Saga rodu z Lipowej 19: Zdmuchnięta świeca. Marian Piotr Rawinis

Читать онлайн.
Название Saga rodu z Lipowej 19: Zdmuchnięta świeca
Автор произведения Marian Piotr Rawinis
Жанр Исторические приключения
Серия
Издательство Исторические приключения
Год выпуска 0
isbn 9788726166996



Скачать книгу

się zrobić. Każdemu los pisany. Jego własny i nic nie można zrobić. Co najwyżej czasem dowiedzieć się, jak się ów los ułoży, ale nie można na niego wpłynąć.

      – Chodzi mi o królową – dopytywała się Hedwiga. – Niepokoję się jej stanem. Jest smutna, czasami nie czuje się dobrze. Lękam się…

      Alaban położył palec na ustach.

      – Nie wolno! – powiedział z naganą. – Nie wolno mówić gło¬śno. Złe słucha, usłyszy i przybiegnie.

      Hedwiga zamilkła i patrzyła, co zrobi wieszczek. Ten chodził po izbie, mruczał coś, mieszał jakieś płyny w miskach, kruszył nad ogniem zioła. Buchał nad nim dym, szary, biały, zielony nawet.

      – Kiedy byłem młodszy, znacznie lepiej wróżyło mi się z dymu – burczał. – Teraz czasem też mi się udaje, ale wzrok mam słabszy i bywa, że widok, jaki się pojawia, nie może być przeze mnie dobrze rozpoznany. Teraz…

      – Co teraz? – podchwyciła Hedwiga z niecierpliwością i przejęciem.

      – Teraz wzrok mniej mi służy… – wykręcał się Alaban. – Gdyby król słuchał mnie wcześniej… Gdyby mnie słuchał…

      – Alabanie! – upomniała Hedwiga. – Sami sobie przeczycie. Wzięliście zapłatę, więc wygłoście przepowiednię.

      Wieszczek zwlekał, ale nie mógł tego robić bez końca.

      – W przyszłym tygodniu – oznajmił wreszcie. – W przyszłym tygodniu nastąpi rozwiązanie.

      Hedwiga wydęła wargi.

      – Tyle wiem i bez was. Medycy dawno już podali taki termin.

      – W przyszłym tygodniu – powtórzył Alaban, jakby nie usłyszał uwagi. – Dobrze nie widzę, bo dym nie jest czysty…

      * * *

      Na pierwszą komnatę dla przyszłego dziedzica monarchii wyszykowano pomieszczenie będące sypialnią królowej. Było tu posłanie pani Jadwigi, obok urządzono miejsce dla następcy tronu, moszcząc je dywanami, miękkimi skórami i drogimi materiami.

      Hedwiga z panią Elżbietą oglądały właśnie kołyskę. Piękną, odlaną ze srebra, przysłał w darze kniaź litewski Witold. Była wystarczająco duża, wygodna i miała wygięte płozy, dzięki którym można będzie kołysać dziecko.

      – Śliczna! – zachwycała się pani Elżbieta. – I jaka wielka!

      Królowa była tego ranka w dobrym nastroju.

      – Ale twoi bliźniacy w niej się by nie zmieścili po urodzeniu – roześmiała się do Hedwigi.

      Żartowały właśnie, co będzie, jeśli zamiast jednego dziecka urodzi się dwoje, jak przydarzyło się pani z Lipowej.

      – To dopiero byłam zaskoczona! – opowiadała po raz kolejny Hedwiga. – Urodziłam jednego, myślałam, że już po wszystkim, a tu jest drugi. Wpadłam w strach, że zaraz będzie trzeci, a potem następny. Świekra mi opowiadała, że była w Staropolu kiedyś taka dama, która jednego razu urodziła czworo. Trzech chłopców i dziewczynkę. Ale były bardzo małe i zmarły zaraz po urodzeniu…

      Przerwała, podnosząc dłonie do ust. Umawiały się przecież z Elżbietą, że zgodnie z zaleceniem medyków, nie będą mówiły przy królowej o przykrych sprawach.

      Pani Jadwiga jakby tego nie zauważyła.

      – Pewnie była okropnie wielka ta dama? – zaciekawiła się.

      – Ależ skąd! – zaprzeczyła Hedwiga. – Wyglądała zupełnie zwyczajnie, jak wszystkie inne kobiety. Nikt by nie powiedział, że nosi czworo dzieci.

      – A mąż? – zapytała pani Elżbieta.

      – Ten dopiero się zdziwił! W ogóle nie słyszał o takim przypadku i nie chciał uwierzyć, że to jest możliwe! Wrzeszczał na tę biedaczkę i kazał szukać po dworze kobiety, która cichcem podrzuciła swoje dzieci, żeby miały lepszy żywot jako pańskie.

      Zastukano do drzwi i stanął w nich jeden z ulubionych paziów króla, chłopak ze złotymi włosami.

      – Miłościwy pan zapytuje o wasze zdrowie, najjaśniejsza pani – ukłonił się nisko. – Pyta także, czy pozwolicie, aby wam zajął chwilę.

      Królowa skinęła ręką, poprawiając się na krześle.

      – Proś – poleciła. – Rada zobaczę mojego miłościwego mał¬żonka.

      Jagiełło nadszedł szybkim krokiem. Wydawał się niespokojny, a może tylko się niecierpliwił. Im bliżej rozwiązania, tym trudniej mu było znosić niepewność. Czekał na następcę tronu już od bardzo dawna.

      Ukłonił się w progu.

      Miał na sobie prosty szary strój, w jakich gustował, a tylko buty wyglądały na drogie. Włosy długie, założone za uszy, wyraźna łysina od czoła.

      – Mam nadzieję, że wasze zdrowie, miłościwa pani, jest w porządku… – zaczął.

      – Dziękuję, mój małżonku – odkłoniła się skinieniem głowy pani Jadwiga. – Czuję się dobrze i spodziewam się, że przy bożej pomocy wszystko przebiegnie jak należy.

      – To już w przyszłym tygodniu?

      – W przyszłym.

      Królowi trudno było ukryć oczekiwanie i radość, która wciąż graniczyła z niedowierzaniem. Po kilkunastu latach małżeństwa miał mieć potomka.

      – Pozwólcie, miłościwa pani…

      Klaskaniem wezwał kogoś zza drzwi. Wszedł złotowłosy paź, niosący naręcze materii. Był to bardzo delikatny, przeźroczysty muślin, biały, ale połyskujący niebieskawo, bardzo kosztowny.

      Kiedy paź rozwinął materię przed oczami zebranych, niewiasty nie mogły powstrzymać się przed okrzykami zachwytu.

      – To na kołyskę – wyjaśnił król. – Możecie kazać urządzić nad kołyską zasłonę, żeby dziecku nie przeszkadzały czy to muchy, czy słońce nawet…

      Pani Jadwiga uśmiechnęła się z zadowoleniem.

      – Dobry pomysł – zgodziła się. – Taki piękny materiał będzie dobrze pasował do owej srebrnej kołyski od waszego brata. To kosztowny dar…

      Jagiełło chrząknął.

      – Na niczym nie będę oszczędzał, sama to wiecie, miłościwa pani. Nie poskąpię dla dobra dziedzica królestwa i dla waszego szczęścia. Poza tym, ten muślin to też dar. Przysłano go z dworu tureckiego sułtana.

      Królowa podniosła brwi.

      – Od sułtana? – powtórzyła z niedowierzaniem.

      Sułtan Bajazyt zwany Błyskawicą uważany był powszechnie za krwawego barbarzyńcę. Nie dość, że przed niewielu laty pokonał chrześcijańską armię, to jeszcze kazał ściąć prawie wszystkich rycerzy, jacy dostali się do niewoli, a za dowódców wyprawy wziął bajeczny okup.

      – Sułtan Bajazyt przysłał ten muślin z życzeniami dla was, miłościwa pani, i waszego potomka. Specjalny goniec przywiózł list, w którym sułtan składa wam uszanowanie i życzenia wszelkiej pomyślności.

      Hedwiga zacisnęła palce. Z dworu sułtana. A może ma też jakieś wieści? Bo przecież Mikołaj… On pojechał na tę wyprawę krzyżową i na niej zaginął. Zaginął, walcząc z wojskami Bajazyta.

      Król zobaczył lęk w oczach Hedwigi i uśmiechnął się uspokajająco.

      – To tylko list z pozdrowieniami dla miłościwej pani – wyjaśnił. – List i dar dla dziedzica królestwa. Kazałem przynieść, żeby królowa sama postanowiła, czy chce ten