PONIEWAŻ CIĘ KOCHAM. Гийом Мюссо

Читать онлайн.
Название PONIEWAŻ CIĘ KOCHAM
Автор произведения Гийом Мюссо
Жанр Любовно-фантастические романы
Серия
Издательство Любовно-фантастические романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-8215-144-2



Скачать книгу

Dałam mu środek uspokajający i antybiotyki – rzekła Susan, zbierając swoje rzeczy.

      Nicole odprowadziła ją do drzwi.

      – Wpadnę tu jutro – obiecała Susan. – Ale…

      Przerwała, odczuwając jednocześnie skrępowanie i strach przed tym, co zamierzała powiedzieć.

      – Ale nie pozwól mu odejść. W tym stanie po prostu umrze.

      *

      – A więc?

      – A więc co?

      – A więc co z nim zrobimy? – spytał Eriq. – Co zrobimy z twoim mężem?

      Adwokat trzymał w dłoni szklaneczkę whisky i chodził tam i z powrotem po kuchni.

      Nicole patrzyła na niego niechętnym, zmęczonym wzrokiem. Co robiła z tym facetem od prawie roku? Jak mogła dzielić z nim życie? Dlaczego się do niego tak przywiązała?

      – Proszę cię, idź już sobie – wyszeptała.

      Eriq pokręcił głową.

      – Nie ma mowy, żebym zostawił cię samą w takiej sytuacji – rzekł.

      – Kiedy facet przykładał mi nóż do szyi, nie spieszyłeś się specjalnie, żeby mnie ratować!

      Eriq zamarł. Minęło kilka sekund, zanim zaczął szukać usprawiedliwienia.

      – Przecież nawet bym nie zdążył… – zaczął i ucichł.

      – Proszę cię, idź sobie – powtórzyła po prostu Nicole.

      – Jeśli naprawdę tego chcesz… – rzekł. – Jutro do ciebie zadzwonię! – dodał, wychodząc.

      Nicole poczuła ulgę, gdy znikł za drzwiami. Wróciła do salonu. Zgasiła wszystkie lampy i po cichu przysunęła fotel do kanapy, żeby znaleźć się jak najbliżej Marka.

      Jedynym źródłem światła w pokoju był teraz pomarańczowy błysk spalających się w kominku bierwion. Wokół panował spokój.

      Wyczerpana, zdezorientowana Nicole położyła swoją dłoń na dłoni męża i zamknęła oczy. Byli tutaj tak szczęśliwi! Gdy wreszcie znaleźli ten dom, prawie oszaleli z radości. Był to tak zwany brownstone, powstały pod koniec XIX wieku. Budowla miała fasadę z brązowego kamienia i ładny ogród. Kupili ją dziesięć lat wcześniej, tuż przed narodzinami dziecka, które zamierzali wychowywać z dala od zgiełku panującego na Manhattanie.

      Kilka oprawionych fotografii na półkach biblioteki przypominało o tych szczęśliwych dniach. Na pierwszej mężczyzna i kobieta trzymali się za ręce. Ich spojrzenia wyrażały głębokie porozumienie i wzajemną czułość. Romantyczne wakacje na Hawajach i pełna przygód przeprawa na motorach przez Wielki Kanion. Potem zdjęcie USG i następna fotografia, zrobiona najwidoczniej kilka miesięcy później: bobas o okrągłej buzi, świętujący swoje pierwsze Boże Narodzenie. Na ostatnich zdjęciach dziecko przemieniło się już w małą dziewczynkę tracącą mleczne zęby. Dziewczynka pozowała dumnie przed klatką z żyrafami w zoo w Bronksie, poprawiała czapkę pod prószącym śniegiem Montany, wreszcie podsuwała przed obiektyw swoje dwie rybki błazenki, Ernesta i Cappuccino.

      Szczęśliwe dni, które odeszły na zawsze…

      Mark zakaszlał przez sen. Nicole przebiegł dreszcz. Mężczyzna śpiący na kanapie nie miał wiele wspólnego z tym, którego kiedyś poślubiła. Jedynie oprawione w ramki dyplomy i nagrody, wiszące niczym trofea na ścianach pokoju, świadczyły o tym, że Mark był kiedyś renomowanym psychologiem. FAA i FBI odwoływały się do jego kompetencji jako specjalisty od leczenia urazów związanych z porwaniem lub katastrofą samolotu. Po jedenastym września był członkiem specjalnej grupy psychologów założonej w celu pomocy rodzinom ofiar oraz tym pracownikom World Trade Center, którzy ocaleli z katastrofy. Ponieważ nikt nigdy nie wychodzi bez traumy z takiego dramatu. Część nas wciąż słyszy krzyki, widzi szalejące płomienie i krew. Może nie umarliście, ale czujecie się zbrukani, męczy was poczucie winy, zżera głucha trwoga, wciąż zadajecie sobie to samo pytanie, na które nigdy nie znajdziecie odpowiedzi: dlaczego ja przeżyłem, a inni zginęli? Ja przeżyłem, a zginęło moje dziecko, moja żona, moi rodzice…

      Pracując jako psycholog, Mark powierzał wnioski ze swych doświadczeń prasie popularnonaukowej. W swoich artykułach rozpowszechniał wiedzę na temat nowych terapii – hipnozy, psychodramy – nad którymi pracował jako prekursor wraz ze swym kolegą z zespołu i przyjacielem z dzieciństwa, Connorem McCoyem. Stopniowo stał się modnym psychologiem, którego często widywano w telewizji, i ta nagła sława spowodowała, że wraz z Nicole stali się nagle celebrytami. Słynny „Vanity Fair” w numerze poświęconym najgłośniejszym parom Nowego Jorku zamieścił czterostronicowy artykuł ilustrowany atrakcyjnymi zdjęciami, na których można ich było podziwiać w całej krasie. To było jak namaszczenie.

      Jednak bajka z kolorowych stron żurnali prysła jak bańka mydlana. Pewnego marcowego popołudnia ich pięcioletnia córeczka Layla zaginęła w centrum handlowym w Orange County, znajdującym się na południu Los Angeles. Gdy widziano ją ostatni raz, oglądała zabawki na wystawie sklepu Disneya. Jej opiekunka, młoda Australijka, zostawiła ją samą na kilka minut, aby zmierzyć przecenione dżinsy firmy Diesel w butiku obok…

      Ile czasu minęło, zanim zauważyła nieobecność dziewczynki? „Nie dłużej niż pięć minut!” – zapewniła policjantów prowadzących śledztwo. W tym wypadku równało się to wieczności. Przez pięć minut może się wydarzyć wszystko.

      Wiadomo, że pierwsze godziny po zniknięciu dziecka są najważniejsze. To okres, w którym są największe szanse na to, żeby znaleźć je żywe. Po czterdziestu ośmiu godzinach szanse na to szczęśliwe rozwiązanie dramatycznie spadają.

      Tamtego dnia, a był to 23 marca, lało. Mimo że dziecko znikło w biały dzień i w zatłoczonym centrum handlowym, policja miała trudności ze znalezieniem świadków wydarzenia. Przejrzenie taśm z kamer przemysłowych, które monitorowały to miejsce, nie przyniosło rezultatów, tak samo jak bezowocne okazało się przesłuchanie opiekunki, winnej co prawda pozostawienia dziecka bez opieki, ale przecież nie porwania.

      Minęło wiele dni.

      Przez kilka tygodni ponad stu policjantów z psami gończymi i wspomaganych z powietrza przez helikoptery przeczesało każdy metr kwadratowy całego hrabstwa. Ale mimo wysiłków FBI nie znaleziono żadnego śladu po dziewczynce.

      Minęło wiele miesięcy.

      Policja była zbita z tropu brakiem jakichkolwiek wskazówek. Nikt nie zażądał okupu. Nie było żadnych poszlak. Niczego.

      Minęły lata.

      Od pięciu lat zdjęcie Layli wisiało na każdym dworcu, lotnisku, na każdym budynku pocztowym obok zdjęć innych zaginionych dzieci.

      Layla znikła. Wyparowała.

      *

      Tamtego dnia, 23 marca 2002 roku, życie Marka się zatrzymało.

      Zniknięcie córki pogrążyło go w kompletnej rozpaczy. Ból i poczucie winy niczym wybuch wewnętrznego wulkanu odcięły go od jego zawodu, od żony, od przyjaciela.

      W ciągu pierwszych miesięcy zaangażował najlepszych detektywów, którzy zabrali się do drobiazgowego śledztwa. Bez rezultatu. Wówczas sam zaczął szukać dziecka.

      Te poszukiwania, z góry skazane na niepowodzenie, trwały trzy lata, po czym Mark również znikł. Nie pozostawił żadnej wiadomości ani żonie, ani Connorowi.

      Nicole przeżyła tę rodzinną tragedię zupełnie inaczej. Początkowo rozpaczy towarzyszyło poczucie konkretnej winy: to ona naciskała, aby Layla pojechała z nią do Los Angeles, gdzie skrzypaczka została zaproszona na serię recitali. To