Название | Długa noc w Paryżu |
---|---|
Автор произведения | Dov Alfon |
Жанр | Криминальные боевики |
Серия | |
Издательство | Криминальные боевики |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788381431842 |
Tytuł oryginału: A Long Night in Paris
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz / ART.DESIGN
Redakcja: Jacek Ring
Korekta: Beata Wójcik, Alicja Laskowska
Redaktor prowadzący: Bartłomiej Nawrocki
Copyright © 2019 by Dov Alfon
Copyright © for the Polish translation by Aga Zano, 2020
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2020
Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark).
Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku.
Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione.
Wydanie I
ISBN 9788381431842
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.
Adamowi Vitalowi, Yigalowi Palmorowi i wszystkim żołnierzom z oddziału apokalipsy w bazie Jarkon.
Długa noc w Paryżu wszystkim nam dobrze zrobi.
Napoleon Bonaparte po wycofaniu wojsk z Moskwy, zapytany przez oficera, jak armia podniesie się po stracie osiemnastu tysięcy żołnierzy.
Rozdział 1
Dziewięć osób było świadkami porwania Yaniva Meidana z lotniska Charles’a de Gaulle’a, nie licząc setek tysięcy ludzi, którzy obejrzeli nagrania z monitoringu po tym, jak zostały one opublikowane w internecie.
We wstępnym raporcie francuskiej policji scharakteryzowano go krótko: „około dwudziestoletni pasażer z Izraela”, choć tydzień wcześniej obchodził dwudzieste piąte urodziny. Koledzy mówili o nim „żartowniś”, a niektórzy twierdzili, że był „dziecinny”. Wszyscy zgadzali się jednak co do tego, że „lubił się zabawić”.
Zauważalnie wesoły podróżny przybył lotem numer 319 linii El Al. Podczas wysiadania znów spróbował poflirtować ze stewardesami, a przy kontroli paszportowej wygłupiał się w rozmowie z francuskimi funkcjonariuszami, którzy przyglądali mu się z otwartą niechęcią, po czym podbili mu paszport i pogonili dalej.
Zawsze tak było. Od czasów przedszkolnych najróżniejsze wykroczenia uchodziły mu płazem. Meidan miał w sobie spontaniczną młodzieńczą energię. Dzięki niej umiał oczarować każdego pracodawcę i niejedną kobietę, przynajmniej na chwilę.
– Yanivowi łatwo wybaczyć różne wybryki – powiedziała kiedyś jego matce nauczycielka.
Niczym więcej nie różnił się od pozostałych dwustu Izraelczyków, którzy przyjechali do Paryża na targi teleinformatyczne CeBit. Z fryzurą na jeża, kilkudniowym zarostem, w dżinsach i koszulce z logo zeszłorocznych targów wyglądał dokładnie tak samo jak wszyscy młodzi mężczyźni z kraju, który sam siebie nazywał „stolicą start-upów”. Na nagraniu widać, jak bez przerwy bawi się telefonem.
Już drugi rok był menedżerem marketingu w firmie software’owej B.O.R., co czyniło go najstarszym stażem pracownikiem wysłanym na targi. W sumie pojechało ich sześciu – niewielki zespół w porównaniu z innymi, większymi organizacjami.
– Może nie mamy tyle hajsu, ale nadrabiamy zdolnościami – powiedział kolegom. Zawsze traktowali go z życzliwym rozbawieniem.
Strefa odbioru bagażu okazała się kiepsko oświetlona i ciasna. Meidan podkręcił tempo żartów. Im dłużej musieli czekać, tym bardziej się nudził. Kręcił się tam i z powrotem, zagadywał kolegów, postukiwał w nieruchomą taśmę. Nie znosił czekać. Nie cierpiał nudy. Jego zawodowy sukces brał się bezpośrednio z tej cechy, z potrzeby wypełnienia każdej chwili czymś interesującym.
Ani śladu walizek. W którymś momencie zaczął robić sobie selfie w różnych pozach i wrzucił do internetu zdjęcie na tle billboardu galerii handlowej Lafayette, jak pokazuje język nagiej modelce. Nie miał pojęcia, że następnego dnia rano ta fotografia pojawi się na pierwszej stronie najpopularniejszej izraelskiej gazety „Jedijot Ahronot”.
Menedżerowie konkurencyjnych firm rozsiedli się z laptopami i zajęli pracą, wykorzystując chwilę przestoju na powtórzenie swoich prezentacji, przygotowanych na wystąpienia targowe.
– Najważniejsze to umieć łączyć jedno z drugim – oznajmił Meidan swojemu zespołowi i wyciągnął visę, by zrobić głupią minę na tle reklamy American Express.
Nagle walizki zaczęły sunąć po pasie. Ich bagaże pojawiły się niemal od razu.
– Nie martwcie się, chłopaki, zdążycie. Targi trwają kilka dni! – rzucił Meidan do wciąż czekających współpasażerów i triumfalnie poprowadził swój zespół do wyjścia.
Minęli zieloną linię kontroli celnej, on pierwszy, za nim piątka kolegów. Automatyczne bramki się otworzyły i jego oczom ukazał się rząd kilkunastu kierowców z tabliczkami, czekających na pasażerów. Połowa wyglądała jak gangsterzy, ale wśród nich Meidan dostrzegł oszałamiającą blondynkę w czerwonym hotelowym uniformie, trzymającą kartkę z nazwiskiem. Natychmiast ruszył w jej stronę, pewien, że ma czas na jeszcze chwilę wygłupów przed chłopakami. Trochę ją pobajeruje i tyle.
Była dziesiąta czterdzieści rano, poniedziałek szesnastego kwietnia.
Rozdział 2
W tym samym czasie porucznik Oriana Talmor była prowadzona w pośpiechu na nadzwyczajne zebranie.
Pierwszy raz poproszono ją o reprezentowanie swojej jednostki w obozie Rabin, bazie Cahalu1 na osiedlu rządowym Ha-Kirja. Rozglądała się z podziwem po ogromnym kompleksie Sił Obronnych Izraela, a eskortujący ją umięśniony żandarm szedł żwawo przodem. Talmor podążała za nim przez labirynt brutalistycznych baraków z szarego betonu i futurystycznych szklanych wież, po ulicach o niedorzecznych nazwach, takich jak Irysowy Zaułek czy Zielone Pole.
Po dwudziestu minutach i kilku kontrolach bezpieczeństwa dotarli na piętro, w którym znajdowało się biuro wykonawcze szefa wywiadu sił zbrojnych. W holu było już gęsto od ludzi. Tłum wylewał się na korytarz. Krępy major z naręczem teczek i dokumentów usiadł przy biurku recepcjonistki, ignorując jej niechętne spojrzenie.
Oriana znalazła sobie miejsce przy oknie z widokiem na Tel Awiw. Za szybą aż po blade wybrzeże Morza Śródziemnego ciągnęły się niskie budynki, tu i ówdzie poprzetykane zielenią. Wody nie było widać – wybieliło ją słońce i przysłaniały cienie bloków mieszkalnych oraz hoteli.
Po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko terenu wojskowego, ludzie ustawiali się w kolejkach do eleganckich restauracji, jeździli na stylowych elektrycznych rowerach i wymieniali pozdrowienia, poufne adresy, wieści o członkach rodziny, wegańskie przepisy. Przy bramie kilka kobiet w czerni nawoływało do zakończenia okupacji wojskowej na terenie Palestyny. Amerykańscy turyści i izraelscy generałowie uprzejmie je ignorowali w drodze do pobliskiej galerii handlowej. Przy parkingu dziesiątki bezdomnych kotów włóczyły się przy śmietnikach i czekały, aż żołnierz na służbie wyrzuci resztki wojskowego jedzenia.
Oriana czuła intensywność tego wszystkiego, choć znajdowała się bardzo wysoko. Tel Awiw był uznawany za najmodniejsze miasto na ziemi. Stanowił przy tym jedyne miejsce w Izraelu, za którym nigdy nie przepadała.
Odsunęła się od okna i przystanęła przed galerią dziwnych przedmiotów, porozwieszanych na ścianie. Kowbojski kapelusz, prezent od ówczesnego szefa CIA; miecz z czystego srebra od szefa służb bezpieczeństwa Zimbabwe; plakat z retro reklamą Toblerone od szefa szwajcarskiego kontrwywiadu. Zastanawiała się,
1
Cahal – hebrajski skrót oznaczający Siły Obronne Izraela [wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki].