Pozory mylą. Diana Palmer

Читать онлайн.
Название Pozory mylą
Автор произведения Diana Palmer
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-276-5234-8



Скачать книгу

Nie pamiętasz nawet, jak wyglądały, prawda?

      – Kto? – spytał trochę nieprzytomnie.

      – Kobiety, z którymi sypiałeś. Wszystkie zlewają się w twoich wspomnieniach, prawda?

      – Też tak masz? – spytał, marszcząc brwi.

      – Ja nie sypiam na lewo i prawo.

      – W takim razie co tu robię? – spytał już całkiem przytomny.

      – Zachowujesz pozory – odparła z uśmieszkiem. – Robisz to, co musisz, żeby podtrzymać swój image w oczach kuzyna. Wychodząc ze mną, miałeś też inny cel. Chciałeś dać prztyczka w nos tej kobiecie w czarnej sukienczynie.

      – O rany… – Cort gwizdnął z podziwem.

      – Ubieram się jak kobieta polująca na samców. Flirtuję, jestem uwodzicielska. Wszyscy widzą we mnie seksbombę i są przekonani, że uwiodłam z tuzin facetów, by każdego z nich oskubać z forsy. – Na moment przymknęła oczy. – A tak naprawdę pieniądze mam po pierwszym mężu. Był milionerem i nie miał żadnego spadkobiercy.

      – Ten homoseksualista, tak?

      – Tak… Gdy kochanek go rzucił dla młodszego i bardziej przebojowego mężczyzny, mój eksmąż poszedł do adwokata i sporządził testament. Zapisał mi niemal cały majątek, zadbał też o swoich pracowników. A tydzień później wjechał na najwyższe piętro drapacza chmur w Nowym Jorku, w którym mieściła się siedziba jego korporacji, i skoczył. – Znów odczekała chwilę. – Nie wiedziałam, że ma kochanka, skrzętnie ukrywał swoje preferencje. Ponieważ unikał seksu, zaczęłam podejrzewać, że coś ze mną jest nie tak. Zostawił mi długi list, w którym podziękował, że wyszłam za niego, i za dobroć, którą mu okazywałam. Przyznał się też, że miał kochanka. – W zadumie pokiwała głową. – Po śmierci męża kochanek założył sprawę sądową i domagał się, jak to nazwał, zadośćuczynienia, powołując się na względy, jakimi darzył go zmarły.

      – I co zrobiłaś.

      – Poprosiłam o pomoc adwokata pracującego dla firmy, a on rozprawił się z nim dość brutalnie i bardzo skutecznie. Koniec końców kochanek dostał tyle, na ile zasługiwał, czyli zero. I oczywiście musiał pokryć koszty sądowe. – Jej spojrzenie spochmurniało. – Doszły mnie potem słuchy, że wyjechał do Acapulco, żeby szukać kolejnej ofiary. Ponoć źle trafił i zginął od kuli jakiegoś bandziora. Biedny, żałosny człowieczek.

      – Lubiłaś swojego męża.

      – Tak, nawet bardzo. Był dobry, szlachetny, uczciwy… i głęboko nieszczęśliwy. Ludzie są, jacy są – dodała ze smutnym uśmiechem. – Uważam, że nie mamy prawa zmuszać innych, by żyli według naszego widzimisię.

      – Święte słowa. – Uniósł kieliszek, Ida zrobiła to samo, a po spełnieniu toastu Cort skomentował wesoło: – No to urządziliśmy sobie spotkanie ocalonych. To był bardzo miły wieczór.

      – Też tak uważam. – Ida wstała. – Wybacz, jeśli pokrzyżowałam ci plany na noc.

      – W sumie to wszystko mi jedno. – Wzruszył ramionami. – Chyba się starzeję.

      – Tylko mnie nie wydaj, bo podoba mi się rola uwodzicielskiej wiedźmy. Większość mężczyzn reaguje na mnie panicznym lękiem. Obawiają się, że nie sprostają moim oczekiwaniom, a potem obgadam ich przed innymi.

      – Nie ma sprawy – obiecał ze śmiechem. – Pod warunkiem, że ty też nie opowiesz nikomu o mnie.

      – Och, strasznie cię będę wychwalać, w moich opowieściach zostaniesz najcudowniejszym kochankiem wszech czasów, pogańskim bożkiem w służbie Erosa. Gdziekolwiek się zjawisz, będziesz wzbudzać zazdrość w mężczyznach.

      – Błagam, trochę stonuj peany na moją cześć – powiedział rozbawiony – bo takiemu wizerunkowi na pewno nie dorównam.

      – No dobrze, popracuję nad tym.

      – Dzięki za koniak. I towarzystwo.

      – Miło się z tobą gawędziło. – Przez chwilę mierzyła go wzrokiem. – Należysz do Grierów z okolic El Paso w Teksasie? Hodujesz bydło rasy santa gertrudis, zgadłam? – Gdy Cort przytaknął, dodała: – Ale udajesz kowboja…

      – Znudziła mi się rola książeczki czekowej.

      – Znam to uczucie. Wpadnij, jak będziesz się nudzić. Nieźle gram w szachy.

      – Na pewno cię odwiedzę – odparł z entuzjazmem.

      Ida zapisała swój numer telefonu na skrawku papieru i podała go Cortowi.

      – Nie ma mnie w książce telefonicznej.

      – Będziemy w kontakcie. – Cort podał jej numer komórki.

      – Ale jako znajomi – powiedziała z uśmiechem.

      – Tak, znajomi.

      Kiedy zajechał pod dom i wyłączył silnik, Bart jeszcze nie spał. Cortowi było głupio, że chciał przywieźć Idę na ranczo kuzyna. Bart nie polował na ślicznotki, wyznawał konserwatywne zasady, nie próbował podążać z duchem nowych czasów. Cort żałował, że sprowokował sytuację, w której Bart mógł poczuć się niezręcznie z powodu swoich przekonań, dlatego gdy tylko wszedł do salonu, powiedział szczerze:

      – Bardzo cię przepraszam za tamten pomysł z Idą.

      Bart wzruszył ramionami i zacytował swego zmarłego ojca:

      – Ludzie są różni, tylko to się nie zmienia. – I dodał: – Nic mi do twojego prywatnego życia, o ile nie próbujesz mnie wkręcać w swoje sprawy. Mnie i mojego domu – zakończył z uśmiechem.

      – W porządku. – Cort usiadł ciężko. – Naprawdę się starzeję. Kobiety straciły dla mnie całą tajemniczość.

      – Nawet wesoła rozwódka?

      – Ona nie jest taka, na jaką wygląda.

      – Tak, to się zdarza – przyznał Bart, myśląc o Minie.

      – Ta twoja… przyjaciółka działa mi na nerwy – dodał Cort, pochmurniejąc. – Tak w ogóle to jakim cudem została zaproszona na przyjęcie, na którym powinni się pojawić tylko ludzie z towarzystwa? Na pewno tę swoją żałosną kieckę kupiła w jakimś lumpeksie.

      Bart był o krok od wyjawienia prawdy, jednak ugryzł się w język. Obserwowanie, jak kuzyn błąka się w fałszu i domysłach, dawało mu mnóstwo frajdy. Był pewien, że gdy w końcu prawda wyjdzie na jaw, zrobi się naprawdę wesoło.

      – Zaproszono wszystkich z okolicy – powiedział.

      – Podobno gala była na cześć jakiejś dobrze zapowiadającej się pisarki, ale nie poznałem jej – odparł Cort.

      – Bo zjawiło się za dużo osób. Ja przestałem całą imprezę w kącie z Callisterami i Miną. I nie skosztowaliśmy żadnego trunku.

      – Żałuj, bo alkohol był wyśmienity.

      – Lubię, kiedy mój mózg funkcjonuje normalnie.

      – Ja też, ale szklaneczka od czasu do czasu pomaga mi się zrelaksować.

      – No dobra, idę spać. – Bart wstał z krzesła. – Rzadko bywam na imprezach, a z samego rana przyjedzie potencjalny kupiec, by obejrzeć roczne byczki.

      – Masz świetne stado – pochwalił Cort. – I podoba mi się twój program hodowlany.

      – Cóż, pewnie nie spełnia standardów Griera, ale mimo że hoduję bydło rasy black angus, a nie santa gertrudis, nie mam powodów do narzekania.

      –