeżoneISBN: 9788726167009

      1. Wydanie w formie e-booka, 2020

      Format: EPUB 2.0

      Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA Egmont oraz autora.

      SAGA Egmont, spółka wydawnictwa Egmont

      ZMARTWIENIA ELŻBIETKI

      Jesień 1399

      Jak do niedawna Lipową i Hedwigą, pani Roksana teraz zajmowała się przede wszystkim Elżbietką z Krasawy, żoną Konrada. Bardziej niż inni przejmowała się jej losem, zapraszała często do siebie, można je też było spotkać na jarmarku albo na wzgórzach, gdzie jeździły konno.

      Hedwiga nie chciała się do tego przyznać, ale była trochę zazdrosna o Roksanę. Do tej pory widziała swoją przyjaźń z panią na Dębowcu na zasadzie podobieństwa losów. Obie zostały same, ich mężowie przebywali nie wiadomo gdzie, obie były jeszcze dość młode i zdawało się, że wiele rozmaitych spraw je łączy. Po odejściu Osta Hedwiga opiekowała się Roksaną, potem role się odwróciły i wiele razy Roksana wspomagała duchowo Hedwigę, podtrzymując w niej wiarę w powrót Mikołaja.

      A teraz nagle wszystko się skończyło, jakby nie było długich prowadzonych przy kominie, szczerych rozmów, zwierzeń, wątpliwości, marzeń i najtajniejszych sekretów.

      Hedwidze było przykro z powodu wyprowadzki Roksany, bo długo myślała, że zostaną obie w Lipowej. Wprawdzie trochę to dziwne, że siedziały tu obie, ale z drugiej strony pomysł wydawał się zupełnie rozsądny, bo dzięki temu żadna z nich nie czuła samotności.

      Tymczasem Roksana niespodziewanie opuściła Hedwigę, przenosząc swoją uwagę na Elżbietkę.

      – Inaczej to sobie wyobrażałam – skarżyła się Roksanie córka pani Aleny. – Owszem, Konrad jest spokojny i nie mogę narzekać, że mnie źle traktuje. Ale zupełnie nie wiem, jak mogę mieć dziecko, kiedy on tak mało się mną zajmuje…

      Elżbietka wstydziła się mówić szczerze o swoim małżeństwie i dopiero po usilnych namowach przyznała się, co ją trapi. Matce by tego nigdy nie powiedziała, ale Roksana to przyjaciółka, niewiasta doświadczona i tak bardzo życzliwa.

      – Nie wiem, czy to nie jest oznaka mojej nieskromności… – zaczęła, czerwieniąc się. – Ale wam to powiem…

      Roksana uśmiechnęła się zachęcająco.

      – Mów mi po imieniu – zaproponowała. – Jestem wprawdzie nieco starsza, ale ty jesteś już mężatką i moją przyjaciółką. Możemy mówić szczerze.

      Elżbietka przyjęła propozycję z wdzięcznością, a potem zapytała cicho:

      – Czy nie można jakoś zrobić, żeby był mną więcej… zaciekawiony?

      Pani Roksana wydawała się zaskoczona. Jej obserwacje mówiły, że to raczej Elżbietka mało jest zainteresowana, a Konrad, jak każdy przecież mężczyzna, przede wszystkim chciałby sobie ulżyć.

      – Najpierw musiałabyś wskazać, co ci nie odpowiada – zauważyła. – Bo chyba nie chcesz powiedzieć, że Konrad zaniedbuje swoje małżeńskie obowiązki?

      Elżbietka zamilkła. Długą chwilę nie mogła się zdecydować, czy i co może zdradzić ze spraw, o jakich wstydziła się mówić z kimkolwiek.

      – Już prawie pół roku po ślubie, a wcale nie wygląda, żebym miała zajść w ciążę… – pojęła wreszcie nieśmiało.

      Pani Roksana uśmiechnęła się dobrotliwie.

      – Jedne niewiasty zachodzą w ciążę od razu, inne muszą poczekać. Na to nie ma przepisu czy obowiązku. Pół roku to wcale nie tak wiele czasu. Często trwa to rok, dwa i więcej. Daleko nie szukając, twoja matka urodziła ciebie po wielu latach oczekiwania, kiedy się już zupełnie tego nie spodziewała. Choć akurat w przypadku Konrada trochę się dziwię. Podobno chciałby dobrać się do twojego posagu, bo to, co miał w Szczekocinach, ojciec zostawił jego bratu.

      Elżbietka pokiwała głową.

      – Wiem, że mu pilno – przyznała. – Mój teść też bardzo na niego naciska, a i mnie podpytuje za każdym razem, kiedy mu wreszcie dam wnuka. Ale chodzi o to, że on… że ja… że my…

      Pani Roksana aż zerwała się z miejsca, tknięta nagłym podejrzeniem.

      – Chyba nie chcesz powiedzieć…? – zapytała w najwyższym zdumieniu. – Chyba nie powiesz, że on że nie próbował?

      Elżbietka skinęła głową i rozpłakała się bezgłośnie. Dopiero gdy Roksana objęła ją i zaczęła uspokajać, mogła powiedzieć więcej.

      – On nie tknął mnie dotąd. Wcale… Chociaż… chociaż próbował…

      Roksana nie mogła wyjść ze zdumienia.

      – A pokładziny? Sama widziałam, jak po nocy poślubnej przyszedł z prześcieradłem…

      – To była moja krew – kiwnęła głową Elżbietka. – Z palca. Bał się, co powiedzą, więc mu pomogłam tak wszystko urządzić, żeby nikt się nie domyślił.

      Pani Roksana przyglądała się Elżbietce uważnie.

      – No – powiedziała ostrożnie. – Czasem się to podobno zdarza… Mężczyzna bywa zbyt pijany, a Konrad przecież sobie nie żałował, albo może nadto przejęty. Ale po dniu czy dwóch to przechodzi i wszystko jest w porządku.

      – Nie jest – zaprzeczyła Elżbietka. – My wcale nie żyjemy ze sobą. Ani razu od pół roku. A przecież to grzech.

      Roksana uśmiechnęła się z wyrozumiałością.

      – Prawda – przyznała. – Kościół poucza, że w małżeństwie trzeba współżyć, jeśli się nie chce złamać sakramentu.

      Elżbietka łkała.

      – I co ja mam teraz zrobić?

      – Może za mało go zachęcasz?

      Elżbietka zaprotestowała.

      – Wcale nie za mało. Czynie, co należy. Stroję się, używam pachnideł, czasem szepnę jakieś słówko…

      – Rzeczywiście? – dziwiła się Roksana. – Zatem wina chyba nie leży po twojej stronie. Widzę, że koniecznie trzeba ci pomóc. Nie martw się, znajdziemy lekarstwo na takie zachowanie, choć prawdę powiedziawszy, raczej spodziewałam się czego innego.

      – Czy jest na to rada?

      – Rada? – zastanowiła się Roksana. – Rada znajdzie się na wszystkie niewieście kłopoty. Nie wiem tylko, czy akurat ja powinnam ci doradzać, bo co na to twoja matka? Może uznać, jak i wcześniej, że wtrącam się do spraw rodziny, do której nie należę.

      – Prawie należycie – zaprzeczyła Elżbietka i próbowała się nawet uśmiechnąć. – Dla mnie na pewno.

      Pani Roksana zawsze była przecież dla niej życzliwa. Nikt nie powinien obwiniać ją o coś przeciwnego.

      – No, nie wiem – zastanawiała się pani Dębowca. – Znosiła mnie, kiedy musiała, ale teraz, gdy opuściłam Lipową…

      – Moja matka cię bardzo poważa – przekonywała Elżbietka. – Może o tym nie mówi, ale wiem, ze tak myśli.

      – Czy jest zadowolona z twojego małżeństwa?

      – Tak – przyznała Elżbietka. – Konrad darzy ją szacunkiem i choć początkowo trochę się obawiałam, teraz jest spokojnie.

      – Nie zwierzyłaś się jej ze swoich kłopotów?

      – Ona nic nie wie – ujawniła Elżbietka. – Sądzi, że między nami wszystko w porządku. I oboje z ojcem wyglądają wnuka.

      Pani Roksana zastanawiała się.

      – Lepiej nic jej nie mówić – podpowiedziała wreszcie. – Byłaby niezadowolona. Na wnuka mogą jeszcze poczekać.

      – Więc