Название | Republika Smoka |
---|---|
Автор произведения | Rebecca Kuang |
Жанр | Боевая фантастика |
Серия | Wojna makowa |
Издательство | Боевая фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788379646234 |
Ukradli więc tyle niezbędnego sprzętu i prowiantu, ile tylko byli w stanie, i jak najszybciej opuścili Prowincję Węża.
Kiedy wypłynęli z powrotem na wody Zatoki Omonod, poddali pod dyskusję rysujące się przed nimi możliwości. Pełna zgoda zapanowała tylko w jednej kwestii. Musieli zabić cesarzową Su Daji – Panią Żmiję, ostatnią z Trójcy Doskonałych, zdrajczynię, która sprzedała Federacji poddany sobie lud.
Była ich jednak zaledwie dziewiątka – nie licząc Kitaja, ósemka – przeciwko połączonym siłom cesarskiej milicji i najpotężniejszej osoby w cesarstwie. Dysponowali również mocno ograniczonymi zapasami, ich jedyną bronią była ta, którą nosili przy sobie, i pływali skradzionym statkiem, tak sponiewieranym, że połowę czasu na pokładzie spędzali, wynosząc zalewającą ładownię wodę.
Ostatecznie pożeglowali więc na południe. Prowincję Węża zostawili za sobą i skierowali się wzdłuż wybrzeży Prowincji Koguta, aż dotarli do portowego miasta Ankhiluun. I tam zaoferowali swoje usługi Moag – pirackiej królowej.
Rin nigdy w życiu nie darzyła nikogo szacunkiem większym niż właśnie Moag. Moag Kamienną Dziwkę, Moag Zakłamaną Wdowę, bezwzględną władczynię Ankhiluun. Zanim Moag została piratką, była przykładną małżonką, zanim stała się królową, była damą. Przemiana nastąpiła wiele lat wcześniej, w momencie, w którym zamordowała własnego męża. Od tamtej pory zarządzała Ankhiluun, piracką enklawą i ośrodkiem czarnego rynku. W czasie drugiej wojny makowej starła się z Trójcą Doskonałych, a potem regularnie odpierała ataki nękających ją lotnych sił cesarzowej. Wiadomość o tym, że cike zamierzają rozwiązać problem Daji w sposób ostateczny, przyjęła z wielką radością i obiecała ich w tym dziele wspomóc.
W zamian zażądała trzydziestu głów. Cike dostarczyli jej już dwadzieścia dziewięć.
Większość należała do podrzędnych przemytników, kapitanów i najemników. Znakomita część dochodów Moag pochodziła z nielegalnego importu opium, w związku z czym królowa miała szczególne baczenie na działania handlarzy narkotyków, którzy nie byli posłuszni zaprowadzonym przez nią zasadom, a przynajmniej nie wypełniali jej kiesy odpowiednią ilością pieniędzy.
Cel numer trzydzieści był o wiele bardziej wymagający. Dzisiaj Rin i jej oddział mieli obalić władze Adlagi.
Moag próbowała opanować rynek Adlagi już od dawna. Sama w sobie niewielka portowa mieścina nie miała wiele do zaoferowania, lecz wielu spośród jej mieszkańców uzależniło się od opiatów jeszcze pod okupacją Federacji i z radością wydałoby oszczędności całego życia na sprowadzany z Ankhiluun towar. Adlaga opierała się agresywnym zakusom handlowym Moag przez długie dwadzieścia lat wyłącznie za sprawą wyjątkowo czujnego sędziego pokoju Yanga Yuanfu i pracujących dla niego zarządców.
Moag pragnęła, by życie Yanga Yuanfu dobiegło końca. Cike byli wysoko wykwalifikowanymi zabójcami. Dobrali się jak w korcu maku.
Trzy miesiące. Dwadzieścia dziewięć głów. Jeszcze tylko jedno zadanie, a otrzymają srebro, statki i żołnierzy w liczbie pozwalającej odwrócić uwagę gwardii cesarskiej na dość długo, by Rin zdołała dopaść Daji i zacisnąć na jej szyi płonące żywym ogniem dłonie.
O ile ochrona portu była nieszczelna, o tyle murów nie strzegł nikt. Cike pokonali chroniące Adlagę fortyfikacje niezatrzymywani dosłownie przez nikogo – co nie stanowiło wielkiego wyczynu, zważywszy, iż wojska Federacji pozostawiły w umocnieniach potężne wyrwy, przy których nie wystawiono obecnie żadnych straży.
Z Unegenem spotkali się tuż za bramą.
– Trafiliśmy w znakomity dzień – zauważył, prowadząc towarzyszy jedną z miejskich alejek. – W południe Yuanfu ma się pojawić na głównym placu. Władze zaplanowały ceremonię upamiętniającą ofiary wojny. Będziemy go mieli jak na talerzu. Załatwimy sprawę z bocznych uliczek, nikomu nie pokazując nawet twarzy.
W odróżnieniu od Aratshy Unegen – jeżeli akurat nie korzystał z daru ducha lisa – wolał przebywać w ciele człowieka. Rin jednak niezmiennie wyczuwała w jego sposobie bycia coś swoiście lisiego. Unegen był naraz przebiegły i płochliwy; jego wąskie oczy nieustannie omiatały otoczenie, wiecznie wypatrując ewentualnych tras ucieczki.
– Czyli ile nam zostało? Dwie godziny? – spytała.
– Z kawałkiem. Kilka przecznic stąd znalazłem pusty magazyn – powiedział Unegen. – Możemy się w nim przyczaić. A potem, jeśli coś się posypie i trzeba się będzie rozdzielić, tam się też spotkamy.
Rin zwróciła się ku pozostałym cike.
– Kiedy pojawi się Yuanfu, zajmiemy pozycje w narożnikach placu – zdecydowała po chwili zastanowienia. – Suni na południowym zachodzie. Baji od północnego zachodu. Ja stanę na północnym wschodzie.
– Robimy jakieś zamieszanie? – zainteresował się Baji.
– Nie. – W normalnych okolicznościach taktyka odwracania uwagi sprawdzała się zawsze i Rin chętnie pozwalała Suniemu rozpętać gdzieś zamieszanie, by Baji mógł niepostrzeżenie podkraść się do celu i poderżnąć mu gardło, lecz dzisiaj na placu mieli pojawić się mieszkańcy i nie chciała niepotrzebnie ryzykować wybuchu paniki, która mogła kosztować kogoś życie. – Pierwszy strzał zostawimy Qarze. Zadaniem pozostałych będzie oczyszczenie drogi powrotnej na statek. Gdyby zaszła taka potrzeba.
– Czyli nadal próbujemy udawać zwyczajnych najemników? – zapytał Suni.
– Dlaczego nie? – odparła Rin.
Jak dotąd ukrywanie szamańskich talentów szło im znakomicie. Tylko w kilku przypadkach musieli uciszyć osoby grożące rozpowszechnieniem plotek. Dzięki temu Daji nadal nie miała pojęcia, że cike szykują na nią zamach. Im dłużej cesarzowa żyła w przeświadczeniu, iż zginęli na wojnie, tym lepiej.
– Aczkolwiek dzisiaj mamy do czynienia z poważniejszym przeciwnikiem niż zwykle, więc w razie czego róbcie, co będziecie musieli. Koniec końców chodzi tylko o jego głowę.
Zaczerpnęła haust powietrza i raz jeszcze przebiegła w myślach całość planu.
To się mogło udać. Tak, wszystko pójdzie jak z płatka.
Planowanie akcji z udziałem cike przypominało rozgrywanie partii szachów za pomocą stanowczo zbyt potężnych, za to niecodziennych i bardzo nieprzewidywalnych figur. Aratsha panował nad wodą. Suni i Baji byli niebywale silnymi wojownikami, bez trudu wpadającymi w bitewny szał, zdolnymi bez specjalnego wysiłku rozprawić się z całymi oddziałami przeciwników. Unegen potrafił przybierać postać lisa. Qara nie tylko swobodnie porozumiewała się z ptakami, lecz była też łuczniczką zdolną trafić pawia w oko z odległości stu jardów. A Chaghan… Rin nie była do końca pewna, co umożliwia dar wieszczka – z wyjątkiem irytowania jej przy każdej okazji – ale wiele wskazywało na to, że potrafi doprowadzać ofiary do utraty zmysłów.
Wszyscy oni razem, rzuceni przeciwko samotnemu urzędnikowi i jego osobistej ochronie… Zakrawało to na przesadę.
Z drugiej strony, zamachy nie były dla Yanga Yuanfu nowością. Nie mogły być, skoro należał do wyjątkowo w cesarstwie nielicznej i wciąż topniejącej grupki nieprzekupnych administratorów. Jego tarczę stanowił oddział najbardziej zahartowanych w bojach żołnierzy z całej prowincji, którzy nie odstępowali go na krok nigdy i nigdzie.
Dzięki informacjom zebranym przez Moag Rin wiedziała,