Homo sapiens. Rutger Bregman

Читать онлайн.
Название Homo sapiens
Автор произведения Rutger Bregman
Жанр Философия
Серия
Издательство Философия
Год выпуска 0
isbn 9788327160713



Скачать книгу

Tych chłopców uznano już za zmarłych. Odbyły się pogrzeby. Jeśli to oni, to cud!”.

      Zapytałem Petera, czy kiedykolwiek słyszał o Władcy much.

      „Tak, przeczytałem go”, zaśmiał się. „Ale to zupełnie inna historia!”

      4

      W następnych miesiącach starałem się jak najdokładniej zrekonstruować to, co wydarzyło się na malutkiej wysepce ’Ata. Okazało się, że Peter ma doskonałą pamięć. Mimo że miał już ponad dziewięćdziesiąt lat, wszystko, co opowiadał, było zgodne z innymi źródłami[14].

      Mój drugi informator mieszkał kilka godzin drogi od Petera. Piętnastoletni wówczas, a obecnie blisko siedemdziesięcioletni Mano Totau zaliczał kapitana do swoich najbliższych przyjaciół. Kilka dni po naszej wizycie u Warnera czekał, by powitać mnie i moją żonę w swoim warsztacie samochodowym w Deception Bay, na północ od Brisbane.

      Prawdziwy Władca much, jak powiedział nam Mano, zaczął się w czerwcu 1965 roku.

      Bohaterami tych wydarzeń było sześciu chłopców, uczniów St Andrew’s, surowej katolickiej szkoły z internatem w Nuku’alofa. Najstarszy z nich miał szesnaście lat, najmłodszy trzynaście, a łączyło ich jedno: szalenie się nudzili. Tęsknili za przygodą, a nie za odrabianiem zadań, za życiem na morzu, a nie za szkołą.

      Wymyślili więc plan ucieczki: na Fidżi, jakieś osiemset kilometrów dalej, albo nawet do Nowej Zelandii. „Wiedziało o tym wiele dzieciaków ze szkoły”, powiedział Mano, „ale wszyscy myśleli, że to żart”.

      Była tylko jedna przeszkoda. Nie posiadali łodzi, więc postanowili „pożyczyć” ją od pana Tanieli Uhili, rybaka, którego nie lubił żaden z nich.

      Chłopcy poświęcili niewiele czasu na przygotowanie się do podróży. Zapakowali tylko dwa worki bananów, kilka kokosów i małą kuchenkę gazową. Nikomu nie przyszło do głowy, żeby zabrać mapę, nie mówiąc już o kompasie. No i żaden z nich nie był doświadczonym żeglarzem. Tylko najmłodszy, David, umiał sterować łodzią (co według niego „było powodem, dla którego zechcieli mnie ze sobą zabrać”)[15].

      Podróż rozpoczęła się bez przeszkód. Tego wieczoru nikt nie zauważył małej łodzi opuszczającej port. Niebo było czyste, łagodny wiatr poruszał falami na morzu.

      Ale tamtej nocy chłopcy popełnili poważny błąd. Zasnęli. Gdy obudzili się kilka godzin później, na głowy lała im się woda. Było ciemno. Widzieli tylko szalejące wokół spienione fale. Podnieśli żagiel, ale wiatr szybko rozerwał go na strzępy. Potem popsuł się ster. „Kiedy wrócimy do domu”, żartował najstarszy, Sione, „musimy powiedzieć Tanieli, że jego łódź jest taka jak on – stara i rozklekotana”[16].

      W następnych dniach nie było zbyt wielu powodów do żartów. „Dryfowaliśmy przez osiem dni”, powiedział mi Mano. „Bez jedzenia. Bez wody”. Chłopcy próbowali łapać ryby. Udało im się zebrać trochę deszczówki w wydrążone łupiny orzechów kokosowych. Podzielili się nią po równo, każdy brał jeden łyk rano i jeden łyk wieczorem. Sione próbował gotować wodę morską na palniku gazowym, ale woda się wylała i chłopiec poparzył sobie nogę.

      A potem, ósmego dnia, dostrzegli cud na horyzoncie. Ląd. Dokładniej mówiąc, małą wyspę. Nie tropikalny raj z falującymi palmami i piaszczystymi plażami, ale skały, wystające z bezkresnego oceanu.

      Obecnie ’Ata jest uważana za niezamieszkaną wyspę. Kilka lat temu dowiedział się o tym pewien hiszpański poszukiwacz przygód. Pomyślał, że może to być dobre miejsce na organizowane przez niego wyprawy, podczas których będzie szukał wraz z bogatymi ludźmi wraków zatopionych statków. Popłynął na wyspę, ale po dziewięciu dniach biedak musiał zrezygnować. Kiedy dziennikarz zapytał, czy jego firma rozwinie działalność na niegościnnych skałach, odpowiedział w sposób niebudzący wątpliwości:

      „Nigdy. Ta wyspa jest zbyt wymagająca”[17].

      *

      Chłopcy mieli trochę inne doświadczenia. „Zanim przybyliśmy”, pisał w swoich wspomnieniach kapitan Warner, „założyli małą komunę z ogródkiem, wydrążyli kilka drzew, by zbierać deszczówkę, zrobili siłownię z osobliwymi ciężarkami, boisko do badmintona, zagrodę dla kur i zapewnili sobie stały ogień – wszystko to pracą własnych rąk, przy użyciu jedynie starego noża i determinacji”[18].

      To Stephen – późniejszy inżynier – po niezliczonych nieudanych próbach wreszcie wydobył iskrę z dwóch patyków. Podczas gdy chłopcy w literackim Władcy much doprowadzają do wygaśnięcia ognia, ich prawdziwi odpowiednicy pilnowali go z takim zapałem, że przez ponad rok nie zgasł ani razu.

      Dzieciaki ustaliły, że będą pracować w dwuosobowych zespołach, i zgodnie z grafikiem dbały o ogród, kuchnię i obserwację morza. Czasami się kłóciły, ale wtedy za każdym razem rozwiązywały problem w imponująco prosty sposób – po prostu robiły sobie przerwę. Uczestnicy sporu udawali się na przeciwległe krańce wyspy, aby się uspokoić, i „po jakichś czterech godzinach”, wspomniał Mano, „sprowadzaliśmy ich z powrotem. Mówiliśmy: »Dobrze, a teraz się przeproście«”. To właśnie dzięki temu udało im się zachować przyjaźń[19].

      Ich dni zaczynały się i kończyły pieśnią i modlitwą. Kolo zrobił prowizoryczną gitarę z kawałka dryfującego drewna, połówki łupiny kokosa i sześciu stalowych drutów ocalałych z rozbitej łodzi (Peter zachował ten instrument przez wszystkie te lata) i czasem grywał na niej dla polepszenia nastroju.

      A bardzo tego potrzebowali. Przez całe lato prawie nie padało i chłopcy szaleli z pragnienia. Próbowali zbudować tratwę, aby opuścić wyspę, ale fale rzuciły ją na skały i się rozbiła[20]. Potem nad wyspą przetoczyła się burza, która powaliła drzewo. Spadło na ich chatę.

      Co najgorsze, pewnego dnia Stephen poślizgnął się, spadł z klifu i złamał nogę. Pozostali chłopcy zeszli za nim na dół, a potem pomogli mu wrócić na górę. Nastawili mu nogę, używając patyków i liści. „Nie martw się”, żartował Sione. „Będziemy wykonywać twoją pracę, podczas gdy ty będziesz tu sobie leżał jak sam król Taufa’ahau Tupou!”[21]

      Chłopcy zostali wreszcie uratowani w niedzielę 11 września 1966 roku.

      Fizycznie byli w świetnej formie. Miejscowy lekarz, doktor Posesi Fonua, wyraził później zdumienie umięśnionymi sylwetkami i doskonale wyleczoną nogą Stephena.

      Nie był to jednak koniec ich przygód, bo kiedy wrócili do Nuku’alofa, czekała na nich policja. Można by się spodziewać, że oficerowie będą zachwyceni powrotem sześciu zaginionych mieszkańców miasta. Ale nie. Weszli na pokład łodzi Petera, aresztowali chłopców i zamknęli ich w więzieniu. Pan Taniela Uhila, którego żaglówkę chłopcy „pożyczyli” piętnaście miesięcy wcześniej, nadal był wściekły i postanowił wnieść oskarżenie.

      Na szczęście dla chłopców Peter wymyślił przebiegły plan. Przyszło mu do głowy, że ich historia to doskonały pomysł na hollywoodzki film. Szóstka dzieci na bezludnej wyspie… Tę historię ludzie opowiadaliby sobie przez lata. A Peter, jako księgowy w korporacji swojego ojca, zarządzał prawami filmowymi firmy i znał ludzi z branży[22].

      Kapitan doskonale wiedział, co robić. Najpierw zadzwonił z Tonga do dyrektora Channel 7 w Sydney. „Możesz mieć prawa australijskie”, powiedział. „Daj mi prawa na cały świat. Wtedy wyciągniemy te dzieciaki z więzienia i zabierzemy je z powrotem na wyspę”, padła odpowiedź. Peter poszedł więc zobaczyć się z panem Uhilą i zapłacił mu 150 funtów za starą łódź. Chłopcy wyszli z więzienia pod warunkiem, że będą współpracować z twórcami filmu.

      Kilka