Название | Zależna od mafii |
---|---|
Автор произведения | Ada Tulińska |
Жанр | Остросюжетные любовные романы |
Серия | |
Издательство | Остросюжетные любовные романы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-66654-94-5 |
Podniosłam się odważnie na kolana i rozejrzałam po wnętrzu. Sam salon mógł mieć kilkadziesiąt metrów. Panował tu surowy skandynawski styl rodem z norweskiego katalogu wnętrzarskiego. Wschodnia elewacja składała się z wielkiego okna wychodzącego na szare, spokojne jezioro, za którym majaczył las. Na ścianach wisiały abstrakcyjne dzieła sztuki, podświetlone niewielkimi reflektorami, a w rogu pomieszczenia stał kominek, w którym płonął ogień. Rozglądałam się niespiesznie, możliwie jak najdłużej odwlekając konfrontację. Było tu jasno i czysto jak w aptece, zauważyłam, że zostawiłam brudne ślady na dywanie.
Filip nadal przyglądał mi się z beznamiętną miną.
W pomieszczeniu unosił się dodatkowo zapach świeżo parzonej kawy i apetycznego jedzenia. Na myśl o posiłku zaburczało mi w brzuchu.
Filip przekrzywił lekko głowę i przeniósł ciężar ciała bliżej mnie. W głowie kłębiło mi się mnóstwo pytań, ale nie mogłam się zdecydować, od czego zacząć.
Spróbowałam się podnieść, ale zatrzymał mnie jego ostry jak stal głos:
– Nie pozwoliłem ci wstać.
Nabrałam gwałtownie powietrza i znowu opadłam na ziemię. Chwilę przyglądałam mu się z niedowierzaniem. Naprawdę to powiedział. Zadarłam wojowniczo podbródek.
– Powiesz mi, co właściwie tutaj robię?
Jego pełne usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu.
– Wskutek pewnych okoliczności chwilowo należysz do mnie – wymruczał. – Rób, co mówię, bo może zrobić się bardzo nieprzyjemnie.
Zamarłam, ale zaraz odzyskałam rezon.
– Czy możesz łaskawie naświetlić mi te okoliczności? – wycedziłam przez zęby.
Nabrał powietrza i potarł policzek pokryty jednodniowym zarostem.
– Nie.
Oczywiście. Moje dłonie zacisnęły się ze złości i wyprostowałam się, żeby nie patrzył na mnie z góry.
– Słuchaj no! – W moim głosie pobrzmiewała desperacja, którą za wszelką cenę starałam się ukryć. – Zachowujmy się jak ludzie cywilizowani. Po pierwsze, rozkuj mnie! Po drugie, nie jestem rzeczą, którą można sobie wziąć pod zastaw.
W odpowiedzi dostałam arogancki uśmieszek i uniesienie jednej ciemnej brwi. Jakby chciał zapytać, czy jestem pewna, że tak nie jest. Skrzywiłam się.
– Musiałeś nas z kimś pomylić. Mój ojciec dopiero co wyszedł z terapii i nie sądzę, żeby…
– Z terapii? – Jego czoło zmarszczyło się z zaciekawieniem. – Ładnie to nazywasz.
Otworzyłam usta, ale zabrakło mi słów. Cała sprawa została załatwiona dość dyskretnie, obyło się bez skandalu w prasie, a ludzie ze szkoły myśleli, że przenieśliśmy się do innego miasta. Naturalnie musiałam zerwać wszystkie kontakty, co przyszło mi zaskakująco łatwo. Z pomocą opieki społecznej i policji natychmiast się przeprowadziliśmy.
Filip najwidoczniej znał prawdę i sprawiało mu to jakąś chorą satysfakcję.
– Czego chcesz od mojego ojca? – zapytałam, a mój ton aż ociekał frustracją i bezsilnością.
– To nie twoja sprawa.
– Owszem, moja… Ja…
– To sprawy mężczyzn – warknął. – Nie denerwuj mnie swoimi durnymi pytaniami.
Gdyby wzrok mógł zabijać, Filip już leżałby bez tchu na kanapie. Ta seksistowska uwaga wyprowadziła mnie z równowagi. Pojedynkowaliśmy się chwilę na spojrzenia, a potem chwycił z przeszklonej ławy filiżankę kawy i trochę się napił. Obserwowałam, jak jego język przesuwa się po wargach, zlizując kropelki ciemnego napoju. Obok na talerzyku leżało kilka kanapek z przeróżnymi pastami. Doskonale wiedział, że nic od wczoraj nie jadłam. Czułam się brudna i upokorzona, ale nie miałam zamiaru go błagać. Spojrzałam na swoje ubłocone ręce w kajdankach i znowu usiadłam na piętach.
– Chcesz mnie o coś poprosić? – zapytał cicho.
Jeszcze czego. Nie miałam zamiaru się powtarzać. Mimo że skóra piekła mnie od kajdanek i kiszki grały mi marsza, nie zamierzałam się przed nim płaszczyć. Utkwiłam wzrok w białym, puchatym dywanie, na którym zostawiłam błotniste ślady.
– Ogłuchłaś? – Ton jego głosu zdradzał irytację.
Dalej uparcie milczałam, skupiając się na płynącym z kominka ciepłym powietrzu, które ogrzewało moje plecy. Talerz wylądował z brzękiem na szklanej ławie bliżej mnie, sprawiając, że się wzdrygnęłam. Nie zdążyłam mrugnąć, nim jego silna dłoń chwyciła mnie za kurtkę i przyciągnęła do siebie. Wstrzymałam oddech, patrząc w jego ciemne oczy. Błysnęło w nich coś mrocznego i coś, co normalnie odczytałabym jako pożądanie. Ale jak on by mógł pożądać mnie? W tych brudnych ubraniach… Spuścił wzrok na moje wargi, a potem odepchnął mnie z niechęcią.
– Nie drażnij mnie, Julia – ostrzegł ostro. – Mogę sprawić, że twoje życie stanie się jeszcze bardziej podłe.
Nie miałam ochoty sprawdzać jego obietnicy. Zdziwił mnie fakt, że zna moje imię, najwyraźniej wiedział więcej, niż mogłam przypuszczać. Czy był klientem mojego ojca?
Wstał i spojrzał na mnie z góry, poprawiając klapy od marynarki. Niespiesznie obszedł mnie dookoła, świdrując pogardliwym spojrzeniem i wzniecając we mnie świeży płomień strachu. Instynktownie odskoczyłam, kiedy nachylił się, żeby porwać z blatu zostawiony przez jednego z goryli pęk kluczy.
Chwycił mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Jego palce były zimne jak lód. Kiedy rozpinał kajdanki, moje dłonie drżały niespokojnie.
– Możesz to zjeść. – Skinął głową w stronę talerza. Kajdanki rzucił niedbale na gzyms kominka i skierował swoje kroki w głąb domu. Popatrzyłam na kanapki ze złością. Za kogo on się miał, częstując mnie jedzeniem, podczas gdy płaszczę się przed nim na dywanie? Byłam bardzo głodna i spragniona, ale nie na tyle, żeby dać się tak traktować. Z oburzenia trzęsły mi się ręce. Chwyciłam talerz i zamachnęłam się nim z całej siły. Przeleciał obok jego ucha i wylądował na ścianie, rozbijając się w drobny mak. Szkoda, że spudłowałam.
Filip zatrzymał się, sprawiając, że zamarłam. Moje serce przeszył paniczny strach. Myślałam, że zaraz zawróci i wyceluje we mnie bronią albo nożem. On jednak milczał.
– Posprzątaj to – warknął i ruszył ponownie.
– Pierdol się – mruknęłam pod nosem. To nie było mądre, jednak jakaś część mnie nie miała zamiaru się ugiąć. Odwrócił się gwałtownie, a jego spojrzenie sprawiło, że wokół mojego żołądka ponownie owinął się drut kolczasty. Otworzył szeroko oczy i zacisnął zęby. Po chwili rozluźnił ramiona i wróciła chłodna fasada opanowania i spokoju. Emanowała od niego męska siła i dominacja.
– W trzy sekundy mogę cię odesłać do celi, w której spędziłaś ostatnie kilkanaście godzin. Chcesz?
Wbiłam w niego wściekłe spojrzenie. Schował ręce w kieszeniach i czekał.
– Posprzątaj tu. A potem idź się umyć. Na górze jest łazienka.
– Nie jestem twoim psem – warknęłam. – I nie pozwolę się tak traktować.
Jego opanowanie natychmiast wyparowało, a mięśnie rąk się napięły.
– Masz rację. Pies ma swoje miski i swoje posłanie – wysyczał. – A teraz zrób, co